Siedziałam na łóżku i myślałam. Myślałam o Balu Zimowym. Doszłam to wniosku, że 1. będzie ciężko zebrać się w sobie 2. nawet jeśli bym poszła to nie umiem tańczyć 3. nie mam z kim iść (Raven się nie liczy) 4. jestem strasznie głodna.
Z tą myślą zeszłym do kuchni i zrobiłam naleśniki.
- Evan!! - krzyknęłam do brata. - Są naleśniki!!!
Pięć sekund później chłopak stał już przede mną.
- Gdzie?? - i rozglądnął się w poszukiwaniu jedzenia.
- Tu - podałam mu talerz z jego porcją.
- Dzięki! - uśmiechnął się, dał mi buziaka i wrócił do swojego pokoju.
Evan był świetnym starszym bratem. Czasem trochę nadopiekuńczym, ale przez to jeszcze bardziej cennym. Był przystojnym blondynem z niebieskimi oczami. Jego uśmiech powalał masę dziewczyn, ale on sam nie zdawał sobie z tego sprawy. Kochałam go za wszystko, nawet za jego zamiłowanie do demolowania kuchni w poszukiwaniu żarcia.
Po zjedzeniu sporej porcji naleśników ruszyłam do pracy w jednej z najbardziej lubianych i równocześnie najbardziej znienawidzonych kawiarni na świecie. Chodzi tu oczywiście o Starbucksa. Dziś mogłam wyjść wcześniej, bo Ann (szefowa) chciała protestować sama nowe ekspresy i nie chciała mieć świadków zbrodni.
Szłam ulicą myśląc o...
A zresztą to już nudne! Musiałam skupić się na czymś innym. Zaczęłam patrzeć na wolno opadające, pożółkłe liście i gałęzie drzew falujące za sprawą wrześniowego wiatru. Wysoko, na ciemniejącym już niebie latały pojedyncze ptaki. Dopiero teraz zrozumiałam, że dziś jest zdecydowanie zimniej, niż tydzień temu.Z dala zobaczyłam jaśniejący szyld Starbucksa, a kiedy wchodziłam do jego środka oblała mnie przyjemna fala ciepła. Powinnam zacząć nosić czapkę.
- Cześć słonko! - przywitała mnie miło Ann.
- Hej. - odpowiedziałam i poszłam założyć firmową koszulkę.
Kiedy wróciłam miałam już całkiem sporą listę kaw do zrobienia. Zabrałam się za pracę.
27 kaw i 4 ciastka później miałam przerwę.Czy ktoś zdaje sobie sprawę z tego, że mając taką przyjaciółkę, jak Raven po kilku godzinach nie sprawdzania telefonu ma się totalnie zawaloną skrzynkę pocztową?! Przez resztę czasu odpisywałam na wiadomości i jadłam muffinkę z czekoladą.
- Wiesz co? - zaczęła Ann.
- Nie, nie wiem. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Możesz na dzisiaj już skończyć...
- Na prawdę?? Wiesz, że nie musisz...
- Wiem, ale już postanowiłam.
- Dzięki. - prawie wyśpiewałam.
- Nie ma sprawy, ale jak rozwalę nowy ekspres to nikomu nie mów.
- Ma się rozumieć szefie. - dodałam wychodząc z budynku. - Do zobaczenia!
- No idź już wreszcie.
***
Rozległ się dzwonek i dostałam kolejnego sms'a od Raven.
Rav: Co robisz??
Ja: To co zwykle - nic.
Rav: Tak też myślałam
Ja: Szczere
Rav: Wiem
Ja: O co chodzi?
Rav: O bal
Tak myślałam. Raven zawsze myśli najpierw o mnie, potem o sobie. Ale co miałam jej napisać?
"Wiesz co? Chyba wolałabym się połamać" W sumie opcja warta przemyślenia, tyle, że nie miałam ochoty opuszczać lekcji. Pan Herr zostałby wpakowany do pudła za podpuszczanie uczniów, a ja dalej byłabym się tak śmiesznej sprawy. Musiałam podjąć odpowiednie kroki. Dosłownie.Ja: Zapiszę się na zajęcia taneczne.
Rav: Dobry pomysł!! Gratuluje!
Ja: Boję się
Rav: Wiem, ale to ci dobrze zrobi
Ja: Mam nadzieję
Na tym skończyła się nasza konwersacja i zostawiła mi sporą dziurę na myśli. Znowu.
Dlaczego życie nastolatki jest takie przewidywalne? Robimy coś - żałujemy - myślimy (i to całkiem dużo).
Bardzo nudny schemat.
- Lucy!! Do spaniaaaa! - dało się słyszeć krzyk mamy. - Bo jutro nie wstaniesz!!
Spojrzałam na zegarek. Była 23.56. Chyba nie zdawała sobie sprawy z tego, że od dziesięciu lat szłam spać superpóźno, na pewno później niż o północy. I, że przy okazji obudziła mojego brata i całe miasto.
- Dobrzee! - odkrzyknęłam i poszłam spać.
-----------------------
Rany, mam nadzieję, że post się wam spodobał! :D
Już niedługo pojawi się kolejny.~ Anet.