*Perspektywa Inez*
Dobra, wiekopomny dzień jednak chyba nie dla mnie. Zaprosiłam wszystkich uczniów na dach a cały lud na dziedziniec. Jak nakazuje tradycja ubrałam długą białą suknie, która miała przynosić szczęście i powodzenie. Czekał tam na nas Meron. Olśniewający jak zawsze jednak znienawidzony. Kiedy osób było dostatecznie dużo ale raczej nie wszyscy, wstałam i podeszłam na skraj dachu.
- Ludu Karabii, ja Inez Rosevel, krew z krwi rodu Dalenwlod podpisałam pakt. Od dnia dzisiejszego sojuszem z królem Meronem oficjalnie łączymy nasze grody. Nie przyjmuje jakiegokolwiek sprzeciwu, jego i nasze granice stoją otworem. Jednocześnie zawarty podpunkt, że w każdej chwili rozbicie sojuszu jest możliwe kiedy któreś z nas umrze. - widząc, że niektórzy zaczęli wychodzić krzyknęłam - Jeszcze jedno ! Jak zapewne wiecie zabita po miesiącu życia córka Roseveltów powróciła do życia. - ludzie nie wiedzieli chyba czy się cieszyć, czy nie bo stali, po prostu machinalnie stali - Możecie już odejść - chyba spanikowałam - Wszyscy oprócz Vivian wynocha stąd - jednak Meron miał chyba kłopoty ze słuchem bo dalej stał obok mnie - Zejdziesz sam czy ci pomóc ?
- Ohoho, nie myślałem, że będziesz się kłócić już po minucie
- Spadaj stąd bo się źle skończy - podwinęłam suknie chcąc schylić się po mój nóż, no nie zabiła bym go przecież ale zmył się od razu
- Usiądź Vivi - dziewczyna posłusznie zrobiła co kazałam jednak dalej była wściekła o Inez - posłuchaj, nie osądzaj mnie ale ... - była chyba zdziwiona łagodnością mojego głosu bo odwróciła głowę w moją stronę - ty ... ja też dowiedziałam się dwa dni temu
- No powiesz w końcu !? - zapytała poirytowana
- Ty jesteś moją siostrą
- Co ?! - rzuciła wściekłe spojrzenie i chciała zejść
- Ukrywali cię przede mną. Miałaś miesiąc i nie mam pojęcia czemu oddali cię pod opiekę Teonrów twoich jak uważałaś rodziców. Podobno posiadanie drugiego dziecka w królewskiej rodzinie było hańbą więc ...
- Dlaczego mi nie powiedziałaś ?
- Sama nie wiedziałam
- I co oczekujesz, że będziemy teraz szczęśliwą rodzinką ?
- Myślałam ...
- Co myślałaś, że to wybaczę ?
- Ale ... - straciłam jakąkolwiek wolę walki i swój ... charakter ?
- Nie chce cię znać ... - chciała zejść z dachu - Chociaż czekaj o ile się nie mylę należy mi się tron
- Nie - powiedziałam już dosyć stanowczym głosem - nie spodziewałam się z twojej strony takiej chciwości.
Nic nie odpowiedziała uciekła, a ja nie chcąc o tym myśleć poleciałam na wyspę smoków. Oderwałam połowę plączącej mi się pod nogami sukni, usiadłam na brzegu i nie spodziewając się z mojej strony takiej reakcji zaczęłam płakać. Po chwili poczułam przeszywający ból w sercu myślałam, że odezwały się we mnie te wszystkie tłumione przez lata uczucia ale kiedy spojrzałam w dół zobaczyłam strużkę płynącej mojej szlachetnej szkarłatnio czerwonej krwi na białym materiale. Nie wiedziałam kto wystrzelił w moje serce strzałę ale przebiegła mi myśl, ze to może i lepiej, przez chwilę czułam tylko ból a zaraz po nim ulgę. Osunęłam się na biały piasek. Usłyszałam już tylko przeraźliwy ryk Vivian i ... CIEMNOŚĆ
***
Tak ... Koniec. Ewentualnie jeśli chcecie drugą część piszcie w komentarzach albo bezpośrednio do mnie. Dziękuje, że ktoś doczytał do końca
CZYTASZ
Smoki ostatniej ery
FantasyTrenerka smoków i kilku jej uczniów muszą stawić czoła najstraszniejszym z najstraszniejszych bestii. Dla niektórych piękności a dla niektórych szkarady.