Rozdział 3

507 40 10
                                    

Przez następny tydzień spędzałem z Harrym cały wolny czas, przez co jeden, czy dwa, ewentualnie dziesięć razy nie miałem odrobionych zadań i byłem nieprzygotowany.

Nadszedł piątek. Siedziałem właśnie na stołówce z Edem, Hazzą i z Gemmą, którzy jedli to, co wybrali. Całą stołówkę spowijał natomiast zapach jedzenia, przez co robiłem się naprawdę głodny. Mimo to, nie jadłem tam. Ostatnio w ustach miałem kawałek suchej bułki, którą i tak zwymiotowałem.

- Dzisiaj wieczorem jest ta impreza – powiedziała Gem, mając na myśli oczywiście domówkę u Liama.

Harry przytaknął.

- Pierwszaki nie mają wstępu – powiedziała do swojego brata, a on pokazał jej język.

- I tak się wkręcimy – stwierdził.

- Ed, idziesz? – zapytała brunetka, na co Ed skinął głową, pijąc Sprite'a.

Uwielbiam Sprite.

- Masz wolne miejsce w samochodzie? Miałam pojechać z Jasmine, Alexis i Laurą, ale biorą jeszcze jakąś dziewczynę z drużyny i się nie zmieszczę.

Ed popatrzył na nią uważnie, a później westchnął.

- Jadę metrem – rzekł.

- Oh, ok. – Zaczęła gryźć dolną wargę. – Na pewno nie idziesz, Lou?

- Nie mam ochoty – powiedziałem gapiąc się uważnie na Eda.

- Oh, no weeź, Lou! Przyjdź. Zrobimy kilka odpałów – przekonywał Harry.

Przygryzłem wargę.

- Wiem, że chcesz iść – rzekł.

- Nie, nie chcę – burknąłem.

Tak naprawdę chciałem tam pójść, ponieważ pierwszy raz od wielu miesięcy miałem przyjaciół. Ale myśl, że jestem gruby i brzydki, wciąż nie dawała mi spokoju. Po prostu nie chciałem się pokazywać tym wszystkim ludziom.

- No chooodź. – Harry niechcący trącił moje dłonie, a ja instynktownie je odsunąłem.

Zadzwonił dzwonek, więc szybko wstałem i dosłownie wybiegłem ze stołówki potrącając kilku ludzi.

Tylko Hannah i moje małe siostry łapały mnie za ręce.

Dotarłem do klasy na czas. Właśnie Pan Davis chciał wejść, ale byłem szybszy i przemknąłem pomiędzy nim a framugą.

- Dzień dobry Wam – rzekł ponuro i usiadł, a ja popatrzyłem smutno, ponieważ to był ten fotel, przez który wszyscy mnie znienawidzili.

- Dzień dobry, klaso – powiedział Pan Thomas Adams i położył swoje rzeczy na biurku. – Jak wiecie, dzisiaj jest termin oddania Waszych wypracowań, więc zbiorę je pod koniec lekcji. A teraz sprawdzę obecność.

Uwielbiałem Pana Adamsa, ponieważ można było robić mu żarty, a on nigdy się nie gniewał. Wręcz przeciwnie; śmiał się razem z nami i nie miał nam za złe. Tylko raz był niepocieszony, ponieważ zniszczyłem mu nową koszulę, ale szybko mu ją odkupiłem.

Rysowałem z tyłu w zeszycie i czekałem, aż nauczyciel wyczyta nazwiska.

- Dobrze, a więc... Mo-OOO ŻESZ!

Krzesło trzasnęło, a w kolejnej sekundzie Pan Adams leżał na podłodze.

- O Matko – jęknął.

Nikt nie ruszył się z ławki. Wszyscy siedzieli jak sparaliżowani. Chyba ja najszybciej się otrząsnąłem i podbiegłem do nauczyciela.

You're my reason to smile || Larry [PL] - zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz