Rozdział 12

363 29 6
                                    

Następnego dnia wstałem naprawdę przygaszony. Ubrałem jakieś jasne dżinsy i zieloną koszulkę z białym nadrukiem i umyłem się, a później od razu ruszyłem do przedpokoju. Tam ubrałem jedne z moich butów, bluzę, czarną kurtkę i szarą czapkę. Mama w ostatniej chwili przyniosła mi drugie śniadanie z oburzoną miną, a Lottie próbowała szybko dokończyć posiłek, żebym zawiózł ją do szkoły.

Około 7:40 byłem przy szkole. Forda Jasmine jeszcze nie było, ale nie zakrzątałem sobie tym głowy. Po prostu wziąłem plecak i ruszyłem do szkoły.

- Loueh! – Usłyszałem znajomy głos. Musiałem się uśmiechnąć.

- Harreh! – zawołałem odwracając się.

Chłopak biegł przez trawnik z roześmianymi oczami i lokami rozwianymi we wszystkich kierunkach. Usta rozciągały się w wielkim uśmiechu, a w policzkach były słodkie dołeczki.

Rzuciłem torbę i również zacząłem biec w jego stronę czując coraz większą radość. W brzuchu wszystko mi wirowało, serce waliło radośnie, a rozum nie myślał już jasno.

Dobiegliśmy do siebie i wręcz rzuciliśmy się na siebie.

- Stęskniłem się za Tobą – wydyszałem w jego włosy wdychając cudny zapach szamponu.

- Ja za Tobą też – mruknął Hazz swoim chrapliwym głosem.

Przytuliliśmy się jeszcze mocniej, nadal ciężko dysząc. Mogłem wręcz poczuć bicie jego serca, które strasznie mnie cieszyło.

Nawet nie masz pojęcia jak bardzo Cię kocham.

- Jesteś... – wymamrotałem.

- Hm? – Harry najwyraźniej to usłyszał.

- Jesteś całym moim szczęściem – dokończyłem rumieniąc się.

- No to będziesz szczęśliwy już na zawsze.

Czy on sugeruje, że my... O mój Boże!!!

- Ej, bo się zrośniecie – zażartowała Gemma.

- Myślę, że pobilibyście rekord Guinessa na najdłużej przytulającą się parę – dodał Ed.

Wstrzymałem oddech i zrobiłem się spięty.

Hazz puścił mnie i uśmiechnął się do nich.

- Jezu, nie widzieliśmy się tydzień – wyjaśnił.

Gemma przytaknęła z powątpiewaniem.

- Oczywiście.

Ged ruszyli przodem, a my z Hazzą z tyłu. Po drodze podniosłem jeszcze swój plecak. Harry zatrzymał się na chwilę, gdy go zakładałem.

- Czemu zrobiłeś kawał Joshowi? – zapytałem.

- Bo sobie na to zasłużył – odparł Styles.

- Wściekł się. Ośmieszyłeś go.

- I dobrze. Ten złamas nie będzie bił mojego najlepszego przyjaciela – rzekł sztywno.

Westchnąłem.

- Ale musisz przyznać, że kawał był fajny.

Uśmiechnąłem się lekko.

- Niech Ci będzie – powiedziałem przygryzając dolną wargę.

- Wiedziałem. – Harry pokazał swoje zęby w uśmiechu. – Poczekaj, aż mu dzisiaj dokopię.

Wstrzymałem oddech.

O kurwa mać!

Nagle zadzwonił dzwonek, więc Hazz szybko się pożegnał i oczywiście trącił moją dłoń, a później ruszył w swoją stronę.

You're my reason to smile || Larry [PL] - zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz