2.

1.9K 140 8
                                    

Arkaim. Wszystko przez Arkaim. - szeptałam do siebie, zawzięcie czytając podręcznik historii świata.

Poniedziałek to dzień ziemi. Uczymy się jej na pamięć, co wcale trudno nam nie przychodzi... Przynajmniej większości. Uwielbiałam tą historię. Pani Knowlers jest najlepszą nauczycielką z całej Arki. Do tego zna każdy szczegół ziemskiego bytu na pamięć. Nie trzeba jej książek ani żadnych ściąg.

2015. Kler wzywa o pomoc rządzących całego świata. Wszystkie brudy wychodzą na jaw, a ludzka świadomość sięga szczytu. Szczątki wed zostają odnalezione. - Bunt w Watykanie. Podziemia zostały spustoszone. Kościół katolicki przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. Wiara upada. Zmiana. Mamy rok 7254. Epoka doby Swaroga.

- Dobrze, dzieciaki! Możecie iść na lunch! - Krzyknęła Pani Knowlers. Jak zwykle przerywa czytanie w najlepszym momencie. Westchnęłam i powoli wstałam. Wyszłam z klasy i zaczęłam kierować się w stronę jadalni, aż nagle poczułam jak ktoś łapie mnie za ramię i skrada całusa w policzek.

- Hej mała! 

Joe... Byliśmy dobrymi przyjaciółmi od czasów dzieciństwa. A raczej on był dobrą niańką. Jest starszy ode mnie o 3 lata, a mimo to jeszcze nie olał takiej małolaty jak ja, prawie. Teraz nie mamy dla siebie czasu. Joe jest inżynierem i bardzo poświęca się swojej pracy.

- Hej! - krzyknęłam zaskoczona. Rzuciłam się chłopakowi na szyję. - Co tu robisz?!

- Akurat byłem w pobliżu, więc stwierdziłem, że wpadnę. Idziemy na lunch? - Powiedział z uśmiechem na twarzy. - Nie ukrywam, ten brunet o niebieskich oczach, zawsze mnie kręcił, a każde spotkanie z nim sprawiało, że miałam motyle w brzuchu. Kilka razy zdarzyło się, że nie mogliśmy odkleić od siebie ust, ale zwykle kończyło się to śmiechem obojga z nas i wytłumaczeniem 'To natura, ona nigdy nie bierze pod uwagę przyjaźni damsko-męskiej'. Ważne, że zawsze potrafiliśmy się dogadać, a żadne z nas nie było zdezorientowane.

Stanęliśmy w kolejce po puree z marchewki i fasolę. - Ta puszka coraz bardziej starała się okroić nasz jadłospis. Znając życie Pan Jaha zajadał się w tym momencie jedzeniem z najwyższej półki. Nałożyliśmy sobie jedzenie i usiedliśmy przy stole.

- Joe, Joe, Joe... - wymruczałam, opierając głowę na dłoni i celując łyżką z puree w stronę chłopaka. - Lepiej powiedz co u Ciebie! Jak praca, jak mama? Tym razem się nie wymigasz. Lunch z Tobą to jak wygrać życie.

- Oj przepraszam, obiecywałem Ci już go długi czas, ale widzisz!? Jestem tu! - Zaśmiał się, zasłaniając tacką, w którą wystrzeliło puree. - Oh, a Ty dalej tak samo dziecinna! - Zaśmiał się.

- Zamknij się i mów!

- Wszystko okey... Mama daję radę, w sumie to nie rozmawiamy... A za to praca! Jest coraz lepiej. Młoda, bądź dumna! Niedługo Chris mnie szkoli i będę naprawiać usterki zewnętrzne.

- Wooow, cieszę się, naprawdę. Uważaj tylko na siebie. 

- Martwisz się? Mrau. - Podniósł brwi i otarł swoje udo o moje.

- Spadaj, głuptasie! Tak, martwię, trochę. Ahhhhh weź tą nogę!

- Ty mnie jednak lubisz, trochę. 

 Tak, bardzo go lubię. Czy rzucenie się na jego usta na środku jadalni wypełnionej ludźmi było by bardzo dziwne? .... TAK. To wbrew mojej naturze. Po prostu go walnę.

- Joe, proszę Cię, bo zaraz stracisz swój urok, a ja czucie w mojej pięści. - Powiedziałam udając groźną, a tak naprawdę twarz cała mi płonęła. Cholera, to nie moja wina, że on tak na mnie działa.

Take me home || The 100 FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz