Rozdział Szósty ~ Śnieg

924 88 9
                                    

Gaston zapukał w drzwi domu jego przyszłej dziewczyny, ale odpowiedziała mu tylko grobowa cisza.

To było dziwne, niepokojące. Był już wieczór, ba, zbliżała się noc, a on przez cały dzień nie widział ani  Belli ani Maurycego, tego starego wariata. Intuicja podpowiadała mu, że coś jest nie tak. 

Rano dziewczyna zawsze wychodziła po pieczywo, potem zajmowała się domem, a po południu wybierała się na spacer i do księgarni. Jej ojciec wychodził z domu bliżej wieczoru, najczęściej do sklepu z częściami do swoich wynalazków. Mimo faktu, że Gaston za nim nie przepadał, często pomagał mu nosić te przeklęte części. Musi przecież mieć jakieś względy u przyszłego teścia, nie?

Podmuch chłodnego wiatru uderzył chłopaka w plecy, aż przeszły go ciarki.

Coś jest nie tak.

- Bello! - krzyknął pod drzwiami, nie przejmując się nawet, że ktoś może go zobaczyć - Otwórz mi te drzwi!

Szybkim kopniakiem wyważył drzwi, które przeleciały aż do przedpokoju. Potem ją za to przeprosi. 

Zrobił szybki obchód mieszkania, pod sam koniec zerkając nawet do piwnicy, w której zwykle pracuje jej ojciec. Gdy zszedł na dół poczuł się dziwnie... Jakby czegoś w tym miejscu brakowało.

- Musiał gdzieś zabrać ten wynalazek... - mruknął pod nosem, przypominając sobie ogromną maszynę do cięcia drewna, którą widział kilka dni temu.

Wrócił na górę i spokojnie naprawił drzwi. Nie było się czym tak martwić, Bella tylko pojechała ze swoim ojcem na jakiś konkurs. Jest bezpieczna, zatroszczy się o nią. 

Wyszedł z jej domu, czując się niezmiernie głupio. Zachowuje się jak zakochany szczeniak, a jest przecież dorosłym mężczyzną. Myśliwym. Prawda, musi dbać o swoją kobietę, ale on chyba powoli zaczyna tracić zmysły...

Trzeba to przepić. Z tą myślą ruszył do pobliskiego baru, gdzie ludzie powitali go wrzawą i oklaskami. Tak, jest bardzo lubiany w wiosce. Jakby się zastanowić, jest ich przywódcą, najsilniejszym mężczyzną, na dodatek uczciwym. To oczywiste, że ludzie nauczyli się na nim polegać, szczególnie, że on stara się ich nie zawodzić.

Przysiadły się do niego trzy mocno umalowane kobiety z dekoltem więcej odsłaniającym niż zasłaniającym. Rzucił im jedno zdawkowe, pełne niechęci spojrzenie i wrócił do swojego piwa. Naprawdę nie cierpiał tego typu dziewczyn, a one lgnęły do niego jak ćmy do światła. W pełni rozumiał, że to przez to, że jest taki przystojny... No nie można mu się oprzeć! Ale ma swoje zdanie, sam podejmuje decyzje i jakoś sobie nie przypomina, żeby kiedykolwiek chciał z nimi spędzać czas.

Poza tym, wybrał już sobie kobietę. Koniec kropka. 

Do baru wdarł się zimny wiatr, niosący ze sobą pierwsze płatki śniegu. Gaston patrzył jak wirują w powietrzu, aż się całkowicie się stopiły. Przeniósł spojrzenie w stronę drzwi i zobaczył, że stoi w nich Maurycy.

Wyglądał przerażająco, jak wrak człowieka. W barze zaległa głucha cisza, zauważył kilka ukradkowych spojrzeń rzuconych w jego stronę. 

- Bestia! Potwór! Porwał mnie i więził! Pomóżcie mi ludzie, błagam! - zawodził w przerwach pomiędzy szaleńczym szlochem.

- Jaka bestia? - zapytał ktoś z tyłu.

Maurycy stanął na krześle, tak, aby wszyscy mogli go zobaczyć i zaczął opowiadać. 

- Miał takie kły! - powiedział, pokazując palcami wskazującymi zęby.

W tłumie rozległ się tłumiony chichot.

- Ja nie kłamię! Był większy niż cokolwiek w życiu widziałem! Miał dwa, nie! Cztery metry! Więził mnie w swoim zamku!

Teraz ludzie już przestali udawać powagę i po prostu wybuchnęli śmiechem.

Gaston siedział cicho i analizował całą sytuację.

- A teraz porwał moją córkę! - wrzasnął - Pomóżcie mi ją uratować, błagam!

Przez chwilę zapadła cisza, a ludzie zgromadzili się wokół Gastona.

- Ktoś ci zabrał kobietę? 

- Gastonie, Bestia, uwierzysz w to? 

Gaston poderwał się z krzesła i walnął pięścią w blat. Wycelował w Maurycego palec i zrobił najgroźniejszą minę na jaką było go stać z zszarganą reputacją.

- Starcze! Bestie czy potwory nie istnieją! - wziął głęboki wdech - Poślę dzisiaj do ciebie lekarza, żeby cię zbadał. 

- Nie wyjdę stąd!

Gaston podszedł do starca, starając się ignorować jego spojrzenie pełne wyrzutu i złapał go za szmaty. Potem, ku ogólnej radości tłumu, wykopał za drzwi, na śnieg.

Maurycy od kilku lat był dla niego jak ojciec, którego nigdy nie miał. Był dla Gastona zawsze miły, nie patrzył na niego stereotypowo jak reszta wioski, widział w nim coś więcej. Pozwalał mu spotykać się z jego córką.

Więc musiał mu się teraz odwdzięczyć ratując honor i reputację Belli. Gdyby wiadomość, że została porwana wyszła na światło dzienne... Zostałaby popychadłem wśród ludzi, jeszcze większym niż teraz.

Chwycił płaszcz, powiedział kilku znajomym, że idzie zawiadomić znajomego lekarza i wyszedł na mróz. Potem skierował się w stronę domu Belli.

Po drodze natknął się na pulchną postać kucającą w śniegu.

- Tato? - zapytał cicho.

Maurycy podniósł wzrok i zaszlochał.

- Moja Bella...

- Opowiedz mi proszę, co się stało... Ale to jak dojdziemy do domu, dobrze?

Gaston zaprowadził starca do mieszkania, rozpalił w kominku i usiadł koło niego na sofie. Wszystko w nim buzowało, żeby natychmiast ruszyć na ratunek ukochanej, ale musiał się również zatroszczyć o zdrowie teścia. Bella by mu nie wybaczyła gdyby postąpił inaczej.

- Pojechałem z moją maszyną na konkurs - zaczął swoją opowieść Maurycy - Wziąłem Filipa. Zabłądziliśmy po drodze, prawdopodobnie na rozwidleniu dróg. W pewnym momencie mój koń zaczął się dziwnie zachowywać... Tam b-były wilki.

Gastonowi zjeżyły się włosy, gdy wyobraził sobie Bellę samotnie walczącą w wilkami. Wszyscy wiedzą, że w tym lesie żyją wilki... Dlatego nikt nie wyjeżdżał zbytnio na północ. Ale teraz przynajmniej zna już kierunek podróży.

- Zobaczyłem zamek i postanowiłem poprosić o pomoc. Wilki nas goniły, pewnie wyczuły zwierzynę. Och, Gastonie, myślałem, że tam umrę! Ale udało mi się. Przeszedłem przez bramę, a mój koń uciekł. Gdy wszedłem do środka... Na ogromnym fotelu siedział silny, potężny mężczyzna... P-Pobił mnie. A potem zamknął w ciemnym pomieszczeniu, gdzie podgryzały mnie szczury.

Zamilkł na chwilę.

- W tamtej chwili pogodziłem się już ze śmiercią, czekałem na nią. I wtedy przyszła Bella. Oświetliła moją celę... I... Gastonie!

- Co?! - chłopak podniósł głos - Co jej się stało?!

- Powiedziała, że zostanie tam w zamian za mnie. 

Gaston wstał u uderzył z całej siły w ścianę, aż zadrżał cały dom. Głupia, głupia.... Odważna, kochana, ale tak głupia...

Czemu nie przyszła do mnie, kiedy potrzebowała pomocy?

Był przecież chyba jedną osobą, która zrobiłaby dla niej wszystko. Więc czemu? Chciała być szlachetna, nie mieszać go w swoje sprawy?

Przeklął kilka razy i chyba rozwalił ze dwa krzesła, dopóki mu nie przeszło.

Maurycy patrzył na niego szklanymi oczami. Gaston westchnął głęboko.

- Spokojnie, starcze. Moim obowiązkiem jest ją uratować.

Łzy pociekły mu po policzkach, a Gaston wyszedł z domu, cicho zamykając za sobą drzwi.

Piękna i BrutalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz