W którymś momencie jednak się zatrzymałam. Nie mogę. Muszę. Opadam na kolana po czym chowam głowę w dłonie. Łzy zaczynają zalewać moją twarz. Kocham go, a James zrobił to żeby się na mnie odegrać. Wiedział, że Thomas tak postąpi.
- Tori musimy wracać - rozlega się głos mojego kuzyna.
- Nie mogę Charlie, nie chcę - dodaje zrozpaczona. Chłopak natomiast klęka obok mnie i mocno przytula do siebie.
- Wiem, że te wspomnienia będą cię ranić, ale Thomas wszystko zaplanował. Musisz nam zaufać Tori - szepcze mi na ucho po czym podnosi mnie z ziemi.
- Nie Charlie, nie chcę tam wracać - próbuje się wyrwać.
- Proszę cię uspokój się - prosi po czym wyprowadza mnie z lasku.Od paru godzin siedzę wpatrzona w okno. Nie wiem co mam ze sobą zrobić. Co da mi siedzenie w miejscu?
Czasami zdaje mi się, że czuję jego obecność, ale to chyba jakaś paranoja. To siedzenie jeszcze bardziej mnie dobija. Najciszej jak potrafię wymykam się z domu i małymi krokami docieram nad małe jeziorko otoczone ławkami i drzewami. Nie wiem po co tyle tu ławek skoro tu prawie nikt nie mieszka. Przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo. Siadam na jednej po czym podciągam nogi do klatki piersiowe i obejmuje rękami opierając brodę na kolanach. Zamykam oczy i przysłuchuje się szumu jaki wytwarza wiatr. Co robi teraz Thomas? Myśli o mnie? A może jest gdzieś daleko stąd? Nie wiem.- Musisz wytrzymać. Dasz radę - do moich uszu docierają czyjeś szepty. Zaczynam się rozglądać. Spokojnie to tylko moje głupie wymysły. Nic więcej. Z powrotem spoglądam przed siebie. To nic takiego. To tylko wiatr.
- Pamiętaj Tori kocham cię i obiecuję ci, że niedługo będziemy znowu razem - kolejne słowa docierają do mnie z nikąd. Tu nikogo nie ma. Co jest grane? Czy ja wariuje?! Boże, o co w tym wszystkim chodzi? Bardzo szybko podnoszę się z ławki. Zaczynam dokładnie się rozglądać.
- Ktoś tu jest? - pytam szeptem. Nic. Cisza, żadnej odpowiedzi. Oczywiście, że wariuje.
Moje głupie wymysły. Chwila. A może to on? Przecież nic się nie stanie jak sprawdzę. Jeszcze raz dokładnie przeczesuje wzrokiem teren otaczający mnie. Ruszam w stronę kawałka polany, którą oświecają promienie słoneczne.
- Thomas. Thomasie to ty? - dodaje już trochę głośniej.
- Cały czas jestem przy tobie - rozlega się cichy głos, a ja dopiero go zauważam. Staje się widoczny wtedy kiedy słońce natyka się na jego ciało. Stoimy tak przez dłuższą chwilę. Patrzymy sobie w oczy, a nasze ciała dzielą milimetry. Chłopak robi krok w moją stronę. Wtulam się w niego, a on na początku nie pewnie obejmuje mnie.
- Tommy ile to jeszcze będzie trwało? Ja naprawdę mam już dość - szepcze zrozpaczona.
- Wiem, że masz dość. Ja również, ale muszę mieć 100% pewność, że jesteś bezpieczna - tłumaczy mi z troską w głosie po czyń obejmuje moją twarz i muska moje wargi.
- Wracaj do domu - prosi, a ja spoglądam na niego zdezorientowana. Jeszcze parę sekund temu przytulał mnie i całował, a teraz odsyła mnie do domu. Niech mu będzie. I tak pewnie wszyscy myślą, że znowu uciekłam.
- Dobrze, ale obiecaj, że jeszcze się spotkamy - stawiam warunek.
- Zostawię ci jakiś list żebyś wiedziała, że akurat dziś możemy się spotkać - odpowiada po czym ostatni raz muska moje usta.
- Do zobaczenia Tori - rzuca szeptem po czym znika. Tak po prostu znika. Nie wiem jak to możliwe. Trudno czas wracać. Ostatni raz spoglądam w to miejsce w którym jeszcze przed chwilą stał chłopak, a następnie ruszam przed siebie.
Idę, idę i idę. Droga wydaje się najdłuższą w moim życiu. Jakby nigdy miała się nie skończyć. Na szczęście właśnie docieram do drzwi ogromnego domu, a raczej rezydencji, bo domem bym tego budynku raczej nie nazwała. Bardzo cicho tak samo jak wychodziłam, wchodzę do środka. Powoli wchodzę po schodach z nadzieją, że na nikogo się nie natknę.
- Tori? - spoglądam na blondynkę stojąca za mną u samych stóp schodów.
- Chloe - posyłam jej uśmiech, ale nie należał do jednych z moich szczęśliwych.
- Gdzie byłaś? Wszycy się martwili - tłumaczy i zaczyna iść w moją stronę.
- Chciałam pobyć w samotności w naszym miejscu. Thomas mi je kiedyś pokazał - mówię jej prawdę. Nie chcę jej okłamywać. To cudowna dziewczyna, zasługuje na prawdę.
- Chcesz opowiedzieć mi co cię gryzie? Możesz mi zaufać Tori - uśmiecha się z troską w oczach. Charlie ma prawdziwy dar obok siebie mam nadzieję, że to docenia.
- Chodźmy do mnie - rzucam i ciągnę dziewczynę za sobą.
* * * * *
Wiem jest wcześnie, ale ja nie mogę spać. Już nie zasnę i jestem tego pewna w 100%. Dlatego postanowiłam się ubrać, umyć i jak najciszej się da zeszłam na dół. Pierwszą myślą było udanie się do kuchni, ale coś odwróciło moją uwagę. A konkretnie głos mojego kuzyna. Rozmawiał przez telefon. Starając się nie hałasować podeszłam jak najbliżej uchylonych drzwi by móc podsłuchać o czym dokładnie rozmawia.
- Już za dwa dni? - upewnia się.
- Też mam taką nadzieję - dodaje po chwili ciszy.
- Macie się spotkać? Kiedy? - i kolejne pytania.
- Obiecuję, że nic jej nie powiem - przysięga blondyn. Komu i o czym nie powiesz?!
- Widziałeś się z nim? - pyta ciekawy.
Mijają minuty nim Charlie znowu zadaje koleje pytanie:
- Masz ją cały czas na oku?
- Okay to zadzwoń wieczorem - kończy rozmowę, a ja najszybciej i jak najciszej biegnę w stronę kuchni. Blondyn nie wychodzi z pomieszczenia od razu. Dopiero po jakiś 5 minutach.
- Dzień dobry - wita się.
- Cześć - posyłam mu lekki uśmiech.
- Coś się stało, że tak wcześnie wstałaś? - pyta zaskoczony.
- Nie mogłam spać - tłumaczę mu i zaczynam przygotowywać śniadanie.Znowu tam zmierzam. Sama nie wiem co mnie tam ciągnie. Dziś go nie będzie, ale i tak bardzo chcę tam wrócić. Trudno przecież nie robię nic złego. Chyba. Kiedy docieram na miejsce siadam na mojej ulubionej ławce po czym zamykam oczy i przysłuchuje się ciszy. Nagle ktoś obejmuje moją dłoń. Nie miało go dziś tu być. Otwieram oczy, ale osoba jaką zauważam sprawia, że moje serce prawie się zatrzymuje. Nie. Nie. Proszę. Co ja zrobiłam? W co ja się wplątałam?
- Witaj Tori - jego uśmiech mnie przeraża. Zrywam się z ławki, ale to i tak na nic. Zaczynam krzyczeć. Blondyn łapie mój nadgarstek i rzuca mną. Uderzam w drzewo. Ból przeszywa moje ciało, a ja nie mam siły nawet wstać. Ktoś czai się za drzewami. Kto to? Czy to? Nie niemożliwe!Hejka. Bardzo przepraszam za opóźnienie. Ale oto kolejny rozdział. Mam nadzieję, że się spodobał. Do następnego. BESOS : *
![](https://img.wattpad.com/cover/46449801-288-k376358.jpg)
CZYTASZ
Nieziemsko przystojny...
VampirosPierwsze dni w nowej szkole nigdy nie wróżą nic dobrego... Do maturalnej klasy zostaje przeniesiona nastoletnia Victoria Vega. Pierwsza lekcja sprawia, że poznaje tajemniczego chłopaka... Jak się okazuje skrywa wiele sekretów. Niestety niektóre z n...