Rozdział 2.

52 6 1
                                    

Siedziałam na łóżku i myślałam. Myślałam o Balu Zimowym. Doszłam to wniosku, że 1. będzie ciężko zebrać się w sobie 2. nawet jeśli bym poszła to nie umiem tańczyć 3. nie mam z kim iść (Raven się nie liczy) 4. jestem strasznie głodna.

Z tą myślą zeszłym do kuchni i zrobiłam naleśniki.

- Evan!! - krzyknęłam do brata. - Są naleśniki!!!

Pięć sekund później chłopak stał już przede mną.

- Gdzie?? - i rozglądnął się w poszukiwaniu jedzenia.

- Tu - podałam mu talerz z jego porcją.

- Dzięki! - uśmiechnął się, dał mi buziaka i wrócił do swojego pokoju.

Evan był świetnym starszym bratem. Czasem trochę nadopiekuńczym, ale przez to jeszcze bardziej cennym. Był przystojnym blondynem z niebieskimi oczami. Jego uśmiech powalał masę dziewczyn, ale on sam nie zdawał sobie z tego sprawy. Kochałam go za wszystko, nawet za jego zamiłowanie do demolowania kuchni w poszukiwaniu żarcia.

Po zjedzeniu sporej porcji naleśników ruszyłam do pracy w jednej z najbardziej lubianych i równocześnie najbardziej znienawidzonych kawiarni na świecie. Chodzi tu oczywiście o Starbucksa. Dziś mogłam wyjść wcześniej, bo Ann (szefowa) chciała protestować sama nowe ekspresy i nie chciała mieć świadków zbrodni.

Szłam ulicą myśląc o...
A zresztą to już nudne! Musiałam skupić się na czymś innym. Zaczęłam patrzeć na wolno opadające, pożółkłe liście i gałęzie drzew falujące za sprawą wrześniowego wiatru. Wysoko, na ciemniejącym już niebie latały pojedyncze ptaki. Dopiero teraz zrozumiałam, że dziś jest zdecydowanie zimniej, niż tydzień temu.

Z dala zobaczyłam jaśniejący szyld Starbucksa, a kiedy wchodziłam do jego środka oblała mnie przyjemna fala ciepła. Powinnam zacząć nosić czapkę.

- Cześć słonko! - przywitała mnie miło Ann.

- Hej. - odpowiedziałam i poszłam założyć firmową koszulkę.

Kiedy wróciłam miałam już całkiem sporą listę kaw do zrobienia. Zabrałam się za pracę.
27 kaw i 4 ciastka później miałam przerwę.

Czy ktoś zdaje sobie sprawę z tego, że mając taką przyjaciółkę, jak Raven po kilku godzinach nie sprawdzania telefonu ma się totalnie zawaloną skrzynkę pocztową?! Przez resztę czasu odpisywałam na wiadomości i jadłam muffinkę z czekoladą.

- Wiesz co? - zaczęła Ann.

- Nie, nie wiem. - odpowiedziałam z uśmiechem.

- Możesz na dzisiaj już skończyć...

- Na prawdę?? Wiesz, że nie musisz...

- Wiem, ale już postanowiłam.

- Dzięki. - prawie wyśpiewałam.

- Nie ma sprawy, ale jak rozwalę nowy ekspres to nikomu nie mów.

- Ma się rozumieć szefie. - dodałam wychodząc z budynku. - Do zobaczenia!

- No idź już wreszcie.

***

Rozległ się dzwonek i dostałam kolejnego sms'a od Raven.

Rav: Co robisz??

Ja: To co zwykle - nic.

Rav: Tak też myślałam

Ja: Szczere

Rav: Wiem

Ja: O co chodzi?

Rav: O bal

Tak myślałam. Raven zawsze myśli najpierw o mnie, potem o sobie. Ale co miałam jej napisać?
"Wiesz co? Chyba wolałabym się połamać" W sumie opcja warta przemyślenia, tyle, że nie miałam ochoty opuszczać lekcji. Pan Herr zostałby wpakowany do pudła za podpuszczanie uczniów, a ja dalej byłabym się tak śmiesznej sprawy. Musiałam podjąć odpowiednie kroki. Dosłownie.

Ja: Zapiszę się na zajęcia taneczne.

Rav: Dobry pomysł!! Gratuluje!

Ja: Boję się

Rav: Wiem, ale to ci dobrze zrobi

Ja: Mam nadzieję

Na tym skończyła się nasza konwersacja i zostawiła mi sporą dziurę na myśli. Znowu.

Dlaczego życie nastolatki jest takie przewidywalne? Robimy coś - żałujemy - myślimy (i to całkiem dużo).

Bardzo nudny schemat.

- Lucy!! Do spaniaaaa! - dało się słyszeć krzyk mamy. - Bo jutro nie wstaniesz!!

Spojrzałam na zegarek. Była 23.56. Chyba nie zdawała sobie sprawy z tego, że od dziesięciu lat szłam spać superpóźno, na pewno później niż o północy. I, że przy okazji obudziła mojego brata i całe miasto.

- Dobrzee! - odkrzyknęłam i poszłam spać.

-----------------------

Rany, mam nadzieję, że post się wam spodobał! :D
Już niedługo pojawi się kolejny.

~ Anet.

What I WantOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz