Solangelo część 2

472 36 5
                                    

Tak jak mówiłam, oto druga część! Miłego czytania! (*^ω^*)

- W-will... - Nico przybrał dziwny wyraz twarzy.

- Co się stało?

- Przecież ja nie myślałem, że ty to weźmiesz na poważnie.

- Czyli to wcale nie miała być obietnica? - Jego twarz była cała czerwona, kiedy pokiwał głową.

- Ale ty jednak to powiedziałeś.

- Przepraszam, to chyba za wcześnie na takie deklaracje. To była kwestia chwili. Nie gniewasz się?

- Niby jak mógłbym się gniewać? Nie musisz mi obiecywać czegoś takiego, a wręcz nie powinieneś, ale nie mam się o co gniewać.

- Czemu nie powinienem czegoś takiego obiecywać?

- Bo nie wiadomo czy byś dotrzymał takiej obietnicy. Nie wiadomo czy za rok lub dwa dalej będziesz mnie kochał.

- Będę.

- Nie możesz być tego pewien.

- Nawet jeśli, to nigdy nie zostawię cię samego. Czy taka obietnica jest już lepsza?

- Tak. Ja również nie pozwolę żebyś kiedyś został sam.

Nico pochylił się w moją stronę i delikatnie mnie pocałował, po czym oboje zasnęliśmy.

Następnego ranka obudziłem się dość wcześnie. Nico jeszcze spał, obejmując mnie w pasie. Nie miałem serca żeby go budzić. Udało mi się wstać z łóżka i ubrać bez budzenia go. Niestety w tym momencie jakiś pegaz zaczął rżeć tak głośno, że obudził pewnie cały obóz. Wyglądając z domku, zauważyłem kilkoro obozowiczów biegnących do stajni.

- Co to za hałas? - Włosy Nico sterczały mu na wszystkie strony, a on sam, zaspany przecierał oczy.

- To tylko jeden z pegazów. Pewnie nic wielkiego. - Ucałowałem go w czoło. - Dzień dobry, Słoneczko.

- Słoneczko?

- Aha. - Uśmiechnąłem się szeroko.

- Ech, niech będzie.

Czarnowłosy ubrał się i oboje ruszyliśmy na śniadanie.

Po jedzeniu, podszedłem do Nika i oboje ruszyliśmy w kierunku plaży. Nim zdążyliśmy przejść choćby kilkanaście kroków, zaczepiła nas Jessica.

- No hej, gołąbeczki. I jak tam? - Zagadała.

- Nie musisz wszystkiego wiedzieć - odpowiedziałem.

- Oj, no weźcie... Nie bądźcie tacy...

- Ech... Niech ci będzie. Tylko dlatego, że chciałaś mi pomóc. Ja i Nico chodzimy ze sobą.

- Wiedziałam! Byłam pewna, że będziecie dobrą parą! Jestem z wami całym sercem! - Jej entuzjastyczne podejście spowodowało, że ja i Nico byliśmy cali czerwoni.

- To dobrze, a teraz wybacz nam, ale chcieliśmy się przejść na spacer -powiedziałem.

- Oh, jasne, pewnie, idźcie. Miłego spaceru. - Pomachała nam i odbiegła. Czasem ta dziewczyna ma za dużo energii.

Ruszyliśmy dalej, a po chwili chwyciłem Nico za rękę.

- Will, a co jeśli ktoś zobaczy?

- Niby kto? A nawet jeśli, to nie mamy się czego wstydzić.

- Niech ci będzie.

Szliśmy brzegiem jeziora, kiedy ktoś zawołał nasze imiona. Przed nami, na piasku siedzieli Percy i Annabeth.

- Nico, Will, czy mnie oczy nie mylą? - Powiedziała dziewczyna. - Czy wy się trzymacie za ręce?

- Tak się składa, że zostaliśmy parą - powiedziałem z uśmiechem, a Nico kolejny raz się zarumienił.

- Naprawdę? No cóż, gratuluję wam - powiedziała.

- Tak, obyście byli równie szczęśliwi co ja i Ann- dodał Percy.

- Wielkie dzięki - odpowiedziałem.

Niedługo potem wróciliśmy do domku Hadesa. Usiadłem na łóżku i uśmiechnąłem się łobuzersko. Nico zrozumiał o co mi chodzi. Usiadł mi na kolanach i zaczęliśmy się całować.

Nagle, znikąd pojawiła się Hazel.

- Nico?! - Zawołała.

- Rany, czy naprawdę dzisiaj każdy musi się dowiedzieć, że chodzimy?! - Zawołał Nico.

- Co wy robicie?! - Zapytała dziewczyna. - Chodzicie ze sobą? Naprawdę?! To świetnie, cieszę się waszym szczęściem.

- Hazel, skąd ty się tu wzięłaś? - Zapytał czarnowłosy.

- Przyjechałam odwiedzić braciszka, ale nie spodziewałam się takiego widoku. Proszę, proszę, cicha woda brzegi rwie.

- Nie wiem o czym mówisz... - odrzekł, a ja zaśmiałem się cicho.

Przez resztę popołudnia gadaliśmy i żartowaliśmy we trójkę. Było wyjątkowo miło, a Nico nawet się czasem uśmiechał. W końcu przyszła pora obiadu. Chcieliśmy żeby Hazel poszła z nami, ale ona stwierdziła, że powinna się już zbierać.

Po obiedzie chciałem spędzić jeszcze trochę czasu z moim chłopakiem (nie wierzę, że mogę go tak nazywać, to wspaniałe). Ruszyliśmy ponownie do jego domku.

Co dziwne, po drodze ludzie dziwnie się patrzyli na Nico. Czyżbym o czymś nie wiedział?

- O co chodzi? Czemu się tak dziwnie patrzycie? - Zapytałem jednej z dziewczyn od Afrodyty.

- No bo... podobno Nico... jest gejem... - mówiła niepewnie, ciężko powiedzieć czemu.

- Nawet jeśli, to co w tym złego? - Odpowiedziałem.

- Bo to... dziwne...

- Niby co w tym dziwnego?!

- Will, nie wściekaj się - powiedział Nico cicho.

- Ale oni robią z ciebie jakiegoś dziwaka!

- Nie szkodzi. Przyzwyczaiłem się. Jeszcze pogorszysz sytuację. Mogą się dowiedzieć, że ty też jesteś gejem - mówił tak, że tylko ja mogłem usłyszeć.

- Co z tego? Mam gdzieś ich opinię o mnie - powiedziałem, po czym zwróciłem cię do innych, tak aby wszyscy mnie usłyszeli. - Ej, ludzie. Ponoć krąży plotka, że Nico jest gejem. Chciałem tylko powiedzieć, że to prawda, a on ma nawet chłopaka. I to ja jestem tym chłopakiem. - potem pocałowałem Nico prosto w usta. - Jeśli macie coś przeciwko, to mam to gdzieś, ale wiedzcie, że nie ma w tym nic dziwnego.

Po tych słowach zwyczajnie ruszyłem dalej, ciągnąc za sobą Nico za rękę.

- Musiałeś to zrobić? - Zapytał chłopak, gdy byliśmy już na miejscu.

- Sam stwierdziłeś, że dziś każdy musi się dowiedzieć, że chodzimy...

- Chyba wiesz, że nie to miałem na myśli...

- Tak będzie lepiej. Niech wszyscy wiedzą.

- Już i tak nic na to nie poradzimy...

-  Bardzo słusznie.

Mówiąc to, przybliżyłem się do niego, łacząc nasze usta w słodkim pocałunku.

Misz-maszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz