-Teddy... Ted. No obudź się głupi, durny...
-Hej... Spokojnie, młoda. Całus i wybaczam Ci te wredne słowa. - Teddy uśmiechnął się szelmowsko ale niemal od razu a jego twarzy zagościł bolesny grymas.
- Teddy! - krzyknęła złotowłosa.
Na jej twarzy rozlał się błogi, pełen ulgi uśmiech. Zaraz jednak przywołała się do porządku i powiedziała:
- Chyba to uderzenie pomieszało Ci w głowie.
Jednak Weasley'ówna uśmiechnęła się mimo woli. Teddy już miał jej odpowiedzieć, gdy do skrzydła szpitalnego, w którym mimochodem się znajdował , wbiegł Nate.
- Stary! Nareszcie się obudziłeś! Ale ten Buch Ci przywalił!
- Dzięki za pocieszenie, Nat. - mruknął Lupin.
- Victorie lepiej się stąd zwijaj, bo zaraz przyjdzie tu McGonagall. - powiedział Nate.
Było to jednak tak oschłe, że nawet jego najgorszy wróg nie usłyszał czegoś takiego z jego ust.
- Ej, stary! Grzeczniej. - warknąłem.
Victorie wstała z krzesła, przygładziła spódniczkę, wzięła do ręki swoją torbę i powiedziała :
- No to do zobaczenia Teddy. - uśmiechnęła się do Lupina i zatrzepotała słodko rzęsami.
"Jezu, ona jest taka idealna" - pomyślał Teddy.
Vicky odwróciła się jeszcze, gdy była przy drzwiach i poszerzyła swój biały uśmiech.
- Lupin! - do skrzydła szpitalnego weszła profesor McGonagall.
- Dobra stary, to ja spadam.
- Nie zostawiaj nie tutaj samego. - jęknął Teddy.
- Powodzenia. - szepnął Nate na odchodne.
- Lupin, powiesz mi co wydarzyło się w Wielkiej Sali?
- Och, pani psor... Chyba jeszcze nie czuję się na tyle dobrze, aby o tym mówić... Trochę kręci mi się w głowie.
- Nie udawaj Lupin. Wiesz, że uwielbiałam twoich rodziców. Zrobili wiele dla świata czarodziejów, ale muszę to powiedzieć. Lupin, jesteś taki sam jak matka! - krzyknęła McGonagall
Teddy nie lubił, gdy ktoś wspominał o jego rodzicach. Był jeszcze młodszy,niż wujek Harry kiedy zginęli... Tęsknił za nimi. Codziennie o nich myślał. Nimfadora i Remus Lupin. Podobno matka nienawidziła, gdy ktoś mówił do niej po imieniu.
- Chyba naprawdę jestem śpiący, pani psor...
- Wiem, że to dla ciebie delikatna sprawa Lupin, ale trzeba Cię kiedyś sprowadzić na ziemię.
- Skoro moja mama była taka jak ja to ja nie chcę stąpać po ziemi. Dobranoc pani profesor.
- Och, Lupin. Dobrze udawaj dalej, że nic Cię tonie obchodzi, ale prędzej czy później ten temat trzeba będzie poruszyć. - McGonagall wstała i już miała wychodzić, gdy...
- Nawet pani nie wie jak głęboko poruszyła pani ten temat. -powiedział jeszcze Teddy i odwrócił się w stronę okiennic.
Następne dwie godziny minęły mu całkiem spokojnie. Nie licząc tego kiedy pani Pomfrey chciała go otruć jakimś świństwem. Potem w przerwie na obiad odwiedził go Nate. Powiedział co działo się na transmutacji i jak Buchowi się oberwało za to, że Teddy jest teraz w Skrzydle Szpitalnym. Niestety po zaledwie 15 minutach pielęgniarka wygoniła jego przyjaciela, a Teddy znowu leżał w tej ogromnej sali sam. Nie wiedział nawet, że już się ściemniło, gdy przyszła o niego pani Pomfrey z nową dawką tego obrzydliwego eliksiru.
- Masz gościa, kochanieńki. - powiedziała pielęgniarka
- Naprawdę? Kogo? - zdołał wydusić Lupin, gdy już przełknął eliksir.
- Sam zobaczysz. - odpowiedziała Pomfrey, uśmiechnęła się i odeszła w milczeniu.
Teddy był przekonany, że do Skrzydła Szpitalnego zaraz wpadnie Nate z nowymi wiadomościami dotyczącymi życia Szkoły. Jednak w drzwiach pojawiła się zgrabna sylwetka dziewczyny. Lupin na początku był przekonany, że to Victorie i od razu uśmiech pojawił się na jego twarzy. Po chwili, gdy dziewczyna weszła do sali Teddy zauważył, iż dziewczyna jest wyższa od Vicky i na zdecydowanie krótsze włosy. Uśmiech na twarzy chłopaka ustąpił miejsca lekkiemu zdumieniu, gdy ta nieznana dziewczyna podeszła do jego łóżka, położyła na jego szafce pudełko z czekoladowymi żabami i powiedziała :
- Dzisiaj był wypad do Hogsmead. I... i pomyślałam, że skoro tak tutaj leżysz sam to przyniosę Ci chociaż trochę słodkości.
Teddy doskonale wiedział, że nie było dzisiaj żadnego wypadu do Hogsmead, bo by przecież o tym wiedział. Chociaż z drugiej strony skoro dziewczyna przynosi mi prezent to czemu by go nie przyjąć?
- Eee... Dzięki. A tak w ogóle to jak się nazywasz? - zapytał młody Lupin.
Dziewczyna popatrzyła na niego tak, jakby to było oczywiste jak się nazywa. Och no tak jak mógł się zorientować tak późno. To przecież Helena Beaugrand. Ta znana na cały Hogwart Puchonka.
Helena zobaczyła chyba jego powoli rozumiejący wzrok i uśmiechnęła się.
- Wiesz co Teddy lubię Cię. - powiedziała swoim jedwabistym i zarazem pełnym śmiechu głosem.
- Och... Dzięki.
"Pewnie spodziewała się, że nagle wstanę z łóżka, rzucę się przed nią na kolana i powiem, że ją kocham. Urodą wcale nie dorównuje jednak Victorie, a mądrością już na pewno." pomyślał Lupin.
O wilku mowa w drzwiach do Skrzydła Szpitalnego stanęła właśnie Vicky. Już miałem się podnieść, aby ją przywitać, gdy nagle Puchonka stojąca obok mnie pochyliła się i cmoknęła mnie w czoło. Stojąca w drzwiach Victorie odwróciła się na pięcie, upuściła jakąś karteczkę i wyszła. Helena uśmiechnęła się kpiąco i ruszyła w stronę wyjścia. Zatrzymała się jeszcze w drzwiach, nadepnęła na karteczkę upuszczoną przez Vicky, posłała mi buziaczka i wyszła.
Lupin był tak oszołomiony, że padł na łóżko i leżał tak, aż pani Pomfrey nie podeszła do jego łóżka i włożyła mu do rąk jakieś kartki. Spojrzała na niego współczującym wzrokiem i odeszła do swojego pokoju.
Teddy zerknął na kartkę i mruknął :
- O mamo...
________________________________________________________
Hejka Kochani! Nareszcie! Nareszcie jest! Przepraszam, że tak długo ale jakoś nie miałam do tego głowy, ale wreszcie to ze mnie wyszło. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. :D
.
CZYTASZ
Barwne Przekleństwo Teddy'ego Lupina
Fanfiction- Hej! Ty! Tak do Ciebie mówię! Lupin nie? Nie zaprzątaj sobie nią głowy i tak woli mnie. - Słucham?! - Cieszę się, że słuchasz.- tęgi Gryfon uśmiechnął się głupkowato i odszedł.