- Lucy, powtórz to, co właśnie powiedziałem. - zaczął Will, który wyglądał na mocno wkurzonego.
- Yyy... - wydusiłam.
- Widzisz mówiłem, że mnie nie słucha. - burknął do Raven i założył ręce na piersi.
- Nie prawda. - zaprzeczyłam. - Mówiłeś o tym nowym nauczycielu od WOS' u. Coś tam o tym, że jest idealny, blaa, bla, bla. - Uśmiechnęłam się niewinnie. - Widzisz. Słuchałam.
- Masz szczęście. A więc, czy on nie jest CUDOWNY!! - prawie krzyknął.
- Jak tam chcesz, ale on ma żonę.
- Może zrobi wyjątek... - i zatarł szatańsko ręce.
- Tak, zmieni orientację i będziecie żyć długo i szczęśliwie. - wtrąciła się Raven. - Króliki zaczną robić czekoladowe bobki, a niedźwiedzie...
- Może już wystarczy... - przerwałam tą dziwnie zapowiadającą się historię.
- Znowu niszczysz moje marzenia. - westchnął Will i razem ruszyliśmy do klasy.
W sumie to od prawie tygodnia mój humor wreszcie był prawidłowy. Nie zamartwiałam się niczym i nie przejmował mnie fakt, że już dzisiaj miałam się zmierzyć ze swoim lękiem. Po prostu traktowałam to jak normalne, nowe wydarzenie. Yhy... Przynajmniej tak to sobie powtarzałam. Musiałam się skupić na szkole, w końcu to mój ostatni rok.
Zajęłam swoje miejsce, nawet nie zdając sobie sprawy z trwającej już z dziesięć minut lekcji. Rozsmarowałam skronie, otworzyłam podręcznik i zaczęłam czytać o węglowodorach.
- No to może... Panna White do tablicy. - usłyszałam zza biurka głos nauczycielki.
Podniosłam się z krzesła i podeszłam rozwiązać zadanie. Chemia była prosta, więc siadałam z triumfalnym uśmiechem na twarzy, widząc zaskoczone miny całej klasy.
- Przecież to proste. - odparłam i ponownie zanużyłam nos w książce.
Chyba nigdy nie zrozumiem nastoletniej tępoty... Przychodzą do szkoły na odsiadkę. Nic z niej nie wynoszą!
- Hej! Właśnie zostałaś klasowym Kujonem! - poinformowała mnie Rav na przerwie.
- W końcu doczekałam się jakiejś funkcji. - zażartowalam i obie zaniosłyśmy się śmiechem.
W trakcie lunchu znów byłam kłębkiem nerwów. Dlaczego nie mogę o tym zapomnieć?! Ale w dalszym ciągu starałam się zachować optymizm.
1. Nauczę się tańczyć.
2. Pójdę na bal.
3. Zrobię coś nowego.I ostatnie, ale najważniejsze.
4. Pokonam swój strach. Mój największy lęk. Poczuję się spełniona.
- Pamiętaj. Dziś. Masz. Zajęcia. - powiedziała Raven.
- Wiem, ciężko zapomnieć...
- Dziś. W Domu Kultury - Tańca i Sztuki. O 17:00. - dodała i prawie zadźgała swoją sałatkę.
- Dobrze. Postaram się nie zapomnieć. - Uśmiechnęłam się i dokończyłam. - W końcu nie myślę o tym od ponad tygodnia.
***
Wracałam właśnie do domu, gdy zadzwonił Will.
- Boisz się?
- Trochę... - przyznałam. - Trochę bardzo.
- Nie przejmuj się. Raven i ja trzymamy za ciebie kciuki. Tylko nie zapomnij tych obcisłych leginsów. Pomyśl też o innych!! Faceci muszą mieć tam z czegoś frajdę!
- Chyba nie będę tak łaskawa.
- Jak chcesz, ale i tak wiem, że w końcu je założysz. - zaśmiał się i rozłączył.
Godzinę później stałam już przed ogromnymi, drewnianymi drzwiami zza których dudniła głośna muzyka. Obok nich widniała duża tabliczka z napisem: "Dom Kultury - Tańca i Sztuki". Padał deszcz, byłam cała przemoczona, a wokół tworzyło się coraz więcej kaluż.
- Pogoda idealna do pokonywania swoich lęków! - powiedziałam pod nosem.
Teraz przepełniał mnie strach. Byłam pustką z szalejącym w środku lękiem. Gdyby ktoś w tamtej chwili mnie dotknął, rozpadłabym się na maleńkie kawałki. Nie dałoby się mnie pozbierać. Zebrałam się w sobie i sięgnęłam ręką do klamki.
Teraz już nie będzie odwrotu.
--------------------
Hmm... Mam nadzieję, że post nie wyszedł najgorzej. Pisany na lekcjach. :D
Kolejny pojawi się już niebawem...
~ Anet.