Graz usłyszał odgłos kroków odbiegający zza drzwi. Wyprostował się w swoim wielkim, wygodnym fotelu z oparciami na ręce w kształcie głów węży, które znajdują się w herbie jego rodu. Tak, Złote Węże na błękitnym tle ze strzałą w zębach. Można by nazwać go tronem, gdyby nie to, że nijak miało się to siedzenie do tronu w Sali Królewskiej. Nie, w porównaniu z tym złotym, wysadzanym diamentami, ogromnym tronem, wydawało mu się, że siedzi na pieńku drewna.
Wtedy z drugiego końca wielkiej sali rozległ się odgłos pukania.
-Wejść!-krzyknął Graz.
Drzwi otworzyły się ciężko, ale za to zamknęły z zadziwiającą lekkością. W pokoju stanął wielki, dobrze zbudowany mężczyzna. Włosy miał jasne, od niedawna poprzetykane gdzieniegdzie siwizną. Pokonał dzieląca ich odległość z równą szybkością, co i gracją, po czym przyklęknął na jedno kolano.
-Panie, wzywałeś mnie?
-Tak, Kirionie. Ale skończ z tymi dworskimi ceregielami.-powiedział Graz.-Usiądź proszę.-wskazał na fotel (zdecydowanie mniejszy od własnego) po przeciwnej stronie stołu zagraconego od różnych pism, akt, dekretów i innych papierów. Kirion opadł delikatnie na fotel.
-Dziękuję, Wasza Miłość.
-Miałeś skończyć! Jeśli już nie możesz mówić mi po imieniu, to mów po prostu: "Królu".
-Dobrze... -Kirion chciał powiedzieć "Wasza Miłość", ale powstrzymał się. -Królu.
Graz skinął głową.
-Tak czy inaczej, chciałem cię spytać, jak idą przygotowania?
-Mamy wszystko, czego potrzeba, prócz jednego- dziesiątek tysięcy ludzi. Panie proszę, przemyśl to jeszcze. Wyspy Siedmiu są nie do zdobycia! A nawet jeśli tak nie jest, to cena jest za wysoka!
-Kirionie, rozmawialiśmy już o tym. To postanowione!- powiedział Król, odrobinę za głośno. - No dobrze, co z tymi ludźmi? Armia jest spora.
-Na zachodzie dochodzi do sporów granicznych. Grozi nam wojna. Na północy za to, spierają się ze sobą słudzy poszczególnych bogów.
-A Wielkie Rody? -spytał z nadzieją Graz.
-Jak myślisz Królu, kto podsyca te spory? Przecież to właśnie te rody utrzymują, że poszczególni bogowie to ich patroni. Kmiotki, z podlegających im ziem, utożsamiają się z tym i gdy Rody rozpowiedzą, że np. wolą Gargta jest zniszczenie Dutta, to słudzy Gargta będą walczyć że sługami Dutta.-wyjaśnił Kirion.
-Czyli na ich wsparcie też nie możemy liczyć?
-Nikt nie zaryzykuje, że w czasie inwazji konkurencyjny Ród nie napadnie na nich. Po za tym Kerack istnieje dosyć krótko i nie cała szlachta cię popiera. Niektórzy uważają, że to Cesarz powinien być Królem, a inni...
-... Inni uważają, że prawa ma Książę Wysp, a jeszcze inni, że prawa mam, ale nie mam insygni. A wiesz, gdzie one są?! Na tych cholernych wyspach!-Krzyknął Król- Dwa powody, żeby inwazję zrobić. Do tego nie chcieli złożyć mi hołdu! Od zawsze, przed upadkiem Pierwszego Królestwa Kerack, zawsze byli naszym lennem!
-Cieszmy się, że mają tylko Jabłko. Reszta jest ukryta.
-Mam się cieszyć? Ten psubrat Faryngos używa Królewskiego Jabłka jako książęce! Podaje się za króla!- odpowiedział Król, będąc czerwony ze złości.-Tertokig! -zwołał Graz, po czym drzwi otworzyły się i stanął w nich krępy, łysy mężczyzna.-Nalej nam wina!
Łysy podszedł do barku i wyjął butelkę bardzo starego wina oraz dwa kielichy. Podszedł do stołu, położył naczynia i napełnił je starannie winem.
-Dziękuję. Zostaw butelkę. Jeśli będzie jeszcze trzeba, sami się obsłużymy.
Mężczyzna ukłonił się i wyszedł. Gdy ciężkie drzwi zamknęły się za nim, odezwał się Kirion:
-Przynajmniej mamy berło.
-A potrzebuję korony. Tylko ten, kto nosi koronę, może powiedzieć, że bogowie nie kłócą się ze sobą i tylko tego posłuchają Rody.
-A więc mamy błędne koło. Nie zdobędziemy Wysp, bo nie mamy ludzi. Nie mamy ludzi, bo nie mamy korony. Nie mamy korony, bo jest gdzieś na wyspach.
-Ale my musimy ją zdobyć! Sam widzisz, że tylko ten, kto ma Koronę, będzie Królem wszystkich Kerackijczyków. Po prostu musimy!-powiedział Graz.
-Tak, tylko jak... Chwilę! Panie chyba wiem!
-Mów.
-Magowie ostatnio coś znaleźli. Podejrzewają, że to Źródło.
Zapadła długa, głęboka cisza. Graz upił łyk wina i przeszywał wzrokiem Kiriona.
-Mówisz mi to dopiero teraz?
-Wysłałem już ludzi na poszukiwania.
-Chociaż tyle. Musimy je odnaleźć. To nasza szansa! Z taką ilością Energii moglibyśmy podbić i Tektę!-powiedział Król.
-Hahaha, nie przesadzajmy. Ale jest problem. Nie tylko my go chcemy. Niedawno złapaliśmy dwóch Aorczyków i jednego z Zakonu Magów, którzy go szukali. Aorczycy osobno od maga, oczywiście. Nie wyobrażam też sobie, żeby nikt z Cesarstwa go nie szukał.
-Psubraty! Niech trzymają nosy w swoich granicach!
-Panie, Źródło pojawia się niezmiernie rzadko. Każdy chce je mieć.
-A jednak sześćset lat temu, były dwa. W tym samym roku.-zauważył Graz.
-Tak, ale...
-Każ magom czuwać. I wyślij więcej ludzi na poszukiwania. Wiesz, co się stanie, jeżeli ktoś inny go znajdzie jako pierwszy?
-Nie będzie wesoło. Ale kto by go nie znalazł, wiem jedno. Nie zazdroszczę temu, kto jest Źródłem,bo nie ważne kto go znajdzie to i tak przyjdzie z nim śmierć.
CZYTASZ
Ogień Naszych Dusz
FantasyKan żyje we wsi znanej jako Rederik, która jest położona w górach, wśród lasów i licznych polan. Od zawsze omijały ją wojny, klęski głodu, czy epidemie. Również teraz, gdy na północy rosną napięcia między Wielkimi Rodami, Rederik żyje w spokoju, ale...