Rozdział czwarty

415 32 2
                                    

Próbowałam wyczarować sztylet jak zawsze w czasie zagrożenia. Z jakiegoś nieznanego mi powodu nie mogłam. Pozostało mi uciekać. Tym razem zaatakował mnie Python. Od jakiegoś czasu Gaja ciągle atakowała mnie. Na szczęście wysyłała swoje dzieci. To jeden z powodów twierdzena pt. Nie chcesz być mną. Po dwóch kilometrach biegu byłam zmęczona, ale tyle wystarczyło żeby zauwarzył mnie Kevin. Jeśli nie wiecie kim jest Kevin to jest on moim przyrodnim bratem. Synem Kupidyna więc nie jestem w CBH. Do obozu Jupiter przyjechałam za namową moich przyjaciół Nica i Piper (szok ma przyjaciół) którzy razem z Jason'em jechali tam w odwiedziny. Więc stwierdziłam, że mogę tam pojechać. Choć w sumie po prostu chciałam wiedzieć po co Nico tak chciał tam jechać bo, wiecie Nico to raczej odludek. Wracając do Pytona Kevin z pomocą innych Rzymian zadbali, oto żeby potwór wrócił do tartaru. Skoro nie bezpieczeństwo mineło mogłam iść poradzić się syna Hadesa co zrobić ze sztyletem (a raczej jego brakiem). Zaczełam poszukiwania. Po kilku minutach drogi zauważyłam chłopaka w jakiejś kawiarence.l zgadnijcie co? Nie był sam obok niego siedziała dziewczyna, ta która przywitała nas kiedy weszliśmy na teren obozu. Jak ona miała na imię? Chyba Reyna...tak to Reyna. Nie dowierzałam w to co widzę i muszę przyznać poczułam uczucię zazdrości. Nie dlatego, że mi się podoba po prostu w jego towarzystwie czułam się normalna...mieliśmy ze sobą dużo wspólnego. On pomógł mi się wpasować (na tyle na ile to możliwe w przypadku córki Tanatosa i zdrajczyni), posługiwać się mocą i rozumiał mój ból. Z drugiej strony cieszyłam się jego szczęściem... To mój przyjaciel do holery! Mam obowìązek cieszyć się jego szczęściem, ale o czym ja w ogóle mówię przecież oni tylko rozmawiają... Nagle ktoś dotknął moich pleców, a ja o mało nie krzyknęłam. Odwróciłam się ostrożnie okazało się, że to tylko Hazel.
-Dziewczyno chciałaś żebym zawału dostała? - fuknęłam.
- Przepraszam Kali chciałam tylko zapytać na co się tak gapisz.- powiedziała ze skruchą, ja zawstydzona spóściłam wzrok.
- Nie no nic się nie stało i nie zdrabniaj mojego imienia w końcu, hellou jestem śmiercią - rzuciłam żartobliwie.
- To na co się patrzysz? - spytała zaciekawiona.
-Na twojego brata.- odparłam bez namysłu uświadamiając sobie jak to zabrzmiało. Hazel spojrzała na mnie znacząco.
- Znaczy patrzę na to, że rozmawia z jakąś dziewczyną. - usprawiedliwiłam się szybko.
- Byli by świetną parą. - przyznała, a ja przyjrzałam.
-Ty ich ship'ujesz!- powiedziałam nieco rozbawiony.
- Ja wcale nie... Mo Okej ship'uje ich! To Reynico. Tak bym chciała żeby byli razem.- I się rozgadała.

*two hours later*

- No i od tamtej pory ich ship'uje. - Dzięki bogom skończyła.
- Okej...- powiedziałam i odeszłam.
Nadszedł wieczór i musieliśmy wrócić do CHB. Pożegnałam się szybko z nowo poznanym (teoretycznie) rodzeństwem i dołączyłam do reszty. Nie, żebym nie lubiła Eleonory i Kevina po prostu byli inni. Tacy...wredni nie dziwię się, że Nico ma na pieńku z Kupidynem. Droga powrotna była nudna i monotonna. Już miałam zasnąć kiedy autobus się zatrzymał. Poszłam prosto to domku Tanatosa i zasnęłam. Kiedy się obudziłam poszłam prosto do pawilonu jadalnego (oczywiście najpierw się ubrałam i w ogóle. Grzebiąc wiedelcem w jajecznicy kątem oka zobaczyłam naszą obozową wyrocznie Rachel Elizabeth Dare. Spowiła ją zielona mgła, a ja wiedziałam że to nie oznacza nic dobrego...

Cdn nie wiem kiedy bo ten rozdział piszę nielegalnie. Mam karę na telefon i w sumie wbrew woli rodziców zabrałam go do szkoły , a rozdział piszę na przerwach i godzinie wychowawczej. Liczę, że się spodoba zostawcie gwiazdkę, komentarz czy coś.

Kalisto Santiado De Cala czyli heroska (nie)godna OlimpuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz