Teddy obudził się dzisiaj z ogromnym uśmiechem na twarzy. Uśmiech ten jednak zniknął, gdy młody Lupin przypomniał sobie, że czekają go dwie godziny transmutacji z McGonagall. Niby nic ale biorąc pod uwagę co wczoraj z Natem powyrabiali... No cóż nie wyglądało to kolorowo.
Mianowicie, gdy cały rozanielony wrócił ze spotkania z Victorie wypili z Nathanielem parę butelek kremowego piwa. To znaczy on wypił, no Nate z jakiegoś powodu nie tryskał radością. Przyjaciel zaczął go wypytywać o wszystkie szczegóły i gdy Teddy doszedł do tajemniczego spotkania profesor McGonagall i profesorem Slughornem... No cóż Ted wiedział, że to bardziej zainteresowało Nate'a niż jego uczucia do Vicky. Pod napływem nagłego pomysłu oraz kremowego piwa zrobili transparent, który wywiesili potem w pokoju wspólnym Gryfonów głoszący : " Szczęścia na nowej drodze życia psorom McGonagall oraz Slughorn".
Może nie brzmi to zbyt poetycko ale cóż dotarło do uszu opiekunki Gryfonów. Oj! Ale mieli kłopotu!
- Chłopaki! Zobaczcie to! Pada śnieg, we wrześniu! - zawołał Roger ich współlokator.
- Co? - mruknął Leo. Chłopak, który również z nimi mieszkał.
- No zobacz!
- Jezu! Roger! Zamknij się ludzie chcą jeszcze spać! - jęknął Nat.
- Jest 9! Zaraz będziemy spóźnieni! - powiedział już bardziej rozbudzony Leo.
- Dobra, dobra! Ja lecę na dół. Może dowiem się czegoś więcej o tych anomaliach. - powiedział Roger i nadal w piżamie wyszedł z pokoju.
- Ja go kiedyś zabije. - mruknął Nat i ponownie padł w poduszki.Wstałem z łóżka, podszedłem do przyjaciela i zacząłem go dobudzać. Razem szybko zeszliśmy na śniadanie do Wielkiej Sali. Przechodząc ogromne dębowe drzwi spojrzałem w stronę stołu Krukonów, przy którym siedziała Victorie ze swoimi koleżankami. Poczułem jak się czerwienię, gdy nagle wpadłem na coś dużego. Było to trochę dziwne, bo byłem święcie przekonany, że w Wielkiej Sali nie ma żadnych posągów. Otrząsnął się z zamyślenia i już miał krzyknąć na idiotę, który na niego wpadł. Na całe szczęście opamiętał się, bo jak się okazało był to Buch, ten osiłek z Gryffindoru.
- Hej! Ty! Tak do Ciebie mówię! Lupin nie? Nie zaprzątaj sobie nią głowy i tak woli mnie.
- Słucham?!
- Cieszę się, że słuchasz.- tęgi Gryfon uśmiechnął się głupkowato i odszedł.
Zacisnąłem pięści tak mocno, że aż mi zbielały. Zacząłem się trząść, co zauważył Nate i powiedział :
- Daj spokój Teddy. Nie warto zawracać sobie nim głowy. - spojrzał w kierunku stołu nauczycielskiego.- Szczególnie, że siedzi przy nim sama McGonagall i tylko czeka na jakikolwiek twój wybryk.
- Żeby odjąć Huffelpuffowi punkty. - dokończyłem.
Poszedłem za Natem ale głupi znów spojrzałem na Vicky. Złość we mnie wezbrała, odwróciłem się, wyciągnąłem różdżkę i szepnąłem:
- Jęzlep.
Gryfon zatrzymał się i odwrócił w moją stronę ze strachem w oczach. Strach ten był niestety tylko chwilowy, bo prawie natychmiast ustąpił złości. Nie zdążył nawet podnieść różdżki, a już go rozbroiłem. Gryfon jednak się nie zniechęcił, podszedł po mnie i walnął tym swoim lewym sierpowym. Zatoczyłem się ale nie upadłem, co wkurzyło go jeszcze bardziej. Walnął więc raz jeszcze, tym razem z prawej. Wręcz słyszałem to jak wszyscy wstrzymali oddech. Niemożliwe do usłyszenia? To spróbuj walczyć z osiłkiem pięć razy większym od siebie! Jak już leżysz na posadzce, czując w ustach smak własnej krwi słyszysz wszystko.
- Gnojek. Co myślałeś, że mnie załatwisz? - uśmiechnął się usatysfakcjonowany i kopnął mnie w żebra.
Wtedy już całkiem mnie zamgliło i odpłynąłem.
CZYTASZ
Barwne Przekleństwo Teddy'ego Lupina
Fanfiction- Hej! Ty! Tak do Ciebie mówię! Lupin nie? Nie zaprzątaj sobie nią głowy i tak woli mnie. - Słucham?! - Cieszę się, że słuchasz.- tęgi Gryfon uśmiechnął się głupkowato i odszedł.