4.

1.7K 128 3
                                    

- Jesteś jak swoja matka. Nie odpowiedzialna, nieustraszona i cholernie głupia. - Ciągnął mnie za rękę, biegnąc korytarzem.
Myślałam, że się przesłyszałam.
Czułam jak jego dłoń coraz bardziej zaciska się na moim ramieniu, co sprawiało mi dość nieprzyjemne uczucie.
- Tato... - spojrzałam na niego błaganie i przystanęłam. - Wiem. To tylko i wyłącznie moja wina. Nie wyładowuj złości na Bellamym. Proszę.
Popatrzył na mnie, a jego oczy płonęły od złości. Nagle poczułam ucisk jego dłoni na ramieniu i pchnięcie w przód, tak mocne, że wylądowałam na metalowym podłożu. Zasisnęłam zęby z bólu... Może lepiej, jak już się nie odezwę.

- Wstawaj! - krzyknął w moją stronę i pociągnął mnie w górę, równie agresywnie.

Ciągnął mnie za sobą krętymi korytarzami, aż w końcu dotarliśmy. No tak, teraz mnie uwięzi. Przewróciłam oczami na myśl o tym. Ojciec otworzył drzwi i wepchnął mnie do domu. Odbiłam się od szafy i ponownie wylądowałam na podłodze.

- Masz tu zostać dopóki nie wrócę, zrozumiano? - Powiedział już łagodniej, gdy zobaczył co zrobił. Na jego twarzy nie było już widać złości... Tylko strach, a zarazem brak zaufania, zawiedzenie.
Kiwnęłam głową, ten odwrócił się, drzwi za nim trzasnęły.

Łzy napływały mi do oczu, po chwili byłam już nimi cała zalana. Czułam ból w ciele. Otarłam oczy i spojrzałam się na swoje ramię, po czym zsunęłam spodnie, aby zobaczyć nogę, która tak okropnie szczypała. Miałam wszędzie czerwone plamy, które już zaczynały sinieć, a moje kolano było jedną, wielką, pulsującą opuchluzną, zalana krwią.
- Po prostu świetnie... - Powiedziałam do siebie, wstając. Chodzenie nie sprawiało mi ogromnego bólu, aczkolwiek dawał o sobie znać. Podeszłam do szafki, otworzyłam ją i wyciągnęłam spirytus. Następnie zrobiłam krok, sięgając do szuflady po bandaż. Usiadłam przy stole, podwinęłam nogę na krzesło i polałam kolano spirytusem. Syknęłam z bólu... Zacisnęłam zęby i zaczęłam obwijać kolano bandażem.

Było dopiero po 7 rano, dzień się zaczynał, a ja czułam, że opadam z sił.
Życie na arce i tak było dziś wstrzymane...
Tak swoją drogą ciekawe czy znaleźli już tych dwóch... Dopiero zaczęli poszukiwania, więc co ja się łudzę... Jedyne co im zawdzięczam, to to, że zrobili mi dzień wolny od szkoły.
Wstałam z krzesła, poszłam do siebie do pokoju i rzuciłam na łóżko.

Milion myśli wirowało mi w głowie a łzy znowu zaczęły napływać mi do oczu...
Po czym otarłam je, przypominając sobie o Octavii.. Udało się... Strażnicy wyszli i nie przeszukali ich mieszkania. Uśmiech pojawił mi się na twarzy. Ciekawe gdzie była ich matka i czy już jest na tyle bezpiecznie na ich sektorze, aby normalnie funkcjonować.
Milion pytań w głowie.. Tak bardzo chciałabym wyjść i o wszystko ich zapytać... Zaczęłam analizować co dokładnie się wydarzyło. Gdy dotarłam do momentu pocałunku z Bellamym, czułam jak serce zabiło mi mocniej. Było mi tak głupio przed nim, że jeżeli kiedykolwiek go jeszcze spotkam, to zapadnę się pod ziemię. Poniekąd podobało mi się to, trzeba przyznać, ten to umiał całować. Otrząsnęłam się... O czym ja myślę, do cholery. Analizując dalej, przed oczami zobaczyłam zawiedzoną twarz ojca. Rozpłakałam się. Przypomniały mi się jego słowa... Jesteś jak swoja matka. Nie odpowiedzialna, nieustraszona i cholernie głupia. - Głupia? Czemu twierdził, że była głupia... Przecież zachorowała. Nie zrobiła tego z własnej woli.

Tak czy siak, cholernie go zawiodłam. Okłamałam. Serce mi pękało. Swoją drogą, czułam się przez niego skrzywdzona... To wbrew mojej naturze, aby się dać pomiatać, ale dopóki trzymamy się wersji, którą zobaczył Pan Larsen, to zasłużyłam.

Oczy zaczynały kleić się coraz bardziej. Po chwili zasnęłam.

...

Usłyszałam pukanie do drzwi.
Zerwałam się z łóżka, owinęłam kocem i ruszyłam w ich stronę. Otworzyłam, przeżywając szok.

Take me home || The 100 FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz