4. Znowu on?

333 38 16
                                    

Mijały kolejne, cholerne dni, a Luke nadal nie zaprosił mnie na randkę. Ba, nawet się do mnie nie odezwał. Do tego czasu zaliczył już Caitlyn i Sue. Zostałam mu jeszcze ja i Amberly. Westchnęłam rozżalona. Amberly była najbrzydszą dziewczyną z klasy, ale oczywiście jemu napewno to nie przeszkodzi w migdaleniu się z nią.
- Violetta! - zawołała mnie mama z dołu. Wyszłam posłusznie z pokoju i odkrzyknęłam:
- Co?!
- Czemu na mnie krzyczysz?! – wydarła się ponownie, tym razem ze słyszalnym zirytowaniem w głosie.
No nie wiem, może dlatego, że ty się na mnie drzesz?
Nie odpowiedziałam, tylko spokojnie zeszłam po schodach na dół. Wdech. Wydech. Wdech. Wydech. Moja mama miała naprawdę szczęście, że urodził jej się taki anioł, jak ja.
- Ja na ciebie krzyczę?! Przecież to ty się, kurde, drzesz! – wymsknęło mi się. Przysięgam, to nie było zamierzone. To wszystko wina Hemmings'a! Od rana zawracam sobie nim głowę.
Rodzicielka tylko skosiła mnie wzrokiem i kiwnęła głową w stronę salonu. Ups. Chyba mamy gości.
- Kto przyszedł? – spytałam cicho. Złość już ze mnie całkowicie wyparowała.
- Ciocia Maggie ze swoim bratankiem – powiedziała bezgłośnie.
Wsparłam ręce na biodrach i pokręciłam głową.
- Ale co ja mam z tym wspólnego?
- Opieka nad młodym – wysyczała cicho, przechodząc obok mnie z talerzem, na którym znajdowało się ciasto czekoladowe. Mniam. Niczym lunatyk podążyłam za nią, śliniąc się na widok deseru. Ciocia wyglądała tak, jak ją zapamiętałam. Miała brązowe, idealnie ułożone loki i zielone oczy. Mogłam spostrzec zdecydowaną różnicę między nią, a małym chłopcem. Dziewięciolatek, jak przypuszczam, miał zmierzwione, potargane rude włosy i niebieskie oczy. Uśmiechnęłam się do nich tak szeroko, że aż kąciki ust zaczęły mnie boleć, po czym usiadłam na kanapie, obok cioci, aby się z nią przywitać. Z chichotem zamknęła mnie w niedźwiedzim uścisku.
- Rośniesz, jak na drożdżach! Przyznaj się, Cindy, co jej takiego dorzucasz do jedzenia? – ponownie zachichotała.
Mama oczywiście odpowiedziała bez żadnego zająknięcia się:
- Dużo witaminy M.
Taa.. Miłości.
Już po kolejnej wymianie zdań między nimi, kompletnie się wyłączyłam i wyciągnęłam rękę do dzieciaka.
- Cześć, jestem Violet.
Chłopiec z zawadiackim uśmiechem podał mi swoją.
- A ja Tom, ale możesz na mnie mówić TJ – zafalował brwiami, typowy podryw dziewięciolatka.
Przewróciłam oczami. Jeszcze tylko brakuje mi randki z dzieciakiem. Super.
- Możemy się w coś pobawić – zaproponowałam powoli. Nie wiedziałam co sobie pomyśli.
- Tak! Byłoby super! – zawołał, na co ja odetchnęłam z ulgą. Koniec podrywu. Uff.
- Berek? – zaproponowałam, podnosząc brew.
Tom skinął radośnie głową. I tak się zaczęła nasza zabawa. Wszystkie rozrywki, jakie wymyśliłam, skończyły się na grze w chowanego. Na szczęście ciocia musiała już iść i jedyne na kogo czekaliśmy to na jej starszego bratanka. Kiedy zadzwonił dzwonek, z szerokim uśmiechem, udałam się do drzwi. Szybkim ruchem otworzyłam je na oścież. Mój uśmiech powoli zaczął znikać. W drzwiach stał pewny siebie, jak zwykle, Luke. Opierał się wyluzowany o framugę. Stałam osłupiała.
- Co ty tu robisz? – wydusiłam z trudem. Powoli sięgnęłam do klamki, aby móc w razie czego zatrzasnąć mu drzwi przed nosem. Najwyraźniej przewidział co chcę zrobić, bo pewnie wszedł do mojego domu.
- Moja ciocia tu jest – powiedział bez zbędnych tłumaczeń. Konkret i tyle. Chwila musiała minąć zanim zamknęłam drzwi i ogarnęłam swoje niesforne myśli. Przyszedł tu, ale nie do mnie, tylko do swojej cioci, a teraz rozmawiał z Tom'em, z którym przed chwilą się bawiłam. Moment.. Tom był jego bratem. O kurde! Tylko niebieskie oczy były u nich podobne. Przeczesałam sobie włosy palcami, wyrywając wręcz ich końcówki.
- Poczekaj chwilkę, Lukey – poprosiła pieszczotliwie ciotka – Jeszcze tylko obgadamy kilka kwestii. W tym czasie możesz zapoznać się z Violet – podkreśliła, patrząc mu srogo w oczy. Musieli się jakoś skumać. Zadrżałam. Nie chciałam być przez niego podrywana. To znaczy teoretycznie chciałam, ale praktycznie nie. Zmieszana, usiadłam obok Tom'a. Może jak się z nim jeszcze pobawię to zapomnę o obecności Hemmings'a.
- To w co się teraz pobawimy, TJ? – potarłam dłonie, podekscytowana perspektywą pobycia chwilę bez Casanovy. Ten, jednak podszedł do mnie, a za nim w ślad ruszył Tom.
- Co powiesz na słoneczko? – zakpił Luke, krzyżując ramiona na piersi.
Oburzona zmarszczyłam brwi i pacnęłam go ręką po ramieniu.
- Nie jesteśmy sami, idioto, a zresztą to i tak nie ma znaczenia. Jestem na ciebie obrażona. Widzisz ten siniak na szczęce? Tak, to twoja wina, dupku jeb.. – urwałam, bo Tom spojrzał na mnie wyczekująco. Zdenerwowana ruszyłam do kuchni. Luke zaśmiał się gromko i wyszeptał coś swojemu braciszkowi. Nie miałam zielonego pojęcia co mu powiedział, ale skutek tego był taki, że zostałam w kuchni sama z Hemmings'em, który z premedytacją odgrodził nas od salonu, zamykając drzwi kuchenne.
- Mój przyjaciel ma limo pod okiem – wybąkałam z zaciśniętymi dłońmi w pięści.
Chłopak, milcząc, usiadł na blacie kuchennym i zaczął mi się przyglądać zaintrygowany.
- Ostatnio doszły mnie słuchy, że nie możesz się doczekać kiedy zaproszę cię na randkę – wreszcie przerwał głuchą ciszę. Zmienił temat. Wyśmienicie.
- Obchodzi mnie to tak, jak zeszłoroczny deszcz – odpowiedziałam twardo.
Tak trzymaj, Violet. Nie daj mu się zwieźć!
- Ulżyło mi – rozciągnął się na boki i jakoś tak straciłam na chwilę rezon, kiedy zobaczyłam jego odkryty bok brzucha. Mniam. Chociaż i tak wolałam ciasto czekoladowe..
- Wszystko okej? – spytał, udając troskę, po czym zsunął się z blatu i doskoczył do mnie jednym susem. Przyłożył dłoń do mojego czoła.
- Jesteś rozpalona, nie wiem czy to przez moją obecność czy.. – urwał, bo mu przerwałam.
- Nie masz durnego prawa mnie dotykać i póki mnie nie przeprosisz za wczorajsze, nie licz na żadne konwersacje ze mną! – krzyknęłam. Przez sekundę przestraszyłam się, że mama usłyszy naszą rozmowę, ale strach szybko minął, kiedy zobaczyłam twarz zbitego z tropu Luke'a. Zanim zdążył cokolwiek dodać, znowu mu wtrąciłam:
- Daruj sobie. Jestem naprawdę zła i to nie tylko z powodu walki, ale też z tego, że naprawdę musisz mnie bardzo nisko wyceniać, jeśli uważasz, że odpowiem na twoje zaloty - wyminęłam go i wróciłam do salonu z mocno ściśniętymi ustami. Niech się wali. Też potrafię pokazać pazurki.
************************************************
Hej Kochane!
Skończyłam pisać ten rozdział o 00:45 :O
Doceńcie, więc moje poświęcenie i skomentujcie ^^ wiem, ten mój spryt xD
Pozdrawiam i mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba :****

Zapomnij o nim / L.H Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz