Rozdział Siódmy

205 19 3
                                    

Siadasz w ławce. Wszystko załatwione-gratulacje złożone, przywitanie z potępioną, głupią duszą, narkotyki podłożone... Chyba wszystko na swoim miejscu. Oprócz tego, że wszyscy obecni zatruwają ci umysł swoją nudą. Są tak niewyobrażalnie nudni i przewidywalni. W ich mózgach jest zbyt wiele utartych, nudnych schematów. Och, kochana, jak miło cię widzieć nowa torebka? lub Stary! Ten mecz Anglia przeciwko Niemcy... To dopiero coś! Nuda! Nuda! I jeszcze raz nuda!

Właściwie, to z nudy postanowiłeś zacząć pracować dla Szatana. Co może przynieść w życiu więcej rozrywki, niż nieczyste intencje? Czułeś wtedy dreszcz podniecenia... Lecz po pewnym czasie znowu nudę. Chcesz zmienić coś w swoim życiu? Przestaw w mieszkaniu łóżko na środek.Dla ciebie przemeblowaniem jest praca u Lucyfera. A kiedy już nawet to było dla ciebie nudne? Może to z tobą jest coś nie tak? Właściwie, Szatan nigdy nie powiedział ci, dlaczego to z tobą zawarł układ. Dlaczego zawarł układ z Cole'm. Dlaczego zawarł układ z kimkolwiek. A teraz dreszcz emocji i ratunek od nużącej codzienności daje ci Dana Regina. Masz zajęcie.

Bart staje przy ołtarzu. Wygląda jak zawsze- arogancka twarz, poczucie wyższości, mały penis... Ups. Pomyślałeś to głośno? Patrzysz na Gabriela z krzywym uśmiechem. Podnosi pytająco brew, ale kącik ust podniósł mu się nieznacznie do góry. Koło niego, z brzegu ławki, siedzi Cole. Łakomym wzrokiem patrzy na jakiegoś mężczyznę. Cóż, każdy ma swoje potrzeby. Oby zrobił to szybko- to napięcie seksualne wykończało by cię przez cały ślub. Organista zaczyna grać marsz weselny. Wszyscy wstają, a ty, niechętnie, podążasz ich śladem. Nina z uśmiechem na ustach idzie przez środek kościoła z bukietem ciemno czerwonych róż. Promienieje. Bart rzucił na nią okiem, a dłużej zatrzymał wzrok na kształtach jednej z druhen i Dany Reginy. Wzdychasz. Gdyby miała być z nim do końca życia, nie wybaczyłbyś sobie tego.

Ksiądz rozpoczyna mszę świętą. Gdy wszyscy siadają, czujesz rosnące podniecenie. Cole prawie podskakuje, niczym mały szczeniaczek, który nie wie, że jedzie z panem do weterynarza. Agnes jest cała spięta, a jej nerwowy uśmiech drga coraz bardziej. Tchnięty pewnym impulsem, chwytasz jej dłoń. Splatasz wasze palce i kciukiem gładzisz wierzch jej dłoni. Ten niewinny gest działa na nią uspokajająco. Rozluźnia się i oddaje uścisk ręki. Patrzy na wasze dłonie i uśmiecha się delikatnie. Odwracasz wzrok na lektora czytającego czytanie. Czujesz, że Agnes kładzie ci głowę na ramieniu. Uśmiechasz się pod nosem. Dobrze, że Lucyfer tego nie widzi. Gabriel zachowuje się tak, jak zwykle. Jest poważny i nie spuszcza wzroku z Niny. Prostuje się jeszcze bardziej, niż zwykle i szepcze.

- Zaraz się zacznie.

Twoja narzeczona niechętnie zabiera głowę i puszcza twoją dłoń. Sięga po torebkę, a ty patrzysz na Cole'a. On wsuwa dłoń do marynarki. Gabriel sprawia, że kark mu strzela. Wszyscy wstają. Czas na przysięgę. W końcu kapłan wypowiada przesławne słowa i wiesz, że to wielkie wejście Śmierci.

- Jeśli ktoś jest przeciw temu małżeństwu niech wystąpi teraz lub zamilknie na wieki.

Drzwi do kościoła otwierają się z wielkim hukiem, niszcząc przy okazji wazony z kwiatami. Zgromadzeni goście odwracają się z szokiem wymalowanym na ich twarzach. Do świątyni wchodzi Śmierć, ubrany w szary garnitur.

- Myślę, że mam pewne przeciwwskazania-śmieje się.

Wyciąga broń zza marynarki i strzela kilka razy w sufit. Na obliczu jednego z aniołów pojawiają się brzydkie bruzdy. Gabriel krzywi się i szepcze do ciebie.

- Prosiłem go, żeby nie strzelał we mnie.

Zauważasz, że ktoś chce wybiec zakrystią po pomoc. Na szczęście zauważa to także Cole i strzela w drzwi. Ministrant zatacza się i z przerażenia mdleje. Vitali wychodzi na środek. Słyszysz zduszony krzyk twojej matki. Teraz albo nigdy. Idziesz za twoim przyjacielem i uspokajającym gestem rozkładasz ręce.

Szatan- Mój SzefOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz