Pierwszy dzień szkoły

125 10 3
                                    

Dochodził wieczór, a mi zostało tylko kilka pudeł do rozpakowania. Lubię układać rzeczy w nowych miejscach, a zwłaszcza takich jak to.
-Alison! Pierwsza wspólna kolacja! Chodź na dół. - krzyknął tata.
Mimo iż nie oglądałam jeszcze całego domu, bez problemu trafiłam do kuchni, w której stał piękny stół, a na nim marny posiłek odgrzany w mikrofali. Jestem dziwnym typem osobowości.. Nieśmiała dziewczyna z ustalonymi zasadami, ceniąca sobie elegancję i własną wygodę.. Nie dało się tego ukryć, wieś nie była miejscem dla mnie.
-Umm teraz tak będziemy jadać? Za to co mieści się na piętrze.. Nie mogę się na ciebie gniewać- powiedziałam zniesmaczona, jednak wiedziałam ile to dla niego znaczy.
-Jutro po szkole pójdziesz zrobić zakupy do miasta.
-Wooow mamy tu coś takiego jak miasto?
-Alison skończ i siadaj do stołu.
Usiadłam, zjadłam tak szybko jak tylko mogłam, wstałam od stołu i pomknęłam na górę bez słowa.
Za sobą usłyszałam coś co momentalnie mnie zatrzymało.
-Alison jutro idziesz do szkoły.-oznajmił.
Wróciłam z wyrzutem i zaczęłam panikować.
-Przepraszam, jeszcze raz?
-Kupiłem ci rower, do szkoły przez las jest 10 minut jazdy..
-Nigdzie nie idę.
-Będziesz zmuszona.
-Zobaczymy.-prowadziliśmy szybką wymianę zdań.
-Pożegnasz się z internetem i telefonem.
-Nie zrobisz mi tego.
-Zobaczymy.- zacytował moje słowa.
Wbiegłam po schodach i trzasnęłam drzwiami. Na szafce przy łóżku stały książki, których wcześniej nie zauważyłam. Wzięłam torbę i spakowałam wszystkie. Poszłam do łazienki. Po długiej podróży należała mi się gorąca kąpiel.. Napuściłam wody do wanny, zapaliłam świeczki i włączyłam muzykę. Następnie umyłam włosy, wytarłam się tym pięknym kobaltowym ręcznikiem i pomknęłam do garderoby. Z wieszaków na którym wisiały piżamy wzięłam szarą bluzkę z długim rękawem i guzikami przy dekolcie i długie spodnie w kratkę z kokardką na miednicy. Usiadłam na mojej podokiennej kanapie i wpatrywałam się w gwiazdy, które doskonale oświetlały las i skrawek stadniny koni.
Do szkoły szlam na 9.00 więc budzik nastawiłam na 7.40
Zasnęłam. Czułam się tu bezpiecznie.
--
O 7.40 zadzwonił budzik. Walnęłam ręką o szafkę koło łóżka. Dźwięk umilkł. Musiałam wstać bo przecież telefon był jedyną wiązką z moimi przyjaciółmi. Poszłam do kuchni, zrobiłam sobie kawę i wróciłam z nią na górę. Postawiłam ją obok umywalki a sama wzięłam się za makijaż. Mam bardzo długie rzęsy, więc nie muszę za dużo kombinować z oczami. Lekko podkręciłam włosy na lokówkę i podążyłam w stronę białych drzwi z kwiatowymi motywami. Ubrałam szarą sukienkę w małe białe groszki z falbanką przy dekolcie, brązowy cienki pasek, na to zarzuciłam cienki, popielaty kardigan i wiosenne kozaki pod kolor paska. W miedzy czasie dopijałam kawę. Założyłam torbę, zeszłam na dół, wzięłam jabłko i poszłam obejrzeć ten 'świetny' rower.
-Rower jak rower.. Cieszę się że nie jest różowy.- powiedziałam do siebie
Wsiadłam i tak jak mówił ojciec, pojechałam przez las. Dotarłam do szkoły, odstawiłam rower i bardzo onieśmielona weszłam do budynku.
Jak na taką małą wioskę to całkiem sporo tu ludzi. Słyszałam jednak że jest tu jedna podstawówka, gimnazjum oraz liceum, więc wszyscy powinni się znać- nieszczęśliwie dla mnie. Poszłam do dyrektora i zapytałam się gdzie mam lekcje. Było już po dzwonku i wszyscy siedzieli już w klasach. Dowiedziałam się, ze mam iść do sali chemicznej. Przez okienko od drzwi rozpoznałam szkło laboratoryjne więc wzięłam oddech i weszłam do klasy. Kiedy podniosłam wzrok  w ostatniej ławce zauważyłam Scotta, gościa z furgonetki. Stanęłam jak wryta, zrobiłam wielkie oczy, a on posłał mi uśmiech.
-Witaj w liceum Briarcliff panno..-usłyszałam głos nauczycielki, który wyrwał mnie z transu.
-Argent.. Alison Argent.
-Dobrze Alison, usiądź razem z panem McCallem, ostatnia ławka.
Ze Scottem Mc.. Nie no to są jakieś żarty! Była to jedyna wolna ławka w tej sali.. Widać było że nie tylko mnie tak bardzo irytuje. Nadal mu nie ufałam. Napewno miał do mnie jakiś interes.
-Czyżby pani Nie Ważne? - zapytał z tym swoim chytrym uśmieszkiem
-Hmm siedzisz sam bo nie było dla ciebie partnera, aż mi ciebie szkoda..
-Siedzę sam bo CZEKAŁEM na odpowiedniego partnera - poprawił moje przypuszczenia.
-po prostu przyznaj się, ze nie jesteś za bardzo lubiany przecież to nie kalectwo- droczyłam się z nim
-Jestem kapitanem szkolnej drużyny footballu amerykańskiego, nie ma opcji abym był nie lubiany- zaśmiał się licząc że mi zaimponuje.
Spojrzałam na niego z uśmiechem i skupiłam się na podręczniku, zrobił to samo.

New Beginning |ScalisonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz