Teddy podążał właśnie w kierunku sali numerologii.
- Tak, tak Nate zdecydowanie masz rację...
- Halo, Teddy czy ty mnie w ogóle słuchasz? - krzyknął oburzony chłopak.
- Przepraszam... Jakoś nie potrafię się skupić.
- No tak... Victorie - westchnął.
- Nie wiem co się z nią dzieje... Nie chcę, żeby pomyślała, że coś czuję do Heleny.
Nagle ktoś szturchnął go ramieniem tak mocno, że zatoczył się w kierunku przyjaciela.
- Oj! Przepraszam Teddy! - wrzasnął z oddali korytarza dziewczęcy głos.
- Nie ma sprawy... - mruknął Teddy i błądząc oczami po tłumie uczniów znalazł czarną czuprynę.
- Nate, idź na numerologię beze mnie, ja zaraz dojdę.
- Okey stary, ale co ty...?
Teddy już go nie słyszał, podążał w kierunku czarnowłosej dziewczyny.
- Dominique! Dominique!
-Tak? - dziewczyna odwróciła się tak gwałtownie, że o mało go nie przewróciła.
-Dominique, proszę powiedz gdzie jest Victorie?
- Z tego co wiem ma eliksiry. Ale co Cię to może obchodzić?
- Mnóstwo - rzucił Teddy i popędził w kierunku lochów.
Był już prawie na miejscu, gdy minęła go profesor McGonagall i krzyknęła za nim:
- Lupin! Co ty tutaj robisz?!
- Muszę się zobaczyć z Victorie, pani profesor!
Kiedy był już na miejscu zobaczył idealnie proste blond włosy.
-Victorie! Zaczekaj!
Dziewczyna odwróciła się w jego stronę i to co zobaczył wstrząsnęło nim dogłębnie. Vicky miała mocny makijaż. Jej oczy i tak już cudowne były podkreślone czarną kredką. Usta miała pomalowane na krwisto czerwony kolor, co podkreślało bladość jej cery. Wyglądała przepięknie, ale nie to miało być tematem ich rozmowy.
- Victorie... Ja przepraszam! Jeśli mam być z Tobą szczery to... - nie wiedział czy przejdzie mu to przez gardło przy całym roku Krukonów i Puchonów. - KOCHAM CIĘ!
Wszyscy oglądali tę scenę z szeroko otwartymi ustami, nawet profesor Slughorn przystanął przed salą i nieco za mocno rozczulił się nad tą sceną, po czym mruknął sam do siebie:
- Eh... Miłość jest jak druzgotek jak złapie to nie chce puścić - zaśmiał się na dźwięk własnych słów.
On jednak nie przejmował się reakcją zebranych. Victorie stojąc przed nim sięgała mu do piersi ale, gdy podniosła głowę i spojrzała na niego władczo, poczuł jakby sięgał jej zaledwie pięt. Była piękna... Kochał ją! Przez chwilę był pewien, że pochyli się i go pocałuje, ale ona tylko odwróciła głowę i swymi cudownymi włosami oraz perlistym uśmiechem zmiotła jego pewność siebie.
Teddy nic z tego nie rozumiał. Najpierw była zazdrosna, a teraz miała go gdzieś? Otrząsnął się z zamyślenia dopiero, gdy wszyscy weszli do klasy, a Slughorn klepnął go w ramię.
- Oj chłopie, aleś się wkopał...
- Taaak, dziękuję za pocieszenie profesorze.
- Lepiej zmykaj na lekcje - Slughorn uśmiechnął się do niego krzepiąco.
- Mhm... Już idę.
Gdy wchodził do sali numerologii, nadal myślał nad tym jak został potraktowany. Z jednej strony Vivtorie, która ośmieszyła go przy całym trzecim roku, a z drugiej Slughorn... Koleś potraktował go jak gdyby nigdy nic. Przecież to przez Teddy'ego i jego głupie pomysły on i McGonagall byli obiektem plotek całej szkoły.
- Panie Lupin!!! - wrzeszczała na niego profesor Vector.
- Och, przepraszam pani profesor.
-Gdyby pan jeszcze nie zauważył, panie Lupin to od trzech minut pytam pana o powód pańskiego, jakże nagannego, spóźnienia!
- Eee, musiałem coś załatwić. Umm... Z profesorem Slughornem. Tak, tak z profesorem Slughornem i byłem... Ten... Właśnie w lochach byłem - wyjąkał Teddy.
- Ależ oczywiście! Jednak możesz być pewien, że jeśli profesor Slughorn nie potwierdzi tego co powiedziałeś, wystosunkuję odpowiedni list do profesor Sprout, albo nie do profesor McGonagall. Och! Albo jeszcze lepiej, prosto do twojej babci - powiedziała czarownica i uśmiechnęła się złośliwie. - A teraz siadaj.
No tak WSZYSCY nauczyciele w zamku znali jego babcię. Och, Andromeda to! Andromeda tamto! Tak, kochana Andromeda na pewno coś na to poradzi. Ona zna się na takich rzeczach. Powoli miał tego dość! Owszem, babcia była wspaniałą kobietą, co nie oznacza, że można nią biednego Teddy'ego naokrągło straszyć. A był wręcz pewny, że nawet gdyby profesor Slughorn potwierdził jego wersję, to Vector dla samej przyjemności podręczenia go napisze list do babci i z chęcią w nim zawrze wszystko to, co w Teddym jej się nie podoba. A wiedział, baaardzo dobrze, że lista owych wad jest długa co najmniej na trzy rolki pergaminu. Profesor Vector nienawidziła w Teddym dosłownie wszystkiego. Od czubka metamorfomagicznej czupryny, do małego palca u stopy.
CZYTASZ
Barwne Przekleństwo Teddy'ego Lupina
Fanfic- Hej! Ty! Tak do Ciebie mówię! Lupin nie? Nie zaprzątaj sobie nią głowy i tak woli mnie. - Słucham?! - Cieszę się, że słuchasz.- tęgi Gryfon uśmiechnął się głupkowato i odszedł.