9. Zabawka

257 27 29
                                    

"W życiu tak bywa, że czasami właśnie nic nie bywa" - Violet Stone, czyli ja.

- Nie, dzieciaku, to nie moja zabawka. Już dawno przestałem się takimi bawić - słysząc niski, lekko kpiarski głos Casanovy, znieruchomiałam. Co on tu do cholery robił?! Szybko odwróciłam się w jego stronę. Niestety, chyba ten ruch został wykonany zbyt błyskawicznie, bo potknęłam się o własne nogi i gdyby nie to, że chłopak postanowił mnie podtrzymać w talii, to zapewne już dawno leżałabym na chodniku, robiąc z siebie największą idiotkę na świecie.
- Przepraszam - wybąkałam. Tyle pytań naraz zaprzątało mi głowę! Jakim cudem on wiedział co chciałam powiedzieć? Raczej nie mógł czytać mi w myślach, bo w końcu to potrafił tylko robić legendarny pijawka ze "Zmierzchu". Ręce Luke'a zsunęły się na moje biodra, sprawiając, że moje poliki zmieniły barwę na krwistą czerwień.
- Nic się nie stało - posłał mi swój łobuzerski półuśmiech. Serce przyspieszyło mi tempa.
Uspokój się, Violet. Ten chłopak nie jest dla ciebie odpowiedni!
- Więc.. - odchrząknął, po czym puścił mnie. Zazgrzytałam zębami, każda cząstka mojego ciała pragnęła go bliżej - Chciałbym, żebyśmy zapomnieli o tym co się stało - potarł, zażenowany, swój kark.
Pokręciłam głową w roztargnieniu, puls zdecydowanie mi przyspieszył. Czy mogłam na nim polegać na tyle, że jeśli nagle dostanę tu zawału serca to zawiezie mnie do szpitala? Albo czy przynajmniej zadzwoni po pogotowie? Przełknęłam ogromną gulę w gardle.
- Popełnisz podobne błędy, jak ci wybaczę - stwierdziłam po chwili niekomfortowej ciszy.
Chłopak przygryzł dolną wargę, jak to ja miałam w zwyczaju robić i przejechał dłonią po włosach.
- Nie jestem mordercą, a przynajmniej narazie. Chyba możesz mi wybaczyć, dzieciaku - spojrzał na mnie wręcz błagalnie, ale pod tą jego miną zbitego psa, zauważyłam coś więcej, jakby malujący się chytry uśmieszek.
- Dobrze. Jest ci wybaczone - zmierzyłam go ostrym, jak brzytwa wzrokiem - Czemu ci tak na mnie zależy? Chyba masz świadomość, że nie prześpię się z tobą, prawda?
Hemmings obruszył się, szczęka mu drgnęła. Jego lekki uśmieszek zamienił się niemal od razu w grymas. Skrzyżował ramiona na piersi.
- Ile razy mam ci, kurwa, powtarzać, że mam cię w dupie?! - naskoczył na mnie, zaciskając dłonie w pięści. Zadarłam podbródek do góry.
- Dosłownie czy teoretycznie? - uśmiechnęłam się niewinnie, po czym odwróciłam się i ruszyłam szybko w stronę parku. Niech się wali. Nagle dostałam SMS'a, od Luke'a oczywiście.
Luke: Niedługo dosłownie.
Zaparło mi dech w piersiach. Ściągnęłam mocno brwi i nie patrząc przed siebie, odpisałam mu:
Ja: W twoich snach.
Luke: To tylko kwestia czasu, kiedy się one spełnią.
Westchnęłam na wpół rozmarzona, a na wpół zirytowana jego pewnością siebie. Przed chwilą co mnie przeprosił, a teraz znowu zgrywa "bad boy'a". Chłopcy są tacy skomplikowani! Moje przemyślenia szybko zostały przerwane, kiedy wpadłam na coś twardego. Odbiłam się i tym razem upadłam na pupę, robiąc z siebie niezdarną...Zdławiłam w sobie okrzyk zdziwienia. Przede mną stał ten przystojny sprzedawca lodów, Brian. Czyżby to było przeznaczenie, o którym tak wiele słyszałam? Może, jednak anioł miłości załamał się, że jeszcze nikogo nie mam i postanowił ugodzić mnie swoją strzałą? Oglądałam kiedyś taką komedię romantyczną (...)
- Hej, wszystko okej? - chłopak wyraźnie się zmartwił i podał mi rękę. No tak.. mógł mieć pewne problemy z rozpoznaniem mnie zważywszy, że dzisiaj postanowiłam zrezygnować z eye-linera i pewnie wyglądałam, jak chodząca po ulicy, żywcem z filmu wyjęta, Bloody Mary.
- Uhm..emm.. - poczułam ucisk w dołku - Uhm - sięgnęłam po jego dłoń i wreszcie się podniosłam. Super. Teraz pomyśli, że jestem nie tylko niezdarna, ale i upośledzona.
- To ty jesteś tą dziewczyną z parku - puścił mi perskie oko - Sporo o tobie myślałem - najwyraźniej musiał zauważyć zdenerwowanie malujące się na mojej twarzy, bo po chwili dodał - w dobrym sensie, oczywiście.
Odetchnęłam z ulgą i wreszcie mu odpowiedziałam:
- Tak, to ja.
Czy to był jeden z tych dni pod tytułem "Pożartujmy sobie z Violet"? Bo czułam się dzisiaj dosłownie chodzącym nieszczęściem. Napotykałam same najmniej przeze mnie spodziewane osoby, a co najokropniejsze, nie byłam w ogóle umalowana. Rany, co mnie skusiło, aby wyjść tak na ulicę? Może po prostu miałam nadzieję, że ktoś kto jest fanem zombie i czeka na ich apokalipsę, podejdzie do mnie, myląc mnie z owym stworem i weźmie ode mnie autograf, a potem stanę się sławna...? Niestety, tak się jeszcze nie stało.
- Chciałem do ciebie zadzwonić  - kontynuuował, widząc moje zażenowanie.
Skinęłam powoli głową.
- Fajnie - rany, czy mogłam być jeszcze głupsza? Zachowywałam się do niego tak chłodno, ale niestety nic nie mogłam poradzić na to, że Luke zabrał mi mój cały entuzjazm i radość.
- To...umm.. gdzie idziesz?
- Właściwie to do parku, a ty? Wyglądasz bardzo elegancko, tak w ogóle - spróbowałam podtrzymać nasz mały dialog. Tak w sumie to na prawdę wyglądał sexy. Miał na sobie granatową marynarkę i jeansy, a jego blond włosy były w idealnym ładzie. Wow. Dokonał czegoś czego ja nigdy nie będę w stanie zrobić ze swoimi puklami.
- Na wykład.. - zaczął trajkotać o tym czym się zajmuje, a ja byłam na tyle kulturalna, że sięgnęłam po telefon, udając, że go słucham i odczytałam wiadomość od Luke'a, a właściwie to ich siedem.
Luke: Co to za facet, kurna?!

Luke: Odpowiedz, bo przyjdę i dam ci klapsa!

Luke: Mam ochotę go zabić.

Luke: Przez ciebie stanę się mordercą i wyląduję w poprawczaku, idiotko.

Luke: Kurwa, Violet!

Luke: Ten mamisynek chyba naprawdę uważa, że może poderwać taką laskę, jak ty. Przekaż mu ode mnie, że, jak zaraz nie zabierze tego swojego kwadratowego tyłka na wykład, to mu złamię szczękę.

Luke: A ja kocham łamać szczęki. Odliczam. Ma równo pięć minut, gnój.

Sapnęłam zdziwiona. Czyżby był zazdrosny..? Ja.. laska? Czy on nas podsłuchiwał?! Rozejrzałam się, zaniepokojona, dookoła. Nigdzie go nie było. Perspektywa dostania od niego klapsa, nie była, aż taka zła. Zarumieniłam się, przyłapując się na brudnych myślach. Potrząsnęłam głową i ponownie skupiłam się na penetrowaniu wzrokiem otoczenia. Nadal nie mogłam go nigdzie dostrzec, skubaniec.
- Wszystko okej? - Brian ściągnął brwi, przyglądając mi się uważnie.
- Tak, tak! - odpowiedziałam zbyt energicznie.
Chłopak uśmiechnął się pod nosem i dotknął wierzchu mojej dłoni. Wzdrygnęłam się. Po moim ciele przeszły ciarki.
- Mówił ci ktoś, że jesteś piękna, gdy się tak rumienisz? - mruknął i przystanął. Zrobiłam to samo. Wcale się go nie wstydziłam, okej, może trochę, ale nie dlatego jestem w tej chwili czerwona. To wszystko przez Luke'a. Miałam świadomość, że on nas obserwował. Nagle chłopak niebezpiecznie przybliżył swoją twarz do mojej. Hola, hola, kochanie, czy to, aby nie za wcześnie? Niezauważalnie odsunęłam się.
- Spierdalaj! - po raz kolejny dosłyszałam przekleństwo z ust Luke'a. Zaczynam mieć deja vu.

***********************************************************

Misie!
Niedługo dobijemy do tysiąca! Wuuu-huuu! <3 Kocham Was, wiecie o tym, prawda? C:
Jutro niestety nie uda mi się wydać kolejnego rozdziału, bo mam urodziny (:
Mam nadzieję, że ta część Wam się podobała, moje Pyszczki (tak, sama wymyśliłam tę ksywkę :') )
Jak myślicie? Czy to możliwe, żeby Luke czytał w myślach? I czy uważacie, że chłopak ma powody, by być zazdrosnym o naszą kochaną Vi.? ;*
Buziaki, Wasza Wariatka :)

Zapomnij o nim / L.H Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz