- Ta dziwka jest moją narzeczoną. Chciałem cię zaprosić na nasz ślub, chociaż teraz chyba zmieniłem zdanie.
Słysząc te słowa, o mało nie zakrztusiłam się nabranym przed chwilą powietrzem. Niemożliwe - osiemnastolatek z szesnastolatką biorą ślub. A jednak tak się dzieje. W mordę kurczaka! Nie musiałam nawet udawać zniesmaczonej, moja mina wszystko wyrażała.
-Jesteście pieprznięci – wyznałam wprost, starając się utrzymać wzrok na wysokości jego oczu. Chłopak odbił się dłonią od ściany i poszedł bez słowa w stronę kuchni. I to bez mojej cholernej zgody!
- Jesteśmy zakochani – odparł wreszcie, otwierając lodówkę. Podreptałam niechętnie w jego stronę. Najchętniej poszłabym na górę i zostawiła go tu samego, ale kto go tam wie – mógłby mi jeszcze ukraść coś bardzo wartościowego, jak moją świnkę Peppę z dzieciństwa, z którą miałam cudowne wspomnienia, albo Ipada, z którym niestety najwięcej wspomnień wiąże się z rozbitym szkłem i rozlanym ekranem.
- Jesteście popaprani. Zdradzasz swoją narzeczoną na prawo i lewo, a twoje zachowanie jest godne siedmiolatka bawiącego się autkami. Dobrze ci tak? – skrzywiłam się, ręce zaczęły mi się trząść. Luke posłał mi swój sarkastyczny półuśmiech mówiący „Boże, ale ty jesteś niekumata".
- Pewnie – wyjął z lodówki mleko i zamknął ją tylko po to, aby po chwili się o nią oprzeć. – Spodziewamy się dziecka – dodał po chwili z lekkim uśmiechem, jakby bycie ojcem w wieku osiemnastu lat było normalne. I cudowne. Zaśmiałam się ponuro, czując jak do gardła podchodzi mi dziwna żółć.
- Nawet nie wiesz, jak się... - cieszę. Dosłownie sekundę później dowiedziałam się, dlaczego nie dokończyłam tego zdania. Wyrzuciłam z siebie zawartość swojego śniadania na czarny blat, o który tak mocno napierałam dłońmi. Po kilku żenujących sekundach poczułam czyjeś dłonie na moich biodrach, ale nie byłam już pewna czy był to Luke czy jakaś wyimaginowana przeze mnie postać. Tak bardzo kręciło mi się w głowie....
- Trzydzieści okrutnie dłużących się minut, dwa mocne rumieńce oraz trzy zimne okłady na czoło później –
... Przymknęłam oczy, obserwując kątem oka Luke'a utrudzonego robieniem mi kawy. Strużka potu widniała na jego opalonym czole.
- Jak się teraz czujesz? – Nagle odwrócił się i podszedł do mnie z dumą dzierżąc kubek z płynem, który miał być niby latte.
- Jak pies przejechany przez traktor, a nie przepraszam! – zakryłam usta dłonią, udając zdziwioną - On by już nic nie czuł.
Chłopak spojrzał na mnie rozbawiony tak, jakby nagłe zwymiotowanie na blat i leżenie na kanapie w stanie rzekomej agonii było czymś zabawnym.
- Skarbie, muszę ci coś powiedzieć – ukucnął obok mnie i podał mi „latte". Podniosłam lekko głowę i skupiłam na nim całą swoją uwagę.
- Nie jestem twoim skarbem.
Casanova prychnął.
- To kim? Moim miotaczem jedzenia? I to tak dosłownie – wybuchnął niekontrolowanym śmiechem, ale szybko spoważniał widząc moją minę zrzędnej staruszki.
- Cóż, owszem widok wymiotującej dziewczyny może nie jest czymś codziennym, ale powiem ci, jako feministka najwyższych szczebli, że nie tylko wy perfidni faceci wyrzucacie z siebie jedzenie w sposób ten czy inny, nie tylko wy bekacie i nie tylko wy potraficie być tak obleśni. Są też kobiety równie ohydne, szarmanckie i dwulicowe! Wy szowinistyczne, egoistyczne świnie – mruknęłam ostatnie zdanie pod nosem, czerwieniąc się po uszy. Czy ja właśnie wygłosiłam mu jedno z moich znanych przemówień feministycznych? Zresztą czy ja właśnie obraziłam płeć piękną?! Szybko otuliłam się białym, miękkim w dotyku kocem, który leżał koło mnie. Usłyszałam melodyjny śmiech Luke'a.
- Nie denerwuj się kochanie, chciałem ci tylko wyznać, że to wszystko było... hmm... udawane. Nie mamy dziecka, a Caitlyn nie jest moją narzeczoną. Ona jest tylko moją dziewczyną, ale bardziej do łóżka. Teraz nie musisz się już bać o to, że nie możesz być moja – uśmiechnął się zadowolony, a ja znowu usłyszałam podejrzane bulgotanie w moim żołądku.
- Toaleta – wychrypiałam. Tego wszystkiego było za wiele!
- Tak, tam też możemy to robić – zafalował brwiami i szarmancko podał mi rękę. Fala gorąca przeszła przez moje ciało, a kropelki potu zaczęły osadzać mi się na czole.
- Muszę.. – Po raz kolejny nie było dane dokończyć mi zdania. Zwymiotowałam w dół, na buty Luke'a. Po skończonej czynności, w trakcie wycierania ust chusteczką higieniczną, doszło do mnie to co właśnie zrobiłam. Hemmings wydał z siebie okrzyk obrzydzenia i złapał się za brzuch. Po chwili wybiegł na korytarz zapewne w poszukiwaniu łazienki. Zaśmiałam się szczerze. Od dawna nie miałam takiego ubawu! Zaczerwieniona po nasadę włosów, dosłownie trzęsłam się ze śmiechu. Po pięciu minutach mojej głupawki, przyszedł sam Casanova ze smętną miną, trzymając się za boki, jakby był w ciąży.
- Violet, jesteś najobrzydliwszą dziewczyną, jaką znam – pokręcił głową, wykrzywiony na twarzy. Zaśmiałam mu się prosto w twarz i rzuciłam okiem na jego zwykłe, czarne skarpetki.
- Gdzie twoje piękne buty?
Chłopak usiadł na fotelu, naprzeciwko mnie.
- W łazience, mokre – podkreślił, jakbym niby nie wiedziała. – Biedne buty Calvina Klein'a. – Potrząsnął głową, zapewne chcąc z niej wyrzucić myśl, że były one markowe.- Nie ma za co – uśmiechnęłam się nieśmiało i uniosłam kubek „latte" z chęcią wypicia jego zawartości, jednak kiedy płyn zetknął się z moim językiem, krztusząc się, wyplułam go na koc. Zarą-kurde-biście! Błyskawicznie sięgnęłam po chusteczki i wytarłam nimi plamę kawy.
- Może zadzwonię po lekarza? Już trzeci raz dzisiaj wymiotujesz – stwierdził Luke, po raz kolejny tego dnia, podchodząc do mnie. Wziął ode mnie kubek.
- Nie wiem – wybełkotałam.
- A może ty jesteś w ciąży? – Chłopak przyjrzał mi się badawczo, schodząc wzrokiem w dół. Jego plan zatrzymania wzroku na brzuchu, niestety się nie powiódł. Zatrzymał go odrobinkę wyżej. Westchnęłam zirytowana i podniosłam dłonią jego podbródek do góry.
- Na pewno nie. – Zarumieniłam się i ponownie skupiłam uwagę na kubku. – Czy tam jest w ogóle mleko? To jest ohydne.
- Mleko? – zapytał, błądząc dłońmi po swoim lekkim, och, jakże seksownym zaroście. – Cholera, zapomniałem!
Oczy powiększyły mi się do rozmiarów spodka.
- To co tam jest...? – spytałam powoli, patrząc, jak się rumieni.
- Uhmm.. nalałem zagotowanej wody i wsypałem tam kawę, która była na wierzchu. Byłem tak zamyślony, że zupełnie zapomniałem o mleku...
Słysząc tę przerażającą prawdę, sięgnęłam szybko po kolejną chusteczkę i splunęłam do niej.
- Idioto! Tam nie było żadnej kawy na wierzchu! To był lek dla mojego psa!
Chwila ciszy i nagle zapadło pytanie:
- To ty masz psa?!
*******************************************************************************Ptysie moje : ),
Przepraszam za tak długą nieobecność, ale chcę wydać książkę w realu (: I ciężko nad nią pracuję, dlatego nie znalazłam czasu, aby tu wpaść. :C ale zaczynałam dostawać jakiejś dziwnej psychozy, więc wróciłam hihi ;p
Kocham, Wasza Wariatka <3PS: Zaraz zobaczymy, kto jest moim prawdziwym czytelnikiem i ze mną został <3 Dziękuję Ci :) :*
PS PS: Jestem nadal zwykłą nastolatką, która chce się wybawić w wakacje ;* więc, jak zacznie się wrzesień, zacznie się regularne wstawianie rozdziałów :) Kto jest heppi? Łapki w górę, pyszczki :)
CZYTASZ
Zapomnij o nim / L.H
Novela JuvenilViolet jest zwariowaną dziewczyną z bandą wspaniałych przyjaciół. Nie boi się podejmować nowych wyzwań, mimo swojej nieśmiałości i niezdarności. Ma chwile kiedy zupełnie odpływa w swój świat wyobraźni, jednak cały jej styl życia szybko stanie pod wi...