6. Kocham bezmózgich facetów

285 30 17
                                    

Stałam z przylepionym, sztucznym uśmiechem na twarzy. Nie mogłam się odezwać, bo wiedziałam, że jak to zrobię to uraczę go wiązanką przekleństw. Zaczęłam oddychać płytko, zastanawiając się czy to czasem nie był mój sen. A jeśli tak, to może zaraz się z niego wybudzę? Czekałam i czekałam, sprawiając zapewne wrażenie jakiejś wariatki.
- Uhm.. Violet? - spytał wyraźnie zmartwiony, nadal przestępując z nogi na nogę.
Milczałam, bo co niby miałam mu odpowiedzieć? A może on spiskował z Lukiem? Ta myśl zabolała mnie zbyt mocno, abym mogła go o to spytać.
- Chodziło o to, że jak to zrobisz to będziemy mieli z nim spokój - wytłumaczył Raff, wzruszając ramionami.
Czy on miał mnie za jakąś tanią dziwkę? Poczułam dziwny ucisk w żołądku. Mdło mi się zrobiło.
- Czy ja mam wypalone na czole słowo "łatwa"? - spytałam nagle, wybudzona z transu.
Przełknął gulę w gardle, rzucając mi roztargnione spojrzenie.
- Nie.. - nie dokończył, bo przerwałam mu:
- A może wyglądam, jak prostytutka..?
Coraz bardziej zżerały go wyrzuty sumienia. Zasznurował usta.
- Mogę powiedzieć chociaż...- urwał, bo znowu wtrąciłam:
- Tak, tak - machnęłam ręką lekceważąco - możesz mi mówić co chcesz, ale i tak się z nim nie prześpię.
- Nie o to chodzi... - ciągnął, ale znowu wcięłam mu się w połowie zdania.
- Oczywiście, że nie o to chodzi w związku. Wolę sobie poczekać na chłopaka, w którym naprawdę się zakocham i który będzie traktował mnie, jak księżniczkę, a nie jak wycieraczkę.. - kręciłam głową, rozmyślając nad swoją przyszłością.
- Masz prawo być na mnie zła, ale.. - znowu nie pozwoliłam mu dokończyć.
- Tak, mam prawo! Bo my kobiety mamy prawo robić to co chcemy! Feminizm, kurde! Wy, szowinistyczne, męskie świnie, uważacie, że możecie nami pomiatać, ale wiedz, że tak nie jest! Kobiety też mają własne zdanie i nie są jakimiś tam zabawkami! - wybuchłam, gestykulując rękami.
Nagle jego rysy zaczęły się niebezpiecznie wykrzywiać i już po chwili zaczął na mnie krzyczeć:
- Mogę wreszcie coś powiedzieć?! Cholera jasna, kobieto! To była tylko propozycja! Zresztą, z tego co słyszałem on nie jest wcale taki zły w łóżku..
Godzina piętnasta trzydzieści - mój przyjaciel oficjalnie stracił swój mózg. Co jeśli zombi mu go wyciągnął w chwili kiedy kupowałam sobie loda? A jeśli tak, to czy Raff miał zamiar dobrać się do mojego? Zatracając się w swoich mrocznych rozważaniach, nie zauważyłam, że chłopak zdążył już wyparować. Może, jednak mój mózg nie był wystarczająco nawodniony i postanowił sobie znaleźć lepszy. Starałam się nie przejmować całą, zaistniałą sytuacją, ale słabo mi to szło. Straciłam humor. Kopnęłam kamyk, który znajdował się obok mojej stopy i poszłam poszukać Luke'a. Musiałam z nim sobie wyjaśnić parę kwestii. Jeśli ten drań uważał, że może sobie okiełznać moich przyjaciół, aby dotrzeć do mnie to grubo się mylił. Poprawiłam torbę na swoim ramieniu i ruszyłam w kierunku, w który oddalił się Casanova, a przynajmniej tak mi się zdawało. Szłam i szłam, mając nadzieję go ujrzeć. Niestety, szczęście mi nie sprzyjało, więc po prostu zadzwoniłam do Melanie.
- Hej - przywitała się radośnie.
- Podasz mi numer do Hemmings'a? - spytałam bez zbędnych ceregieli.
- 788344200*  - odpowiedziała na jednym tchu. Wow. Musiała go zapamiętać na pamięć.
- Dzięki - odpowiedziałam sucho.
Chwila ciszy.
- Violet, czy coś się...- rozłączyłam się.
Nie miałam czasu, aby z nią rozmawiać. Tak, wiem. Zachowałam się chamsko i prymitywnie, ale czy miałam inne wyjście? Wszyscy ludzie, którzy są w jakikolwiek sposób związani z Lukiem wprawiają mnie w dziwne zakłopotanie. Kiedy usiadłam spokojnie na ławce, wybrałam numer do najmniej lubianej przeze mnie osoby.
- Z kim mam przyjemność rozmawiać? - spytał zadziwiająco kulturalnie Luke.
- Z twoją starą - odparłam ironicznie.
- Jak się czujesz, mamusiu?
Ledwo wstrzymałam chichot. 
- Jesteś frajerem, synku - odpowiedziałam cieniutkim głosikiem.
- Koniec żartów. Z jaką dziewczyną mam nieprzyjemność rozmawiać? - spytał ostro. Jeju, ale on się szybko irytuje.
- Strasznie szybko się denerwujesz. Jesteś przed okresem czy co?
Odpowiedział mi warknięciem.
- Kim jesteś? Rozłączę się za 3...2.. - urwał, czekając na moją reakcję.
- Twoją kochanką. Gdzie jesteś?
Znowu warknął.
- U ciebie w domu.
Potrząsnęłam głową, rozgniewana.
- Odróżniaj sny od rzeczywistości. Jesteś w parku? - strzelam, mając nadzieję, że mam rację.
Prychnął, rozbawiony. Wiedział, że ma doczynienia z osobą o silnej osobowości.
- Nie. W twojej dupie - na te słowa rozłączył się.
Myślałam, że umrę ze śmiechu. Co za idiota. No cóż, najwyraźniej porozmawiam sobie z nim w szkole. I to nie będzie miła rozmowa. Wstałam z ociąganiem i ruszyłam w stronę domu. Słońce źle na mnie działało, jeszcze chwila i zacznę mieć zwidy. Chyba już za późno, bo nagle zauważyłam kumpla Luke'a siedzącego na ławce oddalonej od mojej dobre kilkanaście metrów. Po dłuższym przyglądaniu mu się, doszłam do wniosku, że nie był on moim wyobrażeniem. Kusiło mnie, aby do niego podejść. Szczęście znowu zaczęło mi sprzyjać! O mało nie skoczyłam z radości. W końcu zdecydowałam się przybliżyć do miejsca, w którym się znajdował. Czytał jakąś książkę. Wow, nigdy nie spodziewałam się, że ktokolwiek z grupy Hemmings'a mógłby być molem książkowym.
- Hej - rzuciłam w jego stronę. Kompletnie nie przejął się moją osobą. Milczał tylko i czytał dalej.
- Halo?! - krzyknęłam mu tuż przed jego twarzą. Wreszcie spojrzał na mnie niechętnie znad swojej książki.
- Czego?
Super. Po co przejmować się byciem życzliwym? Pstryknęłam mu palcami przed oczyma, żeby przyciągnąć na siebie jego większą uwagę.
- Gdzie jest Luke?
Chłopak zachował spokój, ale widać było po jego skwaszonej minie, że zirytował go mój gest i chyba także moje pytanie.
- Jeszcze raz tak zrobisz to wyczyszczę twoją twarzą podłogę w moim domu.
Rany, jaki on był miły...
- Obawiam się, że nie będziesz mógł zrobić nawet jednego kroku, kiedy wepchnę ci jaja w gardło.
Odłożył książkę, przyglądając mi się zaintrygowany, po czym zarzucił swoją ciemną grzywkę do tyłu i odparł:
- Zależy czym chcesz to zrobić, bo jak rękoma to nie mam nic przeciwko temu.
Omal nie zakrztusiłam się śliną.
- Myślałam bardziej o kolanie - skrzywiłam się - gdzie jest Luke?
- W domu. Nie chcesz do niego teraz iść, uwierz mi - odpowiedział, a w jego oczach malowała się lekka troska.
- Dzięki - zamrugałam kilkakrotnie oczami, zdziwiona jego zmianą nastroju. Już miałam się odwrócić i iść, kiedy on nagle złapał mnie za nadgarstek.
- Tak w ogóle to jestem Jack, a ty..?
"Uspokój oddech, uspokój oddech" - nakazałam sobie w myślach. 
Bardzo powoli odwróciłam się w jego stronę. Puścił mnie. Otworzyłam usta, ale nic się z nich nie wydobyło.
- A ona nie jest zainteresowana, więc spadaj, stary - słysząc znajomy, głęboki głos, automatycznie się wzdrygnęłam.

-------------------------------------------Kochane!
Jak wam minął śmigus dyngus? ;) Bo ja jeszcze parę godzin temu byłam przemoczona do suchej nitki!
Mam nadzieję, że spodobał Wam się rozdział <3
Pozdrawiam, Wasza Wariatka ;*

Zapomnij o nim / L.H Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz