Rozdział 5

48 4 0
                                    

30 dzień Ostatniego Siewu, Turdas, 433 rok 3 ery, roku Akatosha (jeszcze później).

Krople wody delikatnie pieściły moją twarz i wypieki na niej. Było mi chłodniej, a po chwili także mokro na kolanach. Otworzyłam oczy. Nie stałam w Otchłani, tylko przed Kvatch, a burza, która teraz przerodziła się w deszcz była bardziej zauważalna z powodu koloru nieba. Nie miało ono już krwistoczerwonego odcieniu, a ciemnoniebieskiego, miejscami szarego...

Uśmiechnęłam się. Udało mi się, rozbrzmiało w moich myślach. Przeżyłam... Przeżyłam i mogę dalej ratować Cyrodiil, tylko wystarczy powiadomić kapitana Matiusa.

Wstałam, podniosłam głowę z ciężkimi od deszczu włosami i ruszyłam za barykady, oglądając się za siebie czy na pewno nic nie zostało. Gdy doszłam do osłon jeden ze strażników wskazał mnie palcem. Savlian od razu się odwrócił i podekscytowany spytał:

- Udało ci się zamknąć Wrota?! Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć! - dodał, kiedy kiwnęłam głową na "tak". - To nasza jedyna szansa na kontratak! Musisz udać się z nami. Masz dużo większe doświadczenie bojowe, niż ci ludzie...

- Ach... - zaczęłam. - Jeśli nie stanowiłoby to żadnego problemu to chciałabym odpocząć...

- Oczywiście... Mogę poczekać, ale nie mamy wiele czasu. Musimy działać szybko, zanim zdążą zabarykadować bramę miejską...

Westchnęłam. Nie mogłam ich zostawić na łaskę bogów lub Deadr... Ramię dalej mnie bolało, a szmatka, której użyłam do zatamowania krwawienia zdążyła już przesiąknąć czerwoną cieczą. Spojrzałam smętnie w kierunku obozu u podnóża Kvatch i odparłam z wielkim trudem:

- Dobra. Idziemy.

Savlian uśmiechnął się szczerze, po czym wydał rozkazy pozostałym strażnikom, by uformowali się w szyk. W takim składzie ruszyliśmy do bramy. Było mi ciężko. Powrót był męczący, ale nie mogłam zostawić tych ludzi. Musiałam wykonać misję. Misję Uriela, misję Jauffre. Błoto, po którym musieliśmy iść, było większym problemem niż zamknięcie bramy. Jednak ja, jak zwinna akrobatka zdołałam przejść to zapadlisko na około po resztkach murów. Niestety żołnieże, zwłaszcza ci ciężko zbrojni, grzęzli w ziemi i nie mogli się ruszyć. Wystarczył tylko jeden celny strzał flarą przed ich stopy, a Kvatczycy zmierzali dalej w moim kierunku. Gdy wszyscy znaleźliśmy się na placu południowym, zobaczyliśmy jak wielkie znieszczenia sieję armia wroga. Domy były już tylko ruinami, w których ciężko byłoby mieszkać, a co dopiero je odbudować. Wszystko trawił ogień, nawet pomimo ulewy. Po wejściu w głąb placu, zaatakowały nas niedobitki z Otchłani, trzy diabliki i dwie deadry. Wszyscy wykrzyczeliśmy "Za Kvatch" i rozbiegliśmy się. Nie mogliśmy przecież uwolnić pozostałych z kaplicy, gdy na zewnątrz będzie grasowała banda Oblivionu. Ja z Savlianem rzuciliśmy się na humanoidalne stworzenia, a strażnicy na resztę. Mimo tego iż już miałam styczność z nimi, nie szło mi wcale lepiej niż za pierwszym razem. Mięśnie już lekko dawały oznaki przeciążenia, mój oddech stawał się mniej równy. Jednak Matius nawet nie wiedział jak się za nią zabrać.

- Oprzyj się o moje plecy! - krzyknęłam do niego. - Zaatakujemy je od dwóch stron tym samym osłaniając siebie!

Kapitan tylko kiwnął głową i już do mnie przywarł. Był to dobry wybór zwarzając na mój stan, a mimo zbroi dobrze wyczuwałam jego mięśnie i zapomniałam całkiem o potworach. Trwało to tylko kilka sekund, a jednak pomogło, gdyż dziwnym trafem odzyskałam prawie wszystkie siły. Choć pewnie yo zasługa adrenaliny. Dobrze nam szło... Na pewno lepiej niż na początku...

- Przerzuć mnie przez plecy! - zawołałam znów, mając świetny plan.

Savlian chwilę później złapał mnie za łokcie i przerzucił przez siebie. Ja natomiast, gdy ledwo dotknęłam podłoża, odbiłam się od niego i zaatakowałam z obrotu deadrę. Odciełam jej pancerz i wbiłam ostrzę sztyletu w miejscu, gdzie nie było już żadnej osłony. Padła. Niespodziewała się nawet takiego manewru z naszej strony. Odwróciwszy się do mężczyzny zobaczyłam, że on też sobie nieźle radzi. Właśnie swoim atakiem wytworzył szczelinę pomiędzy okryciem humanoida a skórą, która aż prosiła aby w nią trafić. Nie mogłam się oprzeć. Rzuciłam drugim sztyletem, który miałam w ręce i szybko chwyciłam pierwszy, wyciągając go z ciała potwora. Wpadł idealnie, a ja z uśmiechem na ustach i dumą w sercu zabrałam się za oporządzenie truchł.

OblivionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz