Rozdział 23

290 27 5
                                    

Przez resztę tygodnia nie byłem w szkole. Mama nie miała w sumie nic przeciwko, ponieważ i tak miałem gorączkę i byłem u lekarza, który kazał mi zostać w domu do weekendu. Tak więc te wolne dni ciąłem się w łazience odsłuchując pocztę głosową, gdzie Jasmine zostawiała mnóstwo wiadomości, głównie mnie ochrzaniając.

Dopiero piątkowe popołudnie było przełomowym dniem. Leżałem w łóżku znów odsłuchując kolejne wiadomości.

- Louis! Dzwonię do Ciebie już tysięczny raz, ale Ty oczywiscie nie zamierzasz odebrać... Wiem, gdzie jesteś i jeśli będę musiała, przyjadę po Ciebie, bo to jest chore! Czemu nie wychodzisz z domu?! I nie ściemniaj mi!

Przewróciłem oczami i położyłem się wygodniej. Nawet nie pamiętam, kiedy zasnąłem.

- Hej, to znowu ja. Jakbyś zapomniał, jestem Twoją przyjaciółką i mam na imię Jasmine. Więc no, ten, jadę do Ciebie do domu. Radzę Ci się ogarnąć. I mam nadzieję, że będziesz miał dobrą wymówkę, czemu nie ruszasz się z chaty!

Postanowiłem zignorować tą wiadomość. Jasmine nigdy w życiu nie przyjechałaby do mojego domu. Chciała mnie po prostu nastraszyć, więc nie zawracałem sobie tym głowy.

I to był właśnie błąd, ponieważ po dziesięciu minutach rozległ się dzwonek do drzwi, a chwilę później Jasmine wparowała do mojego pokoju.

- Czy Ty jesteś niepoważny?! – krzyknęła na powitanie i zapaliła światło, przez które zostałem oślepiony.

- Spieprzaj – wybełkotałem nawet sam siebie nie rozumiejąc i przewróciłem się na drugi bok.

- Poświęć mi trochę uwagi – poskarżyła się dziewczyna.

Kołdra z mojego ciała zniknęła. Wkurzony zerwałem się z łóżka.

- Dziękuję!

- Oddawaj kołdrę!

- Nie! W tej chwili masz się ubrać, a później zabieram Cię na imprezę Zayna, ponieważ jest naprawdę świetnie.

- Gówno mnie to obchodzi!

- Louis!!!

- Jasmine!!! – droczyłem się.

- Jezu, oszaleję!

Na moją twarz zaczął wstępować uśmiech. To zachowanie strasznie ją postarzyło. Była raczej jak trzydziestoletnia świeżo upieczona mama, która próbuje sobie poradzić z dzieckiem, niż osiemnastoletnia licealistka.

Jas podeszła do szafy, wyciągnęła moją koszulkę w paski, czerwone rurki i do tego wyjęła jeszcze bluzę oraz bieliznę.

- Masz, zakładaj – rozkazała.

Jęknąłem, ale ustąpiłem i po chwili siedziałem w łazience, gdzie wziąłem szybki prysznic, umyłem zęby oraz przebrałem się.

Gdy wróciłem do mojego pokoju szurając nogami po podłodze, Jasmine siedziała na moim łóżku bawiła się moją bransoletką od Harry'ego.

Zamarłem. Tak cholernie dawno jej nie nosiłem... A teraz w sumie nie miałem nawet po co.

Wyrwałem Jasmine bransoletkę.

- Ej! – Dziewczyna podniosła ręce w żałosnej próbie odebrania mi mojej własności.

Założyłem bransoletkę na rękę.

- Ale z Ciebie gbur – westchnęła. – Mam nadzieję, że dzięki trawce się rozchmurzysz.

Jasmine wstała i ruszyła do wyjścia, zupełnie ignorując moje jęki i wzdychanie, więc po prostu poddałem się i poszedłem za nią.

You're my reason to smile || Larry [PL] - zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz