-Szyszymora?! Victorię, czy ty jesteś normalna?- powiedział Lupin ledwie łapiąc oddech.- Szyszymora... Boże, Vicky ona jest niebezpieczna!
Znajomi byli już w Hogwarcie po ceremonii przydziału, po uczcie i po bardzo zaciętej rozmowie na temat Sky, przyjaciółki srebrnowłosej.
-Ted! To jest po prostu dyskryminacja!
-Ale...
-To nie przeszło na nią przez krew! Nikt z jej rodziny Nie jest...ee .. nią. Rzucono na nią urok!
-Vicky proszę ja nie mówię, że ona może nas zabić. Naprawdę. Po prostu...
- Boisz się o swój własny tyłek! - krzyknęła Weasleyówna
- Hej spokojnie! Widzidzę, że zaczynają lecieć cięte słowa. - zakpił sobie z nich Nat.
- Och! Ale wy jesteście dziecinni! - krzyknęła Victorię i ze łzami w oczach powoli odeszła. - A myślałam, że z tobą można normalnie porozmawiać, Teddy.- dodała jeszcze po czym zostawiła ich samych. Teddy'ego z ogromną mieszanką uczyć w sercu, a Naty'ego ze mściwą satysfakcją.
- Choć, stary. Nie przejmujmy się tym. W końcu to nie masz problem tylko tej dziewczyny i McGonagall.
- Nathaniel. Och idioto czy ty nic nie rozumiesz?! Jeśli Vicky zadawała się z nią wcześniej niż od spotkania w ekspresie, to może być w wielkim niebezpieczeństwie.
- Ted, nie mów, że ta cała Vivky obchodzi cię bardziej od twojego kumpla.
- Vicky, głupku Vicky! Ma na imię Vicky! I jest dla mnie bardzo ważna!
- Ej, dobra kolego. Bez spin, lepiej chodźmy już do pokoju wspólnego.
- Nie Nat. Nie pójdziemy my. Pójdę ja i pójdziesz ty. Osobno. Zrozumiałeś czy ci przeliterować?
- Teddy nie wygłupiaj się. - powiedział chłopak.
Choć nie było mu głupio, w końcu zrobił to co chciał, spojrzenie Teda mówiło wszystko. "Koniec z naszą przyjaźnią Nat" mówiło wymownie sumienie w jego głowie. Czy to normalne, że słyszy głosy w głowie? Postanowił zająć się tym później.
- Ech, daj znać jam ci przejdzie. - stwierdził krótko choć nie do końca zgodne z prawdą.
-Nie to ty daj znać, kiedy do ciebie dojdzir , że ja w przeciwieństwie do ciebie mam uczucia.
- Ej! Mówisz jak moja była.
- No to cześć. Ja idę szukać Vicky.
- Przecież nie wejdziesz do wieży Ravenclawu.
- Ale ty jesteś tępy. Pewnie są u McGonagall. - Teddy wyraźnie zniesmaczony i zaskoczony zachowaniem przyjaciela zakończył rozmowę i odszedł wspinając się po schodach do pokoju dyrektorki. Stanął przed drzwiami i strzegącymi ich dwoma gargulcami. Były otwarte zawsze od kiedy pamiętał. Miał okazję się do tego przekonać kiedy sama dyrektorka prowadziła go do gabinetu, zawsze kiedy coś przeskrobał. Uśmiechnął się w duchu. Podobno za czasów Dumbledore'a trzeba było podać tu hasło. Powiedział mu to sam były dyrektor kiedy czekał na profesor McGonagall i babcię, z którą dyrektorka Nir raz rozmawiała. No więc kiedy tak czekał zagadnął do niego jakiś kolo z obrazu i okazało się, że to Dumbledore. Opowiadał mu wtedy o ojcu i mamie. Tak, Teddy mógł go słuchać tak godzinami... Ale kiedyś musiało się to skończyć. Przyszła babcia i wraz z McGonagall zaczęły mu prawić kazania. Wtedy Dumby dyrektor uśmiechnął się do niego, puścił oko i zniknął w ramach swojego obrazu.
Lupin tak się zamyślił rozpamiętując to zdarzenie, że o mało nie wpadł na profesor McGonagall i profesora Slughorna niebezpiecznie do siebie zbliżonych.
- Lupin! Co ty tu robisz? - krzyknęła McGonagall.
- Ja, ja przepraszam pani profesor ale szukam Victorie. - odpowiedział zmieszany Teddy.
- Victotorie? Jakiej Victorie? - zapytała już trochę bardziej opanowanym głosem.
- Weasley, pani profesor. Victorie Weasley. Myślałem, że tu będzie, bo chciała z panią porozmawiać. Ale ja przepraszam już, już idę.
- Weasley powiadasz? - odezwał się w końcu Slughorn.
- Tak panie profesorze.
- Czy to ta Weasley? Od Harmiony Granger i tego rudego Weasleya?
- Nie panie profesorze. Ron Weasley jest jej wujkiem.
- Ach! Wielka szkoda. Miałem nadzieję, że jest spokrewniona z Granger. - powiedział profesor
- Dobrze dość tych pogaduszek. Lupin marsz do pokoju wspólnego. Mamy do omówienia z profesorem Slughornem bardzo ważną sprawę dotyczącą tegorocznych egzaminów.
- Ale pani profesor, przecież właśnie zaczął się rok szkolny do egzaminów jeszcze dużo czasu.Proszę zająć się czymś innym. - powiedział Teddy ledwie powstrzymując śmiech.
- Starczy tego mój drogi! Bo zaraz napiszę do twojej babci!
- Dobrze, dobrze przepraszam już idę.
- Dziękuję. - rzekła McGonagall. A gdy Teddy obejrzał się przez ramię już wpychała Slughorna do gabinetu.
Teddy zjechał schodami na dół i gdy był już za ogromnymi drzwiami i pozbył się z siebie uporczywych spjrzeń gargulców zaczął się śmiać tak głośno, że nawet Irytek wyleciał z sąsiedniej klasy. Wstrzymywał śmiech tak długo, że zaczął go już boleć brzuch ale teraz wył z profesor McGonagall jak szalony. Już miał lecieć z tą wieścią do Nata ale przypomniał sobie, że się pokłócili i w koniec końców nie znalazł u dyrektorki ani srebrnowłosej, ani Sky.
Wracał już zrezygnowany do wieży Huffelpuffu, gdy usłyszał cichy szloch.
- Vicky? - zapytał. Znał ją krótko ale jej głos wbił mu się w pamięć.
- Odwal się.
- Hej to nie było miłe! - powiedział urażony Lupin.
- Oj, przepraszam to ty. Myślałam, że to ten twój... - tu spojrzała na Teddy'ego załzawionymi oczyma - Eee myślałam, że to ten Buch.- powiedziała to przekonująco ale zająknęła się. I w tej chwili Teddy już wiedział kto prześladuje jego przyjaciółkę.
- Vicky, powiedz co się stało?
- Ja cię okłamałam, Teddy.
- Co?? Kiedy? Znamy się od dzisiaj rana, a ty już zdążyłaś mnie okłamać? - Lupin uśmiechnął się zawadiacko i podniósł brew.
- No właśnie nie znamy się od dzisiaj. Tylko ty tego nie pamiętasz.
Jak mógł nie pamiętać takiego spotkania?
- Chwila, chwila coś mi tu nie pasuje. Jakim cudem mogliśmy się znać wcześniej? Przecież pamiętałbym.
- Ty mnie nawet wtedy nie zauważyłeś. - zaszlochała Weasleyówna.
Lupin chwycił ja za podbródek, przechylił powoli głowę i spojrzał jej prosto w oczy.
-Dlaczego nie mówisz mi prawdy?
- Twoje, twoje włosy.
- Jestem metamorfomagiem po mamie. Ale chwila nie zbijesz mnie z tropu, młoda. Mów.
Oczy Victorie powędrowały ku niebu. Nagle z korytarza dzielącego miejsce ich pobytu od sali głównej dobiegły kroki.
- O, Ted wodzie, że znalazłeś pannę Victorie. - to Slughorn znalazł ich w tej jakże niezręcznej sytuacji. Policzki Victorie zrobiły się czerwone, a włosy Teddy'ego zapłonęły tym samym kolorem.
- No to ja się oddalę i nie będę przeszkadzał. - powiadział Slughorn i odszedł gwiżdżąc pod nosem.
Ted i Victotie spojrzeli po sobie i wybuchli niekontrolowanym śmiechem. Jeszcze niedawno myślał o tym jak źle zaczął się dla niego ten rok i choć teraz nic się nie wyjaśniło śmiech Vicky zdziałał cuda.Hejka Kochani! Mam nadzieję, że się podobało. Spokojnie mam zamiar jeszcze się rozkręcić! :)
CZYTASZ
Barwne Przekleństwo Teddy'ego Lupina
Fanfiction- Hej! Ty! Tak do Ciebie mówię! Lupin nie? Nie zaprzątaj sobie nią głowy i tak woli mnie. - Słucham?! - Cieszę się, że słuchasz.- tęgi Gryfon uśmiechnął się głupkowato i odszedł.