Komnata magów była największym pomieszczeniem w całym zamku, nie licząc tych, w których rezydował lord Zigar, tam jednak wstęp mieli tylko najważniejsi dowódcy Bractwa Zigarskiego. Jako że Kan do takich nie należał, to właśnie to było największe, otwarte dlań pomieszczenie, a i to było dość niezwykłe dla kogoś jego rangi.
Jak wielkie i wspaniałe nie byłyby lordowskie komnaty, to ta i tak mogła imponować. Podłogę z sosnowych desek pokrywał pięknie zdobiony w kwieciste wzory dywan, prawdopodobnie sprowadzony z dalekiego południa. Nad nią wisiał ogromny żyrandol, wykonany z niezliczonej ilości kryształków, mieniący się we wszystkich kolorach tęczy. Ustawione w nim świeczki oświetlały jasno pokój. Na ścianach - tam, gdzie akurat nie stała żadna gablota ze starymi księgami - wisiały arrasy przedstawiające przeróżne sceny- od najkrwawszych bitew, poprzez wielkich królów, aż po najważniejsze wydarzenia. Był też jeden całkowicie niezrozumiały - dwa kruki wznoszące w dziobach miecz, lecące nad polem zasianym trupem i ogniem.
Kan jednak nie zaprzątał sobie tym głowy. Jego myśli skupione były na trójce czarodzijów, którzy mieli z nim zaraz przeprowadzić rozmowę. Najstarszy z nich siedział na wielkim fotelu, za jeszcze większym, hebanowym stołem, ustawionym przed olbrzymim oknem z witrażem. Ubrany był w obszerną, czerwono - niebieską szatę magów, a włosy, które jeszcze mu pozostały, były siwe. Stojący po prawej, ubrany był w aksamity, a długie, złociste włosy opadały mu na ramiona, jednak to nie żaden z nich przyciągał wzrok. Człowiek po lewej od starca, miał na sobie pełną zbroję i był wysoki na co najmniej dwa metry. Był ogolony na łyso, a w miejscu włosów wytatuowane miał jakieś pradawne runy. Lewy policzek został przecięty paskudną blizną. Jego prawe oko zasłonięte było opaską, ale gdy spojrzał na lewe, aż nim wzdrygnęło. Było jadowicie zielone, jak szmaragd wiszący na jego szyi. Sposób, w jaki je mrużył przywodziły do głowy obraz żmiji szykującej się do ciosu.
- Chłopcze! Słuchasz mnie?
Wtedy Kan zdał sobie sprawę, że istotnie, nie słuchałt starego maga.
- Przeprasz...
- Tłumaczyłem ci właśnie, jak wielka odpowiedzialność stoi przed tobą. Jak wiele musisz poprawić i ...
Zamknął się w sobie, w świecie swojej wyobraźni, wśród wysokich gór i zielonych drzew. Drzew, które zaczęły płonąć i gór, które trząsły się od kroków wielkiej armii. Ją również widział - tysiące goblinów, zwierząt i... elfów.
- Idą tutaj - powiedział jak przez sen Kan, przerywając starcowi tyradę.
- Co mówisz, chłopcze? - spytał mag - Kto idzie?
- Armia. Tysiące istot, z ogniem i mieczem. Posłańcy śmierci. Tej nocy popłynie krew.
Czarodzieje spojrzeli po sobie.
- Kartrusie, widzisz jego oczy? Błyszczą się jak złoto. On jest w transie.
Starzec skinął głową.
- Jest Źródłem. Można się tego po nim spodziewać. Widzi przyszłość
W komnacie zapadła cisza. Trwała dłuższą chwilę, aż w końcu przerwał ją aksamitny mag.
- Co to za armia, Kanie? Czy to cesarstwo? Zaatakował nas Hartagor, prawda? Wojna wisiała w powietrzu już od dłuższego czasu.
- To nie Hartagor - odparł nieobecnym głosem Kan. Wtedy coś uderzyło w witraż, choć żaden z tamobecnych nie zwrócił na to najmniejszej uwagi.
- Więc kto?
- Puktar.
To wyraźnie zdziwiło mężczyznę w aksamitach, a starzec aż zerwał się z fotela. Tylko twarz łysego nie wyrażała żadnych emocji.
- To niemożliwe.
- Puktar nie prowadzi wojen!
- Mamy z nimi pakt! - przekrzykiwali się, a im dłużej to robili, tym trudniej było rozróżnić nie tylko to, kto mówił, ale nawet co mówił.
- Zamknijcie się do cholery! - odezwał się w końcu łysy. Magowie spojrzeli nań zdziwieni - Maszeruje na nas legion, a wam zachciało się tracić rozum! Musimy przekazać informację lordowi Zigar oraz dowódcy Bractwa, musimy uruchomić barierę antymagiczną, a co najważniejsze - musimy bronić Źródła!
Gdy skończył mówić zabrzmiał donośny głos rogu.
- Oni już chyba wiedzą - powiedział Kartrus - Ale co do reszty, masz rację. My pójdziemy do bariery, ty pilnuj Źródła!
Łysy uśmiechnął się krzywo i spojrzał na Kana, któremu wróciła już świadomość.
- Tak. Zaopiekuję się nim.:::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::
Nie martwcie się, "przemowa" nie będzie długa. Chciałem tylko przeprosić, że tak długo nic nie dodawałem. Przez ten czas też dużo pisałem, ale były to głównie opowiadania. Straciłem chęci do tej powieści, lecz ostatnio uznałem, że z tej mąki może być chleb i wziąłem się za nią znowu. Mam w planach kilka zmian, których dokonam w najbliższym czasie, o czym zresztą sami się przekonacie. Kończąc, chcę jeszcze podziękować tej garstce, która czekała na nowe części i byłbym wdzięczny za wasze opinie w komentarzu. Można się rozejść ;)
CZYTASZ
Ogień Naszych Dusz
FantasyKan żyje we wsi znanej jako Rederik, która jest położona w górach, wśród lasów i licznych polan. Od zawsze omijały ją wojny, klęski głodu, czy epidemie. Również teraz, gdy na północy rosną napięcia między Wielkimi Rodami, Rederik żyje w spokoju, ale...