2

167 10 0
                                    

 * Perspektywa Inez *

- Iwar ? Takie ładne imię - podeszłam do niego i uniosłam jego głowę, żeby była na mojej wysokości - I jakie piękne błękitne oczy. Ale niestety widzę w nich strach, więc musisz się jeszcze dużo nauczyć.         Zrobiłam trzy kroki w bok i spojrzałam na tą niesamowitą dziewczynę, z fioletowymi oczami, która od początku wydawała mi się wyjątkowa. I taka ona była. Spotkały się teraz oczy moje i jej. Nas obydwu, fioletowe oczy, tylko, że moje miały jeszcze szare plamy. - Jak się nazywasz ? - zapytałam łagodnie

- Vivi - powiedziała nie pewnie rudowłosa dziewczyna i odwróciła wzrok 

- Zdrobnienie imienia mojego smoka. Podoba mi się kolor twoich tęczówek. - w tym samym czasie delikatnie podniosłam do góry jej podbródek, żeby zaraz potem spojrzeć jej głęboko w oczy. Po chwili dziewczyna odtrąciła moja rękę i spuściła głowę. - Gdybyś od początku nie wydawała mi się wyjątkowa ... Po tym geście już byś nie żyła. Więc dziękuj losowi za swój dar. Corson. Zabierz ich wszystkich do wielkiej sali niech zjedzą, potem pierwsza lekcja.

* Perspektywa Vivi *

Patrzyłam jak Inez odchodzi w stronę krętych schodów. W głowie miałam mętlik. O jaki dar jej chodziło przecież nie mam nic wyjątkowego ... znaczy chyba.                                                                              Ten koleś co praktycznie mnie porwał zaprowadził nasz do jakiegoś ogromnego pomieszczenia. Na środku stał wielki stół. Wszyscy zajeli swoje miejsca, dotarło do mnie, że od rana nie miałam nic w ustach. Przede mną stała miska z moja lubioną zupą. Po prostu kocham soczewicę, ale zaczęłam się zastanawiać co znajduję się obok w szklanych prawdopodobnie kubkach. Nie wiem czemu ale nikt nawet nie sięgnął po łyżkę. Ja jako ostatnia usiadłam więc miałam do wyboru tylko jedno miejsce, przy którym jako jedyny stał lity kryształowy kielich z czerwonym płynem . Domyślam się, że to miejsce tej wariatki. I nie myliłam się. Po paru sekundach po tym jak tu dotarliśmy, z trzaskiem otworzyły się wielkie drzwi, przez które weszła Inez. Usiadła obok mnie, a idąc patrzyła tylko na mnie.

- Na pewno jesteście głodni. Możecie jeść. - Powiedziała i jak na razie tylko na nas patrzyła.              Chwyciłam za kubek, ale nie wiem czemu nie odważyłam się upić nawet kropelki. Dziwiłam się czemu TYLKO ONA nie je. Nie pewnie chwyciłam łyżkę i nabrałam trochę soczewicy, zastanawiając się czy to napewno jest bezpieczne. Inez jakby czytając w moich myślach odpowiedziała na nie zadane w rzeczywistości pytanie :                                                                                  

- Możesz jeść, nie bój się nie jest zatrute. - powiedziała z delikatnym uśmiechem i upiła łyk ze swojego kielicha. Właściwie co mi tam nie mam pojęcia co ona chce z nami zrobić ale zauważyłam za to, że wszyscy są jej posłuszni. Wszyscy czyli jak na razie kucharka i ten jak mu tam ? Corson .         Zachęcona tym, że wypiła swój napój podniosłam kubek i przechyliłam do swoich ust. Skrzywiłam się na okropnie gorzki smak tego czegoś co na pewno nie było malinowym winem. 

- Fuj, co to ma być ? - Zapytałam z oburzeniem, automatycznie odsuwając się od stołu 

- Kacza krew - odpowiedziała ze stoickim spokojem Inez - Dodaje dużo energii i tak jakby siły. Wypijcie bo będzie wam jej dużo potrzebnych z czasem ten napój stanie się dla was słodki. Smacznego. 

Smoki ostatniej eryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz