2

4.6K 307 31
                                    

Nie za bardzo wiedział, gdzie jest. Wszędzie było ciemno i okropnie zimno. Starał się rękami wymacać ściany, znaleźć drogę, jednak przed nim nie było niczego. Stawiał powoli krok za krokiem, błądząc jak dziecko we mgle.
W pewnym momencie poczuł coś mokrego policzku. Zmarszczył brwi, nie słyszał żeby gdzieś tu była woda. Odsunął się o krok, chcąc usłyszeć skąd spadła na niego kropla jednak zaraz znowu poczuł to coś! Odwracał się chwilę, szukając źródła skąd brała się wilgoć na jego policzkach, nosie, nawet wargach. Jednak niczego nie znalazł.
Otworzył oczy gwałtownie, budząc się z dziwnego snu, a nad sobą zobaczył kocią głowę i wywieszonym, różowym językiem. Już widział skąd mu się wziął ten, dziwny sen. Kotka, chcąc go obudzić, lizała go po twarzy! Mimowolnie się zaśmiał i pogłaskał ją za uchem. Nie miał wciąż pomysłu na imię. Miał nadzieję, że przyjdzie mu on z czasem.
-Wyglądasz na głodną, chudzielcu - powiedział, a w odpowiedzi usłyszał głośne miauknięcie. Ratując kotka dołożył sobie obowiązków, ale jakoś mu to nie przeszkadzało. Wziął zwierzątko na ręce, by móc na spokojnie wstać i odłożyć ją ostrożnie na ziemię. Z ranną łapką nie powinna jeszcze skakać.
-Ubiorę się i zabiorę cię na stołówkę.
Obecność kota mu nie przeszkadzała,  więc zaraz ściągnął z siebie piżamę i założył normalne spodnie i koszulkę. Kotka jednak nie spuściła w niego wzroku... Bo kto by mógł oderwać spojrzenie od Jamesa Buchanana Barnesa, gdy ten się rozbierał? Chyba nikt.
Już po dziesięciu minutach byli na stołówce. Mężczyzna oczywiście wszędzie nosił kotkę. Może był przewrażliwiony na punkcie jej łapki, ale naprawdę nie chciał, by stała jej się krzywda! Był przecież, od teraz, za nią odpowiedzialny.
Położył kotkę na stoliku i udał się do okienka, skąd wydawano jedzenie dla agentów. Poprosił o gotowane mięso dla kota, jakieś może kiełbaski czy parówki, miskę śmietanki i śniadanie dla siebie. Zniósł wszystko na tacy do stolika i podsunął obie miski zwierzątku.
Kotka wydawała się trochę nieufna. Obwąchała mięso i mleko, obejrzała miskę i dopiero upewniwszy się, że wszystko jest w porządku, zaczęła jeść.
Jedzenie było dla niej niemal luksusem, którego omawiano jej przez ostatnie tygodnie. Nie mogła się przecież włamywać do sklepów, bez wzbudzają podejrzeń. W dodatku ludzie zaczęli zamykać śmietniku, uniemożliwiając zwierzętą dostęp łatwego pokarmu. W dodatku wyrzucali tyle jedzenia! Nie rozumiała czemu nie chciało się dzielić.
Zjadła znowu szybko, jakby się bała, że jedzenie zostanie zabrane i dopiero, gdy miski lśniły od jej śliny, usiadła i spojrzała na mężczyznę, które dalej jadł. Patrzyła jak widelec z jajecznicą wędruje od talerza do jego ust i z powrotem.
Czekała cierpliwie aż zje, by móc wrócić do pokoju i położyć się na jego łóżku. Musiała dużo odpoczywać, by łapka szybko się zagoiła. Naprawdę nienawidziła być ranna. To tak ograniczało! W dodatku nie chciała być dla niego ciężarem.
Bucky na szczęście zjadł szybko. W końc był żołnierzem, a w wojsku nie było czasu na delektowanie się każdym kęsem. Mógł więc na spokojnie zabrać kotkę do swojego pokoju i ułożyć ją wygodnie na kocu.
-Jesteś śliczna. malutka - uśmiechnął się, głaszcząc ją po puchatym łebku. Najbardziej podobały mu się czarne frędzelki na końcach jej uszu i długie, gęste futro w odcieniach szaro-czarnych. Wyglądała na jakiegoś rasowego kota, a nie na dachowca czy przybłędę. Takich kotów się w końcu nie porzuca.
-Pójdę po maść na szybkie gojenie - westchnął, zerkając na jej obandażowaną łapkę, która leżała trochę z boku. Widać, że ją bolało i nie chciała jej nawet dotykać. Wyszedł z pokoju i udał się do skrzydła szpitalnego, skąd udało mu się zabrać maść. Wiedział, że jest to jakiś nowy wynalazek pani doktor, przyjaciółki Bannera, ale nie znał szczegółów. Najważniejsze było dla niego, że specyfik działał i to doskonale. Wrócił do pokoju, gdzie kotek nawet nie zmienił swojego miejsca. Jedynie lizał powoli łapkę, by wyczyścić puchaty łebek. Bucky od razu ściągnął z jej łapki bandaż i obejrzał ranę. Naprawdę była nieładna, ale przynajmniej nie krwawiła i nie ropiała. Zwierzątko pozwoliło zaaplikować sobie maść i założyć nowy opatrunek, a w ramach podziękowania polizała mężczyznę w czubek nosa swoim małym, ciepłym języczkiem.
-Musze ci wymyślić jakieś imię - stwierdził, siadając obok. Teraz zaczął głaskać jej grzbiet.
-Może... hm... Neina? - kotek prychnął, pokazując, że to imię nie pasuje. Było dziwne. Brzmiało tak jakoś...nieprzyjemnie niemiecko.
-A Naomi? - zapytał. To był strzał w dziesiątkę. Kotka strzygnęła uszkami i otarła się o jego dłoń, mrucząc cicho.
-A wieć Naomi - zaśmiał się cicho Bucky. - to może zabiorę cię do sklepu zoologicznego i znajdzimy ci obrożę i jakieś zabawki? - zaproponował. Uważał, że to dobry pomysł, ponieważ na dzisiaj i tak nie miał planów. Dopiero wieczorem mógł iśc na trening.
Zdecydował, że jednak pójdą. Podszedł więc do szafy, z której wyciągnął średnią torbę na ramię. Nie mógł pozwolić, żeby kotka chodziła samopas z ranną łapką i w dodatku bez smyczy.
-W tym będę mógł cię nieść - powiedział, przysuwając torbę bliżej kotki. Ona obwąchała ją dokładnie, trąciła kilka razu łapką, zamiauczała i dopiero wtedy weszła do środka. Ułożyła się wygodnie, tak, że tylko jasno szara głowa wystawała ponad materiał.
James wziął torbę i wyszedł z bazy, szukając sklepu zoologicznego. Wydawało mu się, że kiedyś jakiś mijał i miał nadzieje, że nie został zlikwidowany. To by było bardzo niefortunne. Szczęście jednak się do niego uśmiechnęło, bo sklep nie dość że stał na swoim miejscu to był pusty. Wszedł więc do środka i poprawił swoją czapkę. Wciąż się bał, że ktoś go rozpozna i wybuchnie panika lub bójka, a tego naprawdę chciał uniknąć.
-Szukam obroży dla tej damy i wszystkiego, co potrzebne dla kotki  - powiedział pokazując zwierzę starszemu mężczyźnie, stojącemu za ladą. 
-Ma pan pięknego kota. Wie pan, co to za gatunek? - zapytał oddalając się, by pokazać różne rodzaje obroży. Bucky za ten czas postawił kota na ladzie i zaczął głaskać, by się nie denerwowała.
-Nie. Znalazłem ją wczoraj na ulicy i postanowiłem przygarnąć - wyznał szczerze. Nie znał się na kotach, więc liczył na to, że mężczyzna coś mu podpowie.
-Wygląda na to, że to kot norweski leśny. Piękny gatunek - uśmiechnął się, rozkładając obroże na ladzie. -są to jedne z najmądrzejszych kotów i niesamowicie mocno przywiązują się do swoich właścicieli. Jednocześnie w drodze ewolucji nie zaniknęły im instynkty łowcze, więc są świetnymi łowcami - uśmiechnął się. Kotka trąciła łapką czarną, cienką obrożę ze srebrnym szlaczkiem i zawieszką z imię w kształcie gwiazdy. Ta jej się najbardziej spodobała, więc miauknęła, trącając ją jeszcze raz.
-Mam wygrawerować jej imię? - zapytał mężczyzna, biorąc wskazaną obrożę.
-Poproszę. Ma na imię Naomi - powiedział Bucky i wziął jeszcze dwie miseczki na jedzenie, kilka zabawek kuwetę, wraz ze żwirkiem. Nie chciał karmić ją suchą karmę, więc zdecydował, że będzie dawał jej normalne jedzenie.
W sklepie spędził prawie godzinę, zanim wszystko było kupione i mógł wreszcie wrócić do bazy. takie wyjścia trochę do stresowały. Naomi widać wyczuła jego samopoczucie, bo zaczęła go lizać po ręce. Była mu bardzo wdzięczna, a to był jedyny sposób w jaki mogła to ukazać.
-Teraz będziesz mieć szczęśliwe, kocie życie - obiecał Bucky, gdy byli już w jego pokoju. Pocałował ją w różowy nosek z uśmiechem. To był początek pięknej przyjaźni.

Zimowy Żołnierz i Mistrzyni KamuflażuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz