Nie musisz być Światłem

18 1 0
                                    

Kolejna część skończona przedterminowo. Wydaje się taka... No troszeczkę pusta, szczególnie że powróciła jedna z pierwszych postaci. Króciutka też jest, ale lepiej skończyć z doskonałą puentą, niż bez jakiegokolwiek zakończenia rozdziału.

Miłego czytania.


Rzucili się sobie w ramiona, jakby wieki się nie widzieli. To tylko kilka tygodni, bliźniacy naprawdę tak to przeżywają? Owszem, Svositi i Vuk to papużki nierozłączki jakich mało, zważywszy na ich wyjątkowość, ale ileż można?! Rozmowa ciągnąca się przez sześć godzin nie miała prawa istnieć. Podobnie jak ich języki. Szkoda, że przy śmierci ich im nie obcięto.

- Mogę was wykastrować? - warknęłam zirytowana. Na chwilę zamilkli.

- Dziewczynko... To bardzo ważne, by porządnie przywitać się z bratem. - Otworzyłam usta, by coś powiedzieć. Nie zdążyłam. - Nawet jeśli trwa to trzy dni. - Vuk wyszczerzył te swoje przerośnięte kły.

Mruknęłam cicho pod nosem i przyspieszyłam, by choć odrobinę odciąć się od tego trajkotu. Mira szła obok wampirów, biorąc czynny udział w rozmowie. Nie miałam jej tego za złe, obecność rasy przez którą stałą się wiedźmą, to miłe odczucie. Szczególnie, że doskwierał jej brak najbliższego jej serca krwiopijcy.

- Nie przepadasz za nimi, prawda? - Paskudź niezauważalnie zjawił się u mojego boku. Gwałtownie wypuściłam powietrze z płuc. - Są dla ciebie zbyt nieprzewidywalni. Jak zwierzęta.

Zerknęłam na niego ukosem. Miał rację, byli niczym bestie. To jak podróż na ramieniu smoka. Ceni się mądrość gada, ale trzeba być świadomym, że zawsze może splunąć ogniem. Oni byli podobni. Chociaż po śmierci całej rodziny stali się ludzcy, to nadal posiadali niezwykłe zdolności. Słyszeli bicie serca, mieli doskonały słuch i wzrok, byli niesamowicie zwinni i szybcy.

I pili ludzką krew.

- Nic do nich nie mam. - prawie skłamałam. Udałam, że obserwuję las wokół. - To, jak żyją, mało mnie obchodzi. Potrzebna mi jest tylko ich pomoc. Nic więcej.

- Ani mniej. - dokończył. - Rozumiem.

Nie mając już nic sobie do powiedzenia, szliśmy we względnej ciszy, bo dalej dało się słyszeć śmiech Miry i skrzek Vuka. Opowiadał bratu, co się przez ostatnie tygodnie działo. Słuchając jego dość subiektywnej wypowiedzi, spojrzałam inaczej na swoje decyzje. Nie były głupie. Zdawało się tylko, że mogłabym postąpić inaczej. Tak, jak ja sama sądziłam w przypadku driady. Pewnie dlatego puściłam ją wolno.

Wciągnęłam głęboko w płuca górskie powietrze. Ostre igiełki zimna zamieniły się w nieprzyjemny dreszcz na plecach. Zima dawała się we znaki. Szczególnie tutaj, na południu Polski.

- Nie mam pojęcia jak tam przetrwamy do Dnia Życzeń. Prędzej zamienimy się w mrożonki. - Obejrzałam się na trójkę z tyłu. - Przynajmniej część z nas. Czasami zastanawiam się, czy nie warto by było się przekwalifikować. - Pies prychnął śmiechem.

- Nie uważasz, że jesteś odpowiednia do tej specjalizacji? - spytał się z uśmiechem na ustach. Nie odpowiedziałam, patrząc się spode łba. - Według mnie jesteś idealna w tym, co robisz.

Odwróciłam wzrok, by nie zauważył dorodnych rumieńców na moich policzkach. Cóż poradzę, że lubię, jak się mnie chwali?

- Skoro jestem idealna... - Zerknęłam na niego kątem oka. - To może zostanę już tą kapłanką.

Oczy Paskudzia błyszczały różem. Czasami zastanawiałam się, czy nie byłoby miło, gdyby mógł mieć tylko tą osobowość. Bez aury wyższości i nieskazitelności. Byłby tylko... Psem. Nie posłańcem. Mógłby być moim towarzyszem. Moje imię przestałoby być tak realistyczne.

- Nie każdy posiada jedną stronę. Światło i ciemność wypełniają duszę wszystkich. - Róż zamienił się w fiolet. Jak w kalejdoskopie. - I tych, co stoją po stronie czystej, dziewiczej magii. - Przerażał mnie gdy był w takim stanie. Miało się wrażenie, że czyta w myślach. - I tych, co czerpią energię, odbierając ją innym. - Wbił we mnie ten przeszywający wzrok. Serce mi zamarło. - Dlatego nie musisz być, jak każda niemagiczna. Nie musisz być Światłem. Świadomie wybierz drogę, która cię zadowoli, nie ważne czy prowadzi przez zło, czy też dobro.


Na ciemnym horyzoncie zachodzącego słońca, pojawił się nasz cel. Drewniana, letniskowa chatka, z której było naprawdę blisko do najwyższego szczytu Karpat - Gerlach. Sporo ponad dwa i pół tysiąca nad poziomem morza. Z radością na twarzach przywitaliśmy obrośnięty zielskiem budyneczek.

Po wejściu do środka dało się wyczuć stęchliznę i smród grzybów. Niestety nie wszystko można mieć. Domek był dwupoziomowy. Na parterze kuchnia łączona z pokojem dziennym i mała łazienka. Piętro zajmowały cztery małe sypialnie. Na szczęście posiadaliśmy w zapasie mnóstwo koców i materacy, bo ciężko by było spać w czterech łóżkach w pięć osób. Szczególnie, że jedno nas miało co najmniej dwumetrowe skrzydła.

Na nieszczęście za to nie posiadała ona zbyt dobrego pieca. Naprawdę zamienimy się w kostki lodu...

- Dobra, to ja się przekimam. Mam dość łażenia. - Vuk czmychnął na górę, pozostawiając po sobie wielki plecak. Jeden z głowy.

- Ok, kto umie gotować? - rzuciła Mira w powietrze. Oczywiście nikt nie odpowiedział. Żadne z nas jakoś nie przepadało za garnkami. - W takim razie dajcie mi jakieś mrożonki i wara od kuchni. - I zniknęła za ścianą działową, służącą za oparcie na półki.

Jak powiedziała, tak zrobiliśmy. Svositi i Paskudź, jako nowi tragarze, przenosili co zbędniejsze rzeczy na górę. Ja zajęłam się porządkami w miejscach gdzie mieliśmy spać i rozpaliłam w piecu. Udało nam się przy okazji zmusić nieroba do przywiezienia drewna.

Zostało nam półtorej miesiąca.


Którejś nocy z kolei zostałam na warcie z psem. Nie potrafiłam znaleźć sobie jakiegoś zajęcia. Oparłam się o okno i wyglądałam w ciemność. Paskudź podszedł i patrzył razem ze mną.

- Co widzisz. - spytał.

- Nic. Drzewa przesłaniają księżyc. Poza tym jest mgła. - Nie chciało mi się rozmawiać, byłam zbyt śpiąca.

- Masz już plan? - Nie dawał za wygraną. Chyba chciał spędzić na takiej rozmowie do rana.

- Jaki plan? - Domyślałam się, o co chodzi. Wolałam jednak ciągnąć go za język.

- Co zrobić z ludźmi. - Widocznie sam nie chciał wchodzić w szczegóły.

- Nic. Zostawmy ich samopas. - Chwila obojętności dopadła mnie bez ostrzeżenia. Przez liście przebiło się światło.

- Tego właśnie chcesz? - Co on chciał osiągnąć? Zdenerwować mnie?

- Wybrałam swoją drogę, psie. I nie jest to droga Światła. - odparłam zuchwale. Zamknął się.

- Ale musisz wykonywać rozkazy.

- Wiem. I właśnie dlatego proszę cię o pomoc.

Zbawić Ziemię i ŚwiatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz