- Lucy! Spóźnisz się do szkoły!! - usłyszałam z dołu ryk mamy.
- Idęęęę!! - Porwałam plecak i pobiegłam po schodach na dół.
Dziś był ostatni pierwszy dzień w moim liceum, powszechnie znanym jako Edukacyjne Więzienie. Nie chciałam się spóźnić, bo z utęsknieniem wyczekiwałam 1 września, dlatego moje dzisiejsze (poranne) tempo było mistrzowskie.
Ze stołu porwałam jabłko i wypadłam z domu... prosto pod koła czarnego minivana, który w ostatniej chwili zahamował. Uff... Pokiwałam głową przepraszająco i ruszyłam na lekcje.
Założyłam słuchawki i odpłynęłam w swój świat. Nawet nie zauważyłam momentu, w którym wchodziłam do klasy. Dziś zaczynałam historią... Zajęłam miejsce w pierwszej ławce, obok Raven, mojej przyjaciółki.- O Boże! Lucy, w końcu! - przytuliła mnie i kontynuowała. - Słyszałaś, że Adrian, no wiesz szkolny osiłek uciekł ze swoją dziewczyną?? Podobno ukradł rodzicom auto i pojechał do Vegas. Ale dramat!!
Raven to jedna z tych dziewczyn, które zawsze wiedzą o wszystkim pierwsze. Była swego rodzaju chodzącą Encyklopedią, ale jej to odpowiadało, bo dzięki temu stała się jedną z najpopularniejszych i najbardziej lubianych osób w szkole.
- No nieźle. - zdążyłam odpowiedzieć, bo do klasy wszedł nauczyciel.
Historia to jeden z moich ulubionych przedmiotów, ale dziś wyjątkowo nie mogłam się skupić. W sumie przerabialiśmy to samo co rok temu, tyle, że miliard razy szybciej.
- Co robisz po szkole? - spytała szeptem Raven.
- Jeszcze nie wiem. A co? Chciałaś się pouczyć? - odparłam równie cicho.
- Yhm... - odpowiedziała.
- No to spoko.
Dwie godziny później siedziałyśmy już na stołówce. To jedzenie nigdy nie będzie w 100% jadalne, ale nie miałam innej opcji. Pacnęłam coś, co miało imitować ziemniaki i straciłam apetyt.
- Hej, co z tobą? - zaczęła Raven.
- Nic, po prostu to - Znów pacnęłam wielką, bardzo niekształtną żółtą kulkę. - mnie obrzydza.
- Rozumiem twój ból. - I odsunęłyśmy swoje tace z jedzeniem.
***
Rozległ się dzwonek i wszyscy wyszliśmy na świeże powietrze. Dziś Raven mnie odprowadzała, więc mogłyśmy spokojnie porozmawiać o wszystkim. Kochałam ją za to, że myślała o mnie i potrafiła słuchać. Potrzebowałam osoby do zwierzeń. Ostatnio przybyło mi sporo nowych obowiązków, między innymi praca w Starbucksie.
Kiedy doszłyśmy do mojego domu Raven nagle sobie coś przypomniała.
- Ej! Zapomniałam ci powiedzieć o balu!
- Co? - zdziwiłam się.
- No, tak. Będzie Bal Zimowy.
- Fajnie, ale ja nie idę.
- Musisz. Profesor Herr mówił, że to obowiązkowe. No chyba, że ktoś będzie połamany.
- No to czas wylądować w szpitalu. - zaśmiałam się.
- Ha, ha. Bardzo śmieszne. Nie żartuję, musisz iść!
- Nie umiem tańczyć... - przyznałam się.
- No to czas najwyższy żeby się nauczyć!! - ucieszyła się dziewczyna i ruszyła w stronę domu.
I nadeszła zmora mojego dzieciństwa. Od zawsze się tego bałam i wiedziałam, że to w końcu nastąpi. Cóż. Musiałam zatańczyć, choć nie potrafiłam. Taniec to coś, co mnie przerażało. Baletnice wyginające się ponad naturalnie, ciasne stroje i obolałe stopy. Może to śmieszne, ale to był mój największy lęk. Nie potrafiłabym wyjść na scenę i popisać się przed publicznością. Trema by mnie zżarła. Nie potrafiłam zebrać się w sobie. To było silniejsze ode mnie.
Ale nie mogłam się tak łatwo poddać!
Musiałam coś zrobić. Boże! To chyba najtrudniejsza decyzja w moim życiu, ale nie mogę się zbłaźnić!! Nie mogę jako jedyna nie zatańczyć.
Z takimi myślami leżałam na łóżku i próbowałam ogarnąć życie.
------------------
Hej! Mam nadzieję, że post się wam spodobał! :D
Już niedługo pojawi się kolejny :*
~Anet.