Rozdział Czwarty ~ Bestia

1K 88 2
                                    

Przed Bellą malował się majestatyczny widok; ogromne, stare zamczysko z wysokimi murami sięgającymi aż do chmur. Dziewczynie zaparło dech w piersi i na jedną, krótką chwilę zapomniała, po co w ogóle tu przyjechała.

Wiedziona instynktem skierowała konia w stronę zamczyska, co jakiś czas oglądając się za siebie w poszukiwaniu stworzeń, które ją ścigały po drodze. Może to była tylko jej wyobraźnia? Chociaż, równie dobrze, w tym lesie mogło czaić się wszystko, nawet wygłodniałe i krwiożercze wilki.

Jej wzrok przykuł zielony materiał, wyglądający dziwnie znajomo. 

- Ojciec! - sapnęła ze zgrozą i zeskoczyła z Filipa; swojego konia. 

Bez chwili zastanowienia szarpnęła za kraty żelaznej, zardzewiałej bramy i schyliła się po czapkę ojca. Coś się musiało stać... Teraz była już pewna. Ale przynajmniej miała jedną wskazówkę, wiedziała już, gdzie zatrzymał się Maurycy.

Gdy ruszyła w stronę budynku usłyszała za plecami tętent końskich kopyt. No tak, przecież będzie musiała jakoś wrócić...

Zawróciła i chwyciła lejce swojego konia, przeprowadziła przez bramę i przywiązała do słupa niedaleko zamku. Dłonie drżały jej ze zdenerwowania.

- To bez sensu - z tymi słowami odwiązała konia.

Nie ma żadnego powodu, by pozbawiać zwierzęcia wolności; przecież nawet nie wie, czy uda jej się wrócić.

Założyła kaptur na głowę, rzuciła ostatnie spojrzenie za siebie i otworzyła ogromne, drewniane drzwi prowadzące do wnętrza zamczyska. Czuła się tak potwornie samotna... Opuszczona, samotna, zostawiona samej sobie. Jej matka umarła gdy była jeszcze mała, ale całe życie był przy niej ojciec, na którym nauczyła się polegać. Nigdy jeszcze jej nie zostawił.

Aż do teraz.

- Halo? - zawołała, próbując opanować drżenie głosu - Hop, hop! Jest tu ktoś? 

Zrobiła kilka kroków wgłąb ciemnej komnaty i ponownie zawołała. Nie sądziła, że ktoś jej odpowie, ale nawoływanie dodawało jej odwagi. Cisza w takim miejscu była po prostu... Niczym z koszmaru. Czuła się jak w pułapce. 

I czuła, że ktoś ją obserwuje. Nie spuszcza z niej wzroku.

Przełknęła ślinę i rozejrzała się wokół. Kaptur spadł z jej głowy, a włosy rozsypały się na policzki.

- Kobieta! - rozległ się rozentuzjazmowany szept gdzieś w ciemności.

Aż podskoczyła ze zdziwienia.

- Prawdziwa kobieta! - pojawił się kolejny szept.

- Kto tam jest?! - krzyknęła piskliwie - Pokażcie się, już!

Z ciemności wyłoniły się dwie sylwetki, tak niskie, że na początku ich nie zauważyła.

- Nie bój się panienko, nic ci nie zrobimy.

Dziewczyna cofnęła się o kilka kroków, nie wierząc własnym oczom. Nigdy, przez całe swoje życie... Nie widziała człowieka w tak opłakanym stanie. Sińce przykrywały każdy centymetr ich ciała, przez włosy prześwitywała łysina, zupełnie jakby były garściami wyrywane... Jeden z dwojga mężczyzn próbował uśmiechnąć się miło i Bella zobaczyła, że ma tylko kilka zębów.  Z kolei drugi miał szramę ciągnącą się od podbródka aż do linii brwi...

Bella odwróciła się i zaczęła biec w stronę drzwi, które, jak zauważyła dopiero teraz, były już zamknięte. Zaczęła krzyczeć. Przeraźliwy wrzask rozległ się w sali, spotęgowany jeszcze echem dźwięku odbijającego się od pustych ścian.

- Kto tam jest?!

To był całkiem nowy głos, gorzki i głęboki. Bella szarpnęła za klamkę drzwi, ale te nie chciały się otworzyć. Z przerażenia osunęła się na kolana i zaczęła drżeć niczym w jakimś ataku.

Nie chcę... Nie chcę... Niech ktoś mi pomoże... Pomóż mi, proszę... Gastonie...

Ze schodów zaczęła powoli schodzić wysoka i potężnie zbudowana postać. Dziewczyna ze wszystkich sił chciała się poruszyć, uciec jak najdalej, ale wszystkie jej mięśnie były jak sparaliżowane, zamrożone. Mogła tylko wpatrywać się w twarz tego człowieka...

Żadnej blizny, żadnej szramy. Zimna, bezwzględna twarz i wbite w nią, chłodne, spokojnie kalkulujące sprawę spojrzenie. Ten mężczyzna był bardzo umięśniony, tak bardzo, że czuła się przy nim słabiej niż dotychczas. Wyglądał na silniejszego nawet od Gastona.

Z tyłu pleców miał garba. Bella uświadomiła sobie, że cały czas się schylał, a w rzeczywistości jest jeszcze wyższy. Zacisnęła zęby i zdławiła pisk.

Wtedy się uśmiechnął. W ciemności błysnęły jego białe zęby, niczym kły bestii.

Tak nazwała go Bestią.

Piękna i BrutalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz