V

22 2 2
                                    

Mężczyźni zmierzali między stołami, przyglądając się uważnie gościom i przewracając te właśnie stoliki. Za nic mając sobie protesty barmana, szli przez karczmę. Zidemir poluzował miecz w pochwie, a za jego przykładem poszedł Kan. Gdy byli dwa stoliki od nich Zid wyszeptał:
-Musimy ich przesłuchać. Nie mogą zginąć!
Kan i Zidemir wstali i podeszli do nich.
-Kogo szukacie?- spytał Zid ponurym głosem.
-W imieniu Cesarza zatrzymuję was!
-Cesarza? O ile się nie mylę, to jesteśmy w Kerack, a nie w Hartagorze. W Kerack mamy króla, a nie cesarza. -odrzekł Kan.
-Kerack nie istnieje! Oddzieliło się od Cesarstwa w wyniku buntu grupy rzezimieszków!
-A jednak nie ma tu żadnych Hartagoryjskich instytucji.- zauważył Zidemir.
-Dosyć tego! Bierzmy ich, Gron!
W tym momencie drzwi gospody otworzyły się, a potem zamknęły z hukiem, zwracając uwagę wszystkich.
-Nie słuchaj go Gron! - powiedziała postać w drzwiach będąca... towarzyszem Grona- To zmiennokształtny!
-Nie jestem Doppelgangerem!
-Widzisz? Tylko ci odmieńcy tak na siebie mówią!
Gron spojrzał podejrzliwie na swego towarzysza i rzucił się na niego. Po chwili dołączył się do nich ten, który niedawno wszedł. Kan dopiero teraz zauważył, że był bardziej poszarpany od pierwszego. Choć mógł być to efekt ewentualnego złapania przez Doppelgangera, to było to raczej wynikiem nagłego zniknięcia
Mexuresa.
Po chwili ten mniej poszarpany był już związany.
-No! Mamy cię, odmieńcze!- rzekł Gron triumfalnie.
-Gron ty idioto!-powiedział związany.
Wtedy Gron poczuł silne uderzenie z tyłu głowy i stracił przytomność.
-Lepiej szybko się stąd wynośmy! - powiedział Zid.
Wyszli szybkim krokiem, niosąc obu Hartagorczyków wśród szmerów gości gospody:
-Hartagorczycy tutaj? Niespokojne czasy idą.
-Czyli kto w końcu jest tym odmieńcem?
Wyszli z gospody i związali nieprzytomnego.
-Przezorny zawsze ubezpieczony.
-Nie ujdzie wam to na sucho!
-Może go też uciszymy?- zaproponował Mexures już we własnej skórze.
-Axurez! - Zidemir użył swojej magii.
"Może mógłby mnie czegoś nauczyć?"-pomyślał Kan.
-Chodziło mi o pałkę! Ale też może być.
-No cóż, musimy jechać. Jedziesz z nami?-spytał Zid.
-Pewnie.-odparł Mexures.
-To dobrze. Przyda nam się juczniak.

..........

Gdy przejechali kilka kilometrów, zatrzymali się. Nie zdążyli wykupić pokoi, co wyszło im zresztą na dobre, ponieważ i tak nie mogliby tam zostać. Doppelganger i cesarscy słudzy mogliby zwrócić uwagę.
Krajobraz był coraz bardziej nizinny. Wokół drogi- aż po widnokrąg- widać było tylko pola, chociaż na południu majaczył w oddali niewyraźny zarys gór, porośniętych gęstym lasem. Niebo przez cały dzień było błękitne, bez żadnej chmurki, a słońce grzało przyjemnie, zaś teraz, gdy zaczęło się robić ciemno, przyszedł przyjemny, chłodny wietrzyk.
-Tutaj rozbijemy obóz. Kan rozbij namioty, a ty Mex poszukaj czegoś na rozpałkę.-powiedział Zidemir. Daleko od lasów ciężko było o drewno, sam zabrał wcześniej drewno, więc teraz potrzebowali tylko rozpałki.- Ja zajmę się naszymi gośćmi.
-Co chcecie z nami zrobić?-spytał Gron. Przeszukali już wcześniej ich rzeczy i znaleźli parę ciekawych dokumentów. Jak się okazało złapali cesarskich szpiegów niższej rangi o nazwiskach Gron de Larazat i Lenay Siderloon.
-Dowiecie się w swoim czasie.
Wtedy Kan kończył już rozbijać pierwszy namiot. Początkowo zastanawiali się, gdzie będzie spał Mexures, ale potem uznali, że może po prostu zmienić się w mysz i nie zajmować przez to wiele miejsca. Później stwierdzili, że i tak muszą wystawić warty przez noc i mogą zmieniać się tak, żeby w każdym z namiotów spał tylko jeden. Nie dotyczyło to jeńców. Dla nich zarezerwowana była przyjemność spania pod gołym niebem.
Zid poszedł do obu więźniów i poprawił im więzy. Jako że ten, który nie został uśpiony, rzucał się, Zidemir rzucił czar snu również na niego. Potem związał ich jeszcze raz, tym razem ze sobą nawzajem.
Gdy namioty były już rozstawione, a płomyki w ognisku podskakiwały wesoło, Kan zaczął przygotowywać potrawkę. To zadanie nie zostało nikomu przydzielone na stałe, bo i jeszcze nie było do końca wiadomo, jak kto gotuje. Jednak sądząc po zapachu, można było uznać, że Kan wysuwa się na prowadzenie.
Zid obudził jeńców, ponieważ, jak powiedział, ''Poczują zapach naszej kolacji, to może i języki im się rozplączą''. I faktycznie! Gdy zasiedli do jedzenia, słychać już było, jak odzywają się ich żołądki. Potrawka rozpływała się w ustach, z czym wcale się nie kryli, co jeszcze bardziej denerwowało Hartagorczyków.
-Zid, chciałbym porozmawiać.-powiedział Kan.
-Wybacz, ale o co by nie chodziło, to musi poczekać. Oni słuchają. A właśnie! Musimy się nimi zająć. Chodźmy!
Zrobili kilka kroków ku jeńcom, którzy patrzyli na nich podejrzliwie.
-Ja będę mówił.-wyszeptał Zid.- Wiemy już, że jesteście przydupasami jakiegoś podrzędnego szpiega -w jego głosie słychać było pogardę.-tylko po co was przysłał? A może wcale was nie wysłał? Wasze metody nie były najlepsze...
-Myślisz, że cokolwiek ci powiemy? Jesteś żałosny.
W tym momencie poczuł uderzenie na policzku. A właściwie kop. Zidemir zamachnął się mocno.
-Nie przesadzasz? -spytał Kan niezbyt głośno.
-Nie. -odparł cicho -To może teraz będziesz mówił?

.........

Minęło jeszcze sporo czasu i wielu metod- o których Kan nigdy by go nie posądził- użył Zidemir, zanim Hartagorczycy zdecydowali się mówić. Patrzył na to wszystko z lekkim przerażeniem, ale nic nie mówił.
-Magowie... to oni nas wysłali. Wyczuli wielki wybuch energii i... kazali znaleźć nam... jego źródło. -głos wydobył się ze zmasakrowanej twarzy Lenaya.
-Magowie? Czyi? - spadł Zidemir z wyraźną irytacją w głosie.
-Cesarscy.
-Dobrze myślałem. Po co im źródło?
-Źródło to... ten twój chłopak. Nie owijajmy w... bawełnę.
-Po co?! - Zid, coraz bardziej zły, zrobił krok w ich kierunku. Widząc to, szpiedzy próbowali cofnąć się odruchowo.
-Nie wiemy. Kazali nam go złapać. .. i tyle.
-No trudno. Teraz zabierzemy was do Zigar.
-Gdzie?
-Przekonacie się.
-Czemu tam? -spytał Kan. Zigar było okryte raczej złą sławą.
-Ty też się przekonasz.- odparł Zidemir.

Ogień Naszych DuszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz