Nacisnęłam klamkę i pchnęłam wielkie drzwi. Oślepiło mnie białe światło wylewające się z pomieszczenia. Muzyka była nastawiona na full, ale i tak przez nią dało się słyszeć stłumione głosy uczniów, których miałam poznać już za chwilę. Moim ciałem wstrząsnął dreszcz. Zaczęło się...
Udałam się do szatni i założyłam... Tak. Założyłam te obcisłe legginsy. Jednak Will znał mnie na wylot.
- Skubaniec... - zaśmiałam się w myślach i weszłam na salę.
Zobaczyłam z dziewięć osób ubranych w bardzo wygodne ciuchy. Cztery dziewczyny, pięciu chłopaków. Świetnie... Zdałam sobie sprawę z tego, że wszyscy zdążyli się już dobrać w pary.
Tylko jedna osoba stała odwrócona przy oknie.
Zebrałam się w sobie i podeszłam do wysokiego, dobrze zbudowanego nastolatka. Miał na sobie szarą koszulkę, która lekko przylegała mu do ciała i czarne spodnie dresowe.
- Cześć. Jestem Lucy. - zaczęłam nieśmiało.
Wtedy chłopak się odwrócił i zrozumiałam, że to on był wtedy w pizzerii. O rany! To naprawdę nie działo się na prawdę... Mam tańczyć z tym modelem?!
Powoli zaczęłam się odwracać, bo wyglądałam dość żałośnie gapiąc się tak na niego, wtedy silna ręka złapała mój nadgarstek.
- Hej! Nie idź jeszcze. - powiedział. - Wygląda na to, że będziemy tańczyć razem. Jestem James.
- Miło mi cię poznać, James. - wykrztusiłam i wyswobodziłam rękę.
- Mi ciebie też, ale już skądś cię pamiętam. Czyżbyś była dziewczyną z moich snów? A może to ja śnię się tobie? - uśmiechnął się głupio.
Właśnie tym tekstem zniszczył wszystko. A zapowiadało się tak pięknie. Natychmiast zrozumiałam, że trafiłam na kolejnego podrywacza! Szybko odwróciłam się na pięcie, ale on znów mnie chwycił i tym razem przyciągnął bliżej.
- Mówiłem, żebyś jeszcze nie obchodziła. Nie jestem takim dupkiem na jakiego wyglądam. Jeszcze zdążysz to zrozumieć. - puścił mi oczko i uśmiechnął ukazując śnieżnobiałe zęby.
W tej chwili na salę wszedł nauczyciel i całe szczęście, bo nie zniosłabym kolejnego słowa Jamesa. Powoli żałowałam kilku decyzji...
- Witam wszystkich na moich zajęciach. Nazywam się Noel Really, ale po prostu nazywajcie mnie Nol, Nel albo Noel. Będziemy uczyć się tutaj tańca klasycznego i towarzyskiego. Mam nadzieję, że każdy z was wyjdzie stąd zadowolony ze swoich nowych umiejętności... lepiej możliwości artystycznych.
Mówiąc to Noel bardzo mocno gestykulował i chodził wokół nas patrząc każdemu w oczy.
Wyglądał bardzo niecodziennie. Miał na sobie czerwoną, bufiastą koszulę i tak samo jak ja, bardzo, ale to bardzo obcisłe spodnie. Szczerze mówiąc, trzymałam kciuki za to, że wyglądam w nich lepiej od niego.
James chyba też to zauważył, bo co chwilę śmiał się pod nosem i gapił się na mój tyłek. Obrzuciłam go wkurzonym spojrzeniem, a on uśmiechnął się niewinnie.
- Dobrze, dobierze się w pary. - Wszyscy spojrzeliśmy na niego dziwnie. - O! Widzę, że już to zrobiliście. - zarumienił się i stanął na środku sali, twarzą do wielkich luster, zajmujących powierzchnię całej ściany. Klasnął w dłonie. - Ustawicie się w szachownicy przede mną.
Całe zamieszanie było spowodowane niedoświadczeniem uczniów, dlatego ostatecznie Noel musiał nas ustawić. Co to szachownica?!
- Dobrze. Teraz zaczniemy rozgrzewkę.
Po 20 minutach mocno wycieńczającego rozciągania, zaczęliśmy ćwiczenia. Szczerze, byłam dobrze rozciągnięta. Nie obijałam się na WF'ie, w domu rozciągałam się, biegałam, żeby zachować kondycję. Ale Noel miał ewidentnie talent.
- Tańczyłaś już kiedyś? - zaczął James.
- Nie. Dziwię się, że w ogóle tu jestem.
- Ciekawe.
- A ty, tańczyłeś wcześniej?
- Tak, ale dość koszmarnie, dlatego tu wylądowałem.
Noel pokazał nam podstawowe kroki do cha-chy i zaczęliśmy po nim powtarzać. To nie było takie trudne. Najpierw sami próbowaliśmy coś sklecić. Krok dostaw, krok dostaw, noga w przód i z powrotem. Potem dołączył do mnie James.
Położył swoją rękę na mojej talii (w tej chwili przeszedł mnie dreszcz), a ja na jego ramieniu, kolejne spletliśmy ze sobą.
Nauczyciel chodził po sali przesuwając każda parę jak najbliżej do siebie.
- No już. - powiedział kiedy stawiłam opór. - Nie bądź dzieckiem.
Odpuściłam i przesunęłam się bliżej chłopaka. Ten patrzył cały czas na mnie. W końcu podniosłam wzrok i zobaczyłam jego cudowne, błękitne oczy. Czułam, jakbyśmy byli tam tylko we dwoje. On trzymający mnie, bym nie uciekła, ja opierająca się, ale nie zdolna do opuszczenia go.
- I co? Powoli się do mnie przekonujesz? - uniósł brew.
- Marz dalej. - odparłam.
- Zawsze.
- Zobaczymy. - i uśmiechnęłam się złośliwie.
Tylko po co...
-------------------
Jej!! Kolejny rozdział!
Mam nadzieję, że się wam spodobał.~ Anet.