Dzisiejszego dnia całe dotychczasowe życie Belli przewróciło się do góry nogami. Zaczęło się niewinnie; z samego rana pożegnała ojca, który wyjechał zawieść jeden ze swoich wynalazków na konkurs. Miała ogromne nadzieje, że jego ambicje i marzenia w końcu się spełnią i otrzyma chociażby wyróżnienie.
Z dobrym humorem cały dzień leżała na łące, wdychając zapach pola, jeziora, kwiatów. Pozwalając, by wiatr targał jej włosy. Dzisiaj nawet wyjątkowo nie miała ze sobą książki; chciała sama przeżyć jakąś piękną chwilę, a nie przeczytać o niej.
Jednak wszystko prysło jak sen, kiedy jej koń, ten sam, na którym tato jechał na konkurs, przybiegł na pole oszalały ze strachu. Bella zaczęła go głaskać, mówić uspokajające słowa, ale mimo to czuła straszny niepokój. Coś musiało się stać z tatą... Tylko on jej został! Nie, nie, nie!!!
- I co ja mam teraz zrobić? - wyszeptała.
Dziewczyna złapała się na brzuch i kucnęła na ziemi. Co robić, co robić... Jechać po niego? Jeśli tato nie poradził sobie z czymś, to jak ona ma to zrobić? Przecież mogli go napaść bandyci, wilki lub coś jeszcze gorszego.
Zagryzła wargi aż do krwi. Nie tak powinna zachowywać się jako jego córka! Szczególnie w takiej chwili, powinna okazać jakąś waleczność, odwagę...
- Dokładnie! - z tymi słowami wsiadła na konia. - Prowadź, kochany. Jadę po tatę.
Koń co chwilę prychał, szedł niepewnie i rozglądał się na boki, przez co ciężko było go prowadzić. Ale tylko on wie, gdzie jest tato... W pewnym momencie ścieżka się rozwidlała; jedna prowadziła dalej w jesienny las, a druga przez błotnistą, poskręcaną drogę, przy akompaniamencie pousychanych i martwych drzew. Koń ze stęknięciem wybrał drugą drogę i od tamtego momentu zrobił się jeszcze bardziej nerwowy.
Tato, w co ty się wpakowałeś...
Dziewczynę ogarnął zwyczajny strach. Nie wiadomo, co tu na nią czeka... Ileż by dała, żeby mieć teraz kogoś przy sobie. Żeby mogła w razie niebezpieczeństwa schować się za czyimiś plecami i być pewną, że ten ktoś sobie poradzi ze wszystkim...
Przed oczami stanął jej kpiarski uśmieszek Gastona, na co tak mocno pociągnęła lejce, że koń zawył ze strachu. Gaston... No tak, chyba odpowiada temu opisowi. Jego plecy były wielkie, umięśnione, bez wahania by się za nimi skryła.
Jej relacje z tym gościem na pierwszy rzut oka wydawały się być proste - przystojny, silny chłopak ubiegający się o względy najpiękniejszej dziewczyny w wiosce. Ale Bella widziała to inaczej. Chcąc, nie chcąc, spędziła z Gastonem tyle czasu, że zaczęła zauważać rzeczy, których nie widział nikt inny. Wdawał się w bójki nie dla zabawy, lecz tylko wtedy, kiedy czuł się naprawdę podle. Owszem, na ulicy szukał zaczepek, ale dziwnym zbiegiem okoliczności nie skrzywdził jeszcze nikogo, kto był dla niej uprzejmy. Upijał się jak świnia, czy może zapijał smutki? Jeśli nawet, to jakie? Co mogło dręczyć takiego faceta jak Gaston - kogoś, kto może mieć wszystko, czego tylko zapragnie i jeszcze więcej?
Nie może mieć mnie - pomyślała. Czy to dlatego jest dla niej taki miły? I czemu w ogóle zwrócił uwagę na kogoś, kogo uważali za dziwaka? W wiosce było wiele ślicznych kobiet, więc czemu akurat Bella?
I co, śliczny chłopak kochający bez wzajemności śliczną dziewczynę? Chyba nie do końca.
Rozmyślania przerwał jej warkot, który zdecydowanie nie należał do jej konia. Popędzili więc czym prędzej prosto, licząc na zgubienie tego potwora, czymkolwiek on był. Serce podeszło Belli do gardła i popędzała konia. Żołądek jej się skurczył, oblał ją zimny pot na samą myśl, co te potwory mogły zrobić z jej tatą.
Kątem oka zobaczyła jakiś potężny budynek, więc zawróciła konia w jego stronę. Warczące stworzenia chyba nawet nie biegły za nią, więc teoretycznie mogła zwolnić tempo, ale praktycznie nadal przeraźliwie się bała.
CZYTASZ
Piękna i Brutal
FanfictionTa opowieść jest całkiem inna niż disneyowska "Piękna i Bestia"... Bella ma szczęśliwe, uporządkowane i wolne od trosk życie. Godzinami dyskutuje ze swoim ojcem i ogląda jego wynalazki, popołudnie spędza na spacerach z Gastonem... Miłym, acz trochę...