Wpadłam z hukiem do pustego mieszkania. Wystraszone myszy w popłochu pouciekały za meble, zostawiając za sobą nadgryzione resztki owadów i kartek. Przebrnęłam pomiędzy wieżami książek i wyrzuciłam ciemną i równie zniszczoną co one walizkę na środek tego rozgardiaszu. Huk wzburzył tumany kurzu. Otworzyłam wszystkie szafki z ubraniami i zaczęłam wkładać co niektóre ciuchy do bagażu. Stojący obok mnie Paskudź patrzył się tylko, co chwilę wymachując długim ogonem. W końcu jego dziecięca ciekawość zwyciężyła. Strzelił ogonem, przecinając głuchą ciszę.
- Co robisz? - Spytał, a jego głos odbił się echem po pustych ścianach. Złożyłam jedną z wielu koszulek i westchnęłam.
- Pakuję się. - Stwierdziłam, czując jego pytające spojrzenie na plecach. Oczywiście to mu nie wystarczy, jest na to zbyt domyślny, z czego po części się cieszę. - Musimy się wynieść z miasta. Tego i każdego innego. Inaczej plan się nie uda. - Łypnęłam na niego błękitnym okiem. Przekrzywił głowę, dalej wymachując ogonem. Chciał wiedzieć więcej, więcej niż ja sama mogłam wiedzieć. Niż sama mogłam pojąć. Jego oczy były wtedy niczym oczy boga, nieprzeniknione, puste, znające i nie znające ludzkie życie. Powstrzymałam się od ucieczki, ale dalej byłam przerażona ich niezwykłością. Ptaki zaskrzeczały. - Dowiesz się później, nie chcę świadków. - mówiąc to, strzeliłam palcami, wywołując delikatny podmuch wiatru. Ptactwo za oknem jeszcze raz zaskrzeczało i odleciało gdzieś poza zasięg mojego słuchu.
Chłopak jeszcze chwilę patrzył na puste linie energetyczne, jakby oczekując powrotu małych szpiegów. Gotowa zatrzasnęłam klamerki walizki. Wyjęłam telefon, zadzwoniłam po taksówkę i wyszłam przed niewielki budynek. Kapłanka nie musiała wiedzieć o naszej wyprawie. Nie potrzebne były jej takie informacje, była zajęta wojną. Tak jak pozostałe nacje. Miałam nadzieję, że uda nam się uniknąć nieprzychylnych prądów.
Paskudź podążał krok w krok za mną, bacznie oglądając niebo. Jego ogon podrygiwał z niepokoju, a oczy zdawały się błyszczeć niczym diamenty. Ukradkiem nałożyłam werbenę na swoje ubrania. Działała prawie na każdą istotę czy szpiega. Prawie.
- Coś nie tak? - odstawiłam walizki, by sama spojrzeć w górę. Poza paroma śnieżnobiałymi chmurami, nieboskłon był czysty. Uspokoiłam się, zero magicznych łun czy skrzydlatopodobnych stworzeń. - Ptaki odleciały. Zawsze odlatują, gdy zorientują się, kogo śledzą. - Wypuściłam ciepłe powietrze w dłonie. Zima szła wielkimi krokami, mimo słońca i bezdeszczowych dni. -Wojna stoi tuż za rogiem. Najpierw obejmie stolice, - mówiłam cicho, chuchając nadal na zmarznięte palce. niebo powoli czerwieniało. - potem miasta, na koniec resztę mniejszych miejscowości. - Westchnęłam cicho, mój głos brzmiał coraz bardziej sucho, bez emocji. - Uciekamy w góry, gdzie będzie o wiele bezpieczniej niż tutaj. - Przerwałam, by przetrawił sobie te słowa, ewentualnie zadał jakiekolwiek pytania. On tylko skinął delikatnie głową. Postanowiłam kontynuować.
- Jak już mówiłam, w wojnę mieszać się nie będziemy. Mamy inne zadanie. Ważniejsze od wojny. - Zobaczyłam stary samochód z przyblakłą tabliczką TAXI na dachu. Powoli wlókł się tutaj po betonowych płytach. - Jak na razie więcej ci nie powiem. - Pomachałam kierowcy, który przystanął, rozglądając się wokół. - Idziemy.
Wsiedliśmy do taksówki. Słońce zniknęło za horyzontem. Z uciechą powitałam ciepło wypływające z pojazdu. Pokierowałam taksówkarza, jak ma dojechać na dworzec w sąsiednim mieście. Paskudź dalej miał to niepokojące spojrzenie. Musi dać na wstrzymanie, szczególnie obok zwykłego człowieka. Szturchnęłam go łokciem. Chłopak, nie zmieniając wyrazu twarzy, skierował ją na mnie.
- Nie tylko ptaki obserwują. - Rzucił przyciszonym głosem. - Każdy, każdy chce naszej śmierci.
Zaskoczona zadrżałam, by potem szybko skupić się na otoczeniu. Pojazd nie wykazywał żadnych aktywności magicznych poza niewielką Dolą, stróżem każdej niemagicznej istoty. Przez okno dało się dostrzec tylko gołe pola, bez żadnych zwierząt. Emanowały spokojem Mokosz, jej coraz wolniejszym, zasypiającym oddechem, który wzbudzał delikatne wiatry, zrzucające liście z drzew.
CZYTASZ
Zbawić Ziemię i Świat
FantasiKoniec. Tu i teraz, wśród moich przyjaciół, wrogów. Koniec Świata i Pies Posłaniec. Mam uratować ludzi. Mam uratować demony, wróżki, wiedźmy, wampiry. Tylko jak? Ja jako zwykły człowiek nic nie mogę. Mam tylko szablę i... Paskudzia. Mojego przyjacie...