10. Las pełen cukierków.

278 28 20
                                    

Znasz to uczucie, kiedy ktoś nagle zamyka ci drzwi przed nosem, a potem dzwoni i przeprasza za to? Nie? To dobrze, bo ja też nie.
Widząc Luke'a, wzdrygnęłam się. Nie spodziewałam się, że to co napisał mi w SMS'ie było prawdą. Idiota. Rany, ostatnio bardzo często używam tego słowa!
- Słucham?! - Brian oburzył się i objął mnie opiekuńczo ramieniem. Zastygłam. Po prostu nie byłam zdolna ruszyć się z miejsca, dlatego też nie zdążyłam zapobiec temu co stało się chwilę później. Ręka Casanovy wystrzeliła do przodu, łamiąc przeciwnikowi nos. Zaczęła się krwawa walka. Dosłownie. Biedny Brian.. Czerwona ciecz tryskała na wszystkie strony, przyozdabiając bruk. No dobra, było to głównie spowodowane tym, że chłopak został przygwożdżony do chodnika przez Luke'a i krew wylewała się z jego nosa, ale i tak musiałam temu zapobiec. Nikt nie miał prawa umierać przy mnie albo przeze mnie. A przynajmniej nie w taki sposób. No, bo na zawał to jeszcze rozumiem, ale to..
- Stop! - wrzasnęłam z mrożącą krew w żyłach, siłą. Chwila ciszy, przerywana pojedynczymi, spazmatycznymi sapnięciami, po czym znowu kolejne odgłosy walki. Moje krzyki zdały się na nic, więc po prostu wskoczyłam na plecy Luke'a i walnęłam go pięścią w żebra. Zadziałało, bo chłopak osunął się na chodnik i wrzasnął z bólu. Szalona kobieta to dobra kobieta.
- Przestań, kurwa, mieszać się w nieswoje sprawy!- zwróciłam się do Casanovy, widząc kątem oka, krytyczny stan Brian'a. Bo to, że Luke miał prawdopodobnie połamane żebra.. Pfff. Co mnie to obchodziło!
Casanova przewrócił się z jękiem na bok i wybąkał:
- Przekleństwa w twoich ustach są takie podniecające.
Ranyyyy! Faceci są takimi bezmózgimi kociakami seksu! Tylko na tym im zależy. Hemmings najwyraźniej wyznaje zasadę "chrzanić to, że ledwo oddycham i tak mogę to z tobą robić." Nic nie odpowiedziałam tylko pochyliłam się nad sprzedawcą lodów.
- Przepraszam - szepnęłam miękko, czerwieniąc się po uszy. Ehh.. Było mi tak głupio!
Chłopak tylko spojrzał na mnie niepodbitym okiem i rzucił donośnie:
- Ty dziwko!
Ściągnęłam mocno brwi i ledwo powstrzymałam się od uderzenia go. Wyręczył mnie Luke. Mimo złamanych żeber, sięgnął ręką za siebie i wykręcił mu, na chodniku, rękę. Znowu zaczęła się seria sapnięć i jęków. To trochę, jak taki waleczny seks. Uderzenie, jęk, kopnięcie, sapnięcie. Dobra technika. Wykorzystam ją kiedyś, jeżeli nie na swoim przyszłym chłopaku, to na kocie. Tym razem, jednak nie przerwałam im we wzajemnym okładaniu się na leżąco. Kiedy wreszcie przestali, zmęczeni, stanęłam nad wijącym się z bólu, Brianem.
- Pierwsza szowinistyczna świnia - wycharczałam do niego przez zaciśnięte zęby, po czym podeszłam do leżącego Luke'a i warknęłam:
- Druga, popieprzona, szowinistyczna świnia - mówiąc "popieprzona" wyobraziłam sobie świnię pokrytą warstwami pieprzu. Nagle kąciki ust zadrgały mi, niezauważalnie, psując siłę wypowiedzianych przed chwilą słów. Hemmings ledwo oddychał, ale jakimś cudem zdołał podeprzeć się na łokciu i odpowiedzieć:
- Zadzwoń po karetkę pogotowia. Potrzebny też będzie dla ciebie psychiatra, dziecia.. - urwał i nagle zaskowyczał z bólu. Czyżby żebra go rozbolały od podpierania się na łokciu? Czy to w ogóle możliwe, że tak bardzo skrzywdziłam Nieustraszonego Luke'a? Przecież to był tylko niewinny cios! Przejęłam się, jak cholera. Co, jeśli wyląduję w poprawczaku, nie mając żadnego alibi na obronę? Przecież Luke, kurna, może wymyślić jakąś historyjkę, że to ja ich tak pobiłam, a Brian, chcąc dokonać na mnie zemsty, uzna to za prawdę. Znienacka, cała zalałam się potem. Dzwonić czy nie dzwonić? Na szczęście, na ulicy panowała pustka. Byliśmy tylko my, czyli ja i dwójka jęczących z bólu, chłopaków, więc decyzja należała jedynie do mnie. Po jakimś czasie wysłuchiwania ich urywanych oddechów, poddałam się i zadzwoniłam po pogotowie. W trakcie wystukiwania znanego numeru „999", śmiałam się panicznie. Było mi gorąco ze stresu. Już widziałam oczami przyszłości siebie siedzącą za kratkami, z wytatuowanymi, umięśnionymi, ramionami i ze zwisającą fałdą z brzucha. Mm.
- Halo? Halo?! Słyszy mnie pani? – odezwał się za słuchawką męski głos.
- Nie chcę trafić do poprawczaka – powiedziałam tylko i rozłączyłam się, robiąc jednocześnie najgorszą rzecz w życiu. Teraz mogli mnie namierzyć z przekonaniem, że popełniłam jakieś morderstwo. Przełknęłam głośno ślinę i ukucnęłam przy Luke'u, który przestał już wydawać dźwięki podobne do charkoczącego silnika. Dopiero teraz zauważyłam, że Brian gdzieś uciekł. Zostawił nas, ale nie dziwię mu się. Co prawda, był mocno zraniony, ale nie tak bardzo, jak Hemmings, który miał przeze mnie połamane żebra i nawet gdyby chciał się podnieść, to nie mógł.
Chłopak patrzył na mnie spod przymkniętych oczu.
- Luke...Przepraszam – ogromne łzy potoczyły mi się po policzkach – przepraszam! – wymamrotałam ponownie.
- Vi...Przybliż swoją twarz do mojej, muszę ci coś powiedzieć – wychrypiał. Nie rozumiałam, niby co miałby powiedzieć osobie, która sprawiła mu ból i nie chce wezwać karetki, każąc mu cierpieć przez kolejne kilka minut zanim owa osoba się zreflektuje i dojdzie do wniosku, że istnieje małe prawdopodobieństwo, że chłopak może zemdleć i.. na przykład już się nie obudzić.
- Okej – zgodziłam się niechętnie. Zrobiłam to, o co mnie poprosił i niemal od razu tego pożałowałam. Chłopak przyciągnął mnie do siebie i złączył nasze usta. Niemal od razu zapomniałam o rzeczywistości, rozkoszując się jego smakiem. Zsynchronizowałam się z nim i poruszałam ustami niemal w tym samym tempie, co on. Muśnięcia były coraz mocniejsze i mocniejsze, sprawiając, że czułam się, jak w niebie. Na końcu, chłopak zwieńczył, cały nasz pocałunek, skubnięciem mojej dolnej wargi, zębami. Rozpływając się, jak miód, opadłam na niego. To był mój pierwszy pocałunek. Powoli fakty zaczynały dopływać do mojego mózgu. O nie. O nie, nie, nie, nie!
- Znam dobry hotel. Chodźmy tam – powiedział, Luke, stanowczo, po czym zrzucił mnie lekko z siebie i wstał, jak gdyby nigdy nic. Wściekłość ogarnęła każdą komórkę mojego ciała. Przełknęłam gulę rozczarowania. Szybko doszłam do trzech wniosków. Po pierwsze: symulował swój ból, po drugie: potraktował mnie, jak śmiecia, choćby zrzucając mnie z siebie, a po trzecie, najważniejsze: ten pocałunek nic dla niego nie znaczył. Byłam jego cholerną, kolejną dziwką! Zdławiłam w sobie ryk rozpaczy.
"Spokojnie, Violet. Jeszcze się z nim nie przespałaś. Jesteś czysta. Pokaż mu pazurki." – odezwał się podejrzanie pogodny głos w moich myślach.
O dziwo, posłuchałam go i wstałam powoli z chodnika. Chłopak z powagą malującą się na twarzy, ruszył z miejsca, ale kiedy zobaczył, że ja nadal stoję, wrócił do mnie i zapytał łagodnie:
- Chodź, skarbie. Będziesz dzięki mnie szczęśliwa.
Wzięłam głęboki wdech i powstrzymując się od rzucenia mu wiązanki przekleństw zaczynającej się od legendarnego „k" , odpowiedziałam mu:
- Nie ma szans, abym była szczęśliwa zważywszy, że podczas pocałunku śmierdziało ci z ust głodem, już nie wspominając o twoich resztkach obiadu, które pozostały ci między twoimi zębami – postukałam palcami swoje dwa siekacze – a na dodatek ociekałeś cały potem. Naprawdę się rozczarowałam. Nie mam zielonego pojęcia, w jaki sposób zdobyłeś niektóre dziewczyny w naszej szkole. Chyba tylko dzięki temu, że jesteś taki silny, a one są takie łatwe – nie chcąc, żeby widział moje łzy w oczach, odwróciłam się na pięcie i odeszłam.
-------------------------------------------
Witajcie, Pyszczki! ❤️
Najpierw chciałabym Wam podziękować za piękne życzenia, które mi złożyliście! :) Uśmiechałam się, jak głupia do telefonu, co sprawiło lekkie zaniepokojenie moich rodziców. XD
A wracając do książki, uuuu.. Luke jest niezłym aktorem, prawda? Myślicie, że z czego bierze się ta jego pewność siebie i "seksoholizm" (chyba mogę to tak ładnie nazwać? :p )
Myślicie, że Violet zdoła przechytrzyć Luke'a? Kim w ogóle jest Hemmings? Uważam, że on skrywa jakiś sekret (:
Buziaki, Wasza Wariatka! <3

Zapomnij o nim / L.H Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz