Dzień był wyjątkowo paskudny. Pastwisko- z którego zwykle rozpościerał się wspaniały widok na okoliczne góry pokryte lasem niczym piękną, zieloną szatą- w tym dniu zakrywała nieprzebrana mgła. Żeby nie było za miło, kropił deszcz. Nie była to może ulewa, ale i tak sprawiał, że aura stała się jeszcze bardziej nieprzyjemna.
-Dobrze, że chociaż nie ma burzy.- wymamrotał Karaj dwie sekundy przed błyskiem, który rozciął całe niebo, pięć przed głośnym hukiem i siedem, zanim z nieba zaczęła wylewać się- jak mu się zdawało- cała woda Oceanu Zaginionego.
Karaj zaczął kurwić na wszystkie bękarty boga pogody- Kindoriaga, odpowiedzialne za wszelkie anomalie pogodowe i szeroko pojętą niepogodę. A jak wiadomo, na bogów się nie klnie. Nawet na bękarty.
Zaczął zaganiać owce pod konstrukcję, składającą się z czterech długich pali wbitych w ziemię i rozwieszonego na nim brezentu. Sam- z braku innej kryjówki- stanął razem z nimi. Było może ciasno i okropnie śmierdziało, ale też ciepło, a on cały drżał z zimna. W ciągu chwili przemókł do suchej nitki.
-I po co mi było zapuszczać się taki kawał drogi od domu?- spytał, nie wiadomo czy siebie, czy którąś z owiec.
Chociaż przez większość roku mieszkał w pewnej, odległej mu teraz, wsi to od maja do lipca przenosił się, razem ze stadem, w bardziej odludne miejsce. Uważał bowiem, że w tej okolicy rośnie trawa, dzięki której wełna jest lepszej jakości, a walory smakowe koziego sera niezmierne wzrastają. W tymże miejscu wybudował nawet małą chatkę i zagrodę. Mieszkańcy jego wioski- Rederik - nazywali ją czasem "letnią rezydencją". W ogóle śmieszył ich jego zwyczaj przenoszenia się na okres letni.
-Mogą sobie gadać. To ja mam najlepszą wełnę.- wymamrotał.
Nagle dostrzegł jakieś poruszenie w krzakach. Nie wiedział co to może być, dlatego sięgnął po łuk i nałożył strzałę na cięciwę. Choć niewielu wieśniaków potrafiło posługiwać się jakąkolwiek bronią, to on akurat był do tego zmuszony. Gdy przez trzy miesiące mieszka się z dala od cywilizacji, trzeba umieć się obronić, a także polować. Również Exer- jego pies- zauważył ruch. Wyszczerzył żeby, sierść i uszy stanęły mu dęba. Wydał z siebie gardłowe warknięcie. Owce zaczęły poruszać się niespokojne, obijać się o siebie i głośno beczeć.
Nagle z lasu wyłoniła się sylwetka, która biegła w ich kierunku.
-Jeleń? Co on tu robi? Nigdy wcześniej nie wychodziły na pastwisko.- powiedział do siebie. Zaraz jednak się opamiętał.
Fakt, że to tylko jeleń, działał na jego korzyść.
-Witaj mój obiedzie.- powiedział, jednocześnie puszczając cięciwę.
Ułamek sekundy później jeleń był już martwy.
-No, dobry strzał.- powiedział znów sam do siebie. Samotność, mimo pozorów, które tworzył wokół siebie, trochę mu doskwierała.- Chodź piesku! Zobaczymy desperatę.
Exer jednak dalej stał najeżony i warczał. Nie chciał się ruszyć, ale gdy zrobił to jego pan, zaszczekał głośno.
-Cicho! Siedzieć!- krzyknął, po czym wymamrotał- Głupi pies.
Ale pies wcale nie był głupi.
Karaj stanął nad jeleniem, przyklęknął na jedno kolano i zaczął ściągać skórę ze swojej zdobyczy. Wtedy z lasu wyłonił się kolejny jeleń. I następny. I kolejny. Po chwili biegło w jego stronę około dwudziestka jeleni i saren. Tylko że ten bieg, nie był szarżą. Te zwierzęta uciekały. Pech chciał, że w jego stronę.
Próbował wstać i odgonić zwierzęta, lecz one nic sobie z niego nie robiły. Pociął dwa z nich, trzeci jednak nie biegł obok. Tylko prosto. Za chwilę znalazł się pod kopytami. Jedne, drugie.
Trzecich już nie przeżył..........
Exer szczekał jak oszalały. Odganiał dzikie zwierzęta od stada. Takie miał zadanie. Pan mu kazał. Jego zęby i głos okazały się odpowiednim straszakiem, bowiem kolejne osobniki mijały tak psa, jak i stado, którego pilnował. Gdy ostatni minął zadaszenie, Erex ruszył ku Panu. Polizał jego policzek, obwąchał, po czym usiadł. I zawył. Nie jak pies. Jak najprawdziwszy wilk.
Usłyszał jakieś okrzyki z lasu:
-W imię ciemności!- po czym z lasu wyłoniła się spora grupa ludzi.
-By je demon porwał! Jelenie zabiły człowieka. Ani ofiary, ani zabawy.
-Nie! Pan z Mroku musi dostać ofiarę! Tam! Owce!
Ruszyli w ich kierunku. W tym momencie Exer zabiegł im drogę i pokazał swe zęby.
-Czego chce ta nornica?
-Chyba chce się pobawić.
-Więc na co czekamy? Do roboty!
Pies odwrócił się jednak i podbiegł do stada odganiając je. Rozbiegły się w różne strony po lesie.
- Ty psubracie! To miała być ofiara!
-Brać go!
Lecz to on pierwszy zaatakował. Jednemu zranił rękę, następnemu głęboko wbił zęby w udo. Walczył jak oszalały. W końcu tak kazał mu Pan.
Kolejny człowiek w poszarpanej, czarnej szacie stał przed nim. Exer rzucił mu się do gardła, ale nie sięgnął celu. Człowiek przeciął go w locie. Krew polała się na jego twarz. Nie wyglądał na przejętego. Podszedł tylko do psa i rzekł:
-Trzeba było przeszkadzać nam, sługom Czernoboga? Co szczurku?
"Tak kazał mi Pan."-pomyślsał Exer na moment przed tym, gdy jego ciało przebiła zimna stal.
CZYTASZ
Ogień Naszych Dusz
FantasyKan żyje we wsi znanej jako Rederik, która jest położona w górach, wśród lasów i licznych polan. Od zawsze omijały ją wojny, klęski głodu, czy epidemie. Również teraz, gdy na północy rosną napięcia między Wielkimi Rodami, Rederik żyje w spokoju, ale...