Po dwóch dniach podróży ujrzeli w oddali zarys jakiegoś budynku.
-To karczma. Zatrzymamy się tutaj.- powiedział Zidemir.
-Na pewno możemy? Mówiłeś, że ktoś nas śledzi.
-Śledzi, śledzi. Dokładniej dwóch ludzi.
-To czemu chcesz się zatrzymać?
-Eh Kan. Jeszcze wiele musisz się nauczyć. Chcę się dowiedzieć, dla kogo pracują. Poza tym musimy omówić kilka spraw..........
Zidemir poszedł wykupić pokój na jedną noc, a Kan zaprowadził konie do stajni. Po wejściu do ciemnego budynku przez chwilę niewiele widział, więc stał przez chwilę, by przyzwyczaić wzrok do ciemności. Po chwili zobaczył, że budynek ma okna z tyłu. Wisiały na niej jednak jakieś szmaty, przez co do budynku praktycznie nie dostawało się światło. Kan postanowił to zmienić.
Ruszył w kierunku okna i minął starego, zaniedbanego juczniaka.
-Ale śmierdzi!- gdy koń przysunął pysk do niego, Kan prawie zwrócił śniadanie- Śmierdzisz gorzołą! Z domieszką zgnilizny. Ruszył dalej i gdy już miał zdjąć "firanki"dostał czymś w głowę.
-Kamień?
Zdjął szmaty i rozejrzał się. Teraz jednak źle widział z powodu nagłego uderzenia światła. Schylił głowę i... znowu kamień. Rozejrzał się wściekły, ale tam nadal stał... -Krowa? Ty przecież stał koń! Postanowił nie myśleć o tym za wiele i ruszył w kierunku drzwi, gdzie zostawił konie. -Pomówię o tym z Zidemirem.
-Tu jestem!
Odwrócił się i ujrzał Zidemira.
-Co ty tu robisz?
-Tańczę sobie. A-a co? Ni wolno mni?
-Zid, ty jesteś pijany!
-Dlaczego ty nie jesteś?
-Eee... No tego...
-Lepiej się napij. Życie i tak nie ma sensu.
Kan pomyślał, że upił się bardzo szybko. Niemożliwie szybko. Do tego krowa gdzieś zniknęła...
-Ty... ty jesteś zmiennokształtny! Zidemir!!!- zawołał i rzucił się w jego stronę wyciągając miecz.
-Wolę raczej "Doppelganger".- wybełkotał i zamienił rękę w coś, co prawdopodobnie było łapą smoka.
Kan zakręcił młynka mieczem i uderzył z lewej strony. Zmiennokształtny odbił cios jakby z pogardą, po czym sam zaatakował. Kan zrobił unik, jednak zaraz i tak wylądował na ziemi.
-Ty pijacki pomiocie! Ogon?!
-Za chwilę poznasz ból!
"Ja już go znam, ale zaraz was sobie przedstawię"-pomyślał, zanim wyciągnął nóż do rzucania. I zanim usłyszał:
-Tak Kan? O co chodzi?
Spojrzał w tamtą stronę, potem znowu na... na juczniaka? "Nie dam się znowu nabrać". -Co konie robią przed szopą? I co ty robisz z tą szkapą? -Ta szkapa to zmiennokształtny!
-Na pewno? Chodź lepiej do gospody. Tylko zajmij się końmi.
-Ale...
-Chodź, chodź. Masz za sobą ciężkie dni.
Kan wiedział, że Zidemir go nie posłucha, ruszył więc w kierunku wyjścia.
-Auć!
Odwrócił się, lecz tym razem rzucił nożem w stronę konia. Ten szybko zmieni postać i odbił nóż. I wtedy znów wkroczył Zidemir.
-Alf ærèrint zum!
Doppelganger znieruchomiał.
-Co ty mu zrobiłeś?-spytał Kan.
-Jakby to powiedzieć... ja też znam trochę magii.
Podeszli do Doppelgangera. Wtedy przybiegł też Mały i zaczął go obwąchiwać.
-Zabierzcie ode mnie tę bestię!
-Odezwał się normalny.
-Nie mów tak Kan. Znałem kiedyś pewnego zmiennokształtnego. Można powiedzieć, że był moim przyjacielem.
-Ha! Przyjaźń?! Na tym świecie nie ma przy...-Dopelganger zakaszlał- przyjaźni. Nie liczą się sentymenty.
-Polemizowałbym. Ale nie ważne. Dla kogo szpiegujesz?! Dla cesarza? Południowców?
-Chyba żartujesz? Wyglądam ci na szpiega?
-Nie wiem jak wyglądasz.
Wtedy zmienił postać. Na swoją normalną. Skórę miał szarą, ręce długie, nogi zginające się do tyłu. Zidemir jęknął cicho.
-M...Mexures?-spytał Zid.
-To ten twój przyjaciel, Zid?
-Cze..czekaj, czekaj. Ty jesteś Zidemir? -zmarszczył brwi- walczyliśmy razem w Powstaniu!
-Tak. Do czasu gdy...
-... gdy wybrałem honor.
-Mieliśmy już Kerack. Nasza wojna była skończona.
-Polemizowałbym.
-A jednak byliśmy przyjaciółmi.
-Tak. Więc może mnie uwolnisz?
-Alf zum ærèrint exeñ..........
Razem ruszyli do gospody.
-Nie wiem czemu, ale powiedzieli mi: "Nie obsługujemy cię, stary pijaczyno". Wiesz coś na ten temat?
-Może użyłem twojej twarzy raz czy dwa.-powiedział Mexures już pod postacią człowieka. Kan wolał nie myśleć, kim jest ten człowiek.
Gdy podeszli do barmana najpierw nie chciał ich obsłużyć, dopóki nie dowiedział się, że chcą kawę. Musial być zdziwiony widząc, że "stary pijaczyna" prawi morały i zabrania zamówić alkohol "szanującemu się obywatelowi"- Mexuresowi.
Podeszli do stołu, wypili parę łyków i zaczęli rozmowę.
-Mex... Co się z tobą stało?
-Czemu jestem pijakiem?
-Eee...
-Gdy wyzwoliliśmy Kerack, walczyłem dalej przeciw cesarstwu. Była to dla walka. Jednak krainy, w których walczyliśmy, dogadały się z Cesarzem. Stały się lennami. Jako ich nowi sojusznicy, zaczęli wydawać nas, nas walczących o ich cholerną wolność. Uciekłem więc do Kerack, lecz i tu byłem zdrajcą, bo walczyłem dla innego kraju. Zacząłem się ukrywać.
-Ale dlaczego akurat tutaj?
-A czemu nie? Mała, prowincjonalna wieś.
-Wiesz naprawdę mi...-Zidemir nie dokończył, bo w tym samym momencie gwałtownie otworzyły się drzwi gospody. Stanęło tam dwóch mężczyzn w czerni. Sami siedzieli w rogu, na tyłach gospody, gdzie widzieli wszystko, za to ich samych trudno było zobaczyć.
-Przygotuj się Kan. Jeśli chcesz nam pomóc, też to zrób Mexuresie. Byłoby miło.-powiedział Zidemir- Zaraz zrobi się gorąco.
CZYTASZ
Ogień Naszych Dusz
FantasyKan żyje we wsi znanej jako Rederik, która jest położona w górach, wśród lasów i licznych polan. Od zawsze omijały ją wojny, klęski głodu, czy epidemie. Również teraz, gdy na północy rosną napięcia między Wielkimi Rodami, Rederik żyje w spokoju, ale...