Rozdział 6
Harry leżał wykończony na macie, na prawym ramieniu miał wielkie rozcięcie, z którego ciekła krew, plamiąc na szkarłatno jego białą koszulkę i błękitną matę. Obok niego leżały dwa noże, a kawałek dalej stał humanoidalny manekin z jednym sztyletem.
- Kiepsko panie Potter. Kiepsko. - Powiedział z zawodem William. - Możesz się uleczyć i odpocząć. -
- Był szybszy niż zwykle i wykręcał ręce pod takimi kątami, że człowiek połamałby kości. - Powiedział bez głębszej pretensji. Harry po trzech tygodniach treningów z duchem Blacków, był już na naprawdę wysokim poziomie. Uczył się szybko, bo błędy oznaczały poważne rany. Jedną z pierwszych rzeczy jakich się, nauczył było magiczne tłumienie bólu. Bez tego, nie przeżyłby pierwszego tygodnia.
- Tak, chciałem cię sprawdzić. Nie jesteś gotowy na trening ze mną. - Duch siedział teraz na oklapłym manekinie, którym wcześniej sterował. - Ale przyznam, że imponuje mi twój refleks. Liczyłem, że zdołam ci rozpłatać szyję. -
- Kiedy Wiki mówiła, że jesteś dobrym nauczycielem, nie sądziłem, że dobry oznacza sadystycznego miłośnika zadawania bólu. - Warknął Harry. - Ale poważniejąc, nie wiem, kiedy pojawię się na trening po rozpoczęciu roku. Skrzacia teleportacja nie idzie mi tak, jakbym chciał. - Wyznał.
- I tak poczyniłeś olbrzymie postępy. Podejrzewam, patrząc na twój startowy poziom i przyjmując za prawdę twoje słowa, że byłeś w czołówce pojedynkowiczów w szkole, że obecnie jesteś najlepszy wśród uczniów i pewnie pokonałbyś większość nauczycieli. Z drugiej strony zaskoczenie z walki wręcz, jest zazwyczaj jednorazowe, więc polecam zabić, gdy już się na nie zdecydujesz i to bez świadków. - Mówił William. - W innych przypadkach lepiej czasem znieść porażkę, niż przegrać życie za wcześnie zdradzając atuty. -
Wykłady Blacka o taktyce i strategii okazały się równie pochłaniające, co same ćwiczenia. Dopiero teraz Harry widział, jak naiwny był jego plan. Mimo, że dorośli czarodzieje go w tym popierali, to nikt nie wytknął mu błędu, ani nie pochwalił wprost. Byli raczej zaskoczeni, że chłopiec-który-przeżył, Złoty Chłopiec Dumbledora potrafi być przebiegły.
Kiedy William zaczął od niego wymagać prowadzenia inteligentnych rozmów w czasie walki, odpytywać z matematyki, albo nakazał recytowanie wierszy, by zmusić go do podwójnego wysiłku, Harry zaczął podpytywać go, o swój plan. Właściwie miał zamiar wytrącić go równowagi i pokazać, jaki jest mądry. Duch jednak zaczął wytykać wady, luki i elementy, w których liczył na szczęście.
Obecny plan był lepszy, ale nadal nie doskonały, wciąż wymagał w kluczowych punktach szczęścia, ale były to niestety miejsca, w których zmiany mogły wprowadzić, jedynie długoletnie ćwiczenia, a na to nie było czasu.
- Na dziś ci wystarczy. Jutro też nie przychodź na trening, muszę coś przygotować. - Tajemniczy głos William wzbudził w Potterze lekki lęk. W końcu ostatnia taka niespodzianka skończyła się dla niego, trzema złamanymi kośćmi, oraz poważnym przecięciem mięśnia czworogłowego.
- Mam się jakoś specjalnie przygotować? - Zapytał podnosząc się z ziemi.
- Zawsze masz być gotowy. - Powiedział duch rozmywając się w szklanym sześcianie, pełnym krwisto czerwonego dymu.
Zielonooki długo dopytywał się, co jest w środku. Pierwotnie myślał, że znajduje się tam jakaś sala treningowa, w której William mógł ustalać warunki, ale to okazała się błędna teoria. Po tygodniu wspólnych ćwiczeń Black, stwierdził, że zasłużył na prawdę. Prawda wypróżniła żołądek chłopaka i spowodowała ucieczkę na dwa dni. Miał nawet ochotę przyznać się Dumbledorowi i prosić go o pomoc. Dopiero Wiki, doprowadziła go o porządku, a bycie porządnie opierdolonym przez tą skrzatkę, to coś, co zapada w pamięć. Wiele się nauczył z tej rozmowy, ale główne przesłanie było jasne. Wszedł na drogę szarości, zaczął kroczyć cieniem i musiał zaakceptować metody obu stron. Musiał uczyć się od białych i czarnych, a to, że jego nauczycielem był jeden z najczarniejszych, to tylko dobra wiadomość. Wedle Wiki, Black był niegroźny dla Harrego, bo wiedział, że gdyby poważnie go skrzywdził sam także zginie, a William zrobił wiele, by nie umrzeć. Poświęcił część swojej duszy by być nieśmiertelnym, a przynajmniej tak blisko jak to możliwe.
W szklanym sześcianie, wedle słów ducha, znajdowały się zamknięte dusze, które wysysali Dementorzy. William przyznał, że to on stworzył dementora, z widmowego upiora wysysającego krew, oraz odpowiednich rytuałów czarnej magii. Owe dusze, dają mu siłę do tego, by mógł używać magii i podnosić przedmioty. Bez tego, jego dusza była by jednie zamknięta w mieczu, skąd mogłaby zostać uwolniona specjalnym rytuałem, który odtworzyłby mu ciało. Wtedy zamiast widmowej projekcji, przeskoczyłaby do nowego ciała, ale stałby się śmiertelny. Black tego nie chciał, pragnął pozostać duchem i jednocześnie cieszyć się mocą.
Dla Harrego, który wycierpiał wiele od dementorów, poznanie kogoś, kto stworzył ich celowo, było doznaniem piorunującym. Nie potrafił zrozumieć, jakie zło musi siedzieć w kimś, kto powołuje takie istoty o istnienia. Jak przesiąkniętym mrokiem trzeba być by więzić dusze ludzi wysysając je magii.
Wiki długo nad tym pracowała, aż zrozumiał, że William Black, jest Czarnym Panem, równie złym, co Voldemort, mimo tego, że odrzucił chęć panowania nad światem, to w pewien sposób, terroryzuje go od setek lat. To diabeł, który może uczyć go magii, potrzebnej by pokonać pomniejszego demona, jakim teraz jawił mu się Voldemort.
Potter miał wielką ochotę, by po zakończeniu szkolenia zniszczyć miecz Blacka, a potem uwolnić dusze uwięzionych, to zabiłoby jednocześnie, wszystkich dementorów. Nie mógł jednak tego zrobić, obiecał, że jeśli Black powiedział powiedział prawdę, to go nie zabije. O tej pory Duch nie zrobił nic, co mogłoby naruszyć ich porozumienie, a sądząc po inteligencji Williama, nie zrobi nic takiego.
Dwa dni później Harry pojawił się w sali o umówionej porze. Wszedł na matę, na której ćwiczyli i tak jak zawsze rozpoczął od ćwiczeń rozgrzewających mięśnie i siłowych. Było to polecenie Williamia, dopiero po mniej więcej godzinie Duch pojawiał się i rozpoczynał z nim właściwy trening.
Tym razem jednak, gdy tylko ustawił się, by rozpocząć pajacyki poczuł, jak trafia go zaklęcie paraliżujące. Magia wyciągnęła jego ciało tak, że tworzył wielki znak X, został obrócony i powalony. Uderzył plecami o podłogę, z siłą wyciskającą mu powietrze z płuc.
- Pewnie za to zginę, ale cóż. - Powiedział William pojawiając się nad nim. - Najpierw, gdy trwają przygotowania mogę ci, co nieco wyjaśnić. Uważam, że będziesz godnym człowiekiem do odbudowy rodu Blacków. Choćby pod innym nazwiskiem. Dlatego zrobię coś, co da ci szansę na przeżycie. - Mówił cofając lekko zaklęcie tak, że Potter mógł ruszać głową. - Widzisz runy? To mroczna magia, bardzo mroczna Harry. Nie wyjaśnię ci jak, ale powiem co. Złączę twoją sygnaturę z moimi dementorami. Po pierwsze nie będą na ciebie oddziaływać. Po drugie będą w pewnym zakresie ci posłuszne, ale tego nie nadużywaj, bo to nadal rodzaj demona. Po trzecie, dostaniesz połączenie z moją mocą. Gromadzoną przez wieki. Byłbym wdzięczny, gdybyś używał jej rozsądnie. Im więcej jej zużyjesz, tym bardziej Dementorzy będą głodni. Oni pragną zaspokoić moje potrzeby, więc im mniej magii tu, tym więcej jej spływa. Co ty na to? - Spytał, nie patrząc nawet na niego, a że Harry nie mógł mówić, widać było, że nie zależy mu na odpowiedzi. - Runy się zamknęły. Musimy działać, zanim twoja skrzatka się zorientuje. -
William wykonał kilka gestów ręką, a Pottera zalała nagła fala bólu, gdy runiczne znaki, wnikały w jego ciało, niczym rozżarzony metal, przy znakowaniu bydła. Czuł jak wypalają mu skórę i mięśnie. Był pewien, że jeśli to przeżyje, nie będzie w stanie przez długi czas ruszyć ciałem. Na jego szczęście zemdlał po niecałej minucie.
CZYTASZ
Mr. Harry Potter is a D.I.C.K
Fanfiction"Zaklęcie monitorujące ustawione przez madame Pomfrey zawyło i szybko ucichło, jednoznacznie potwierdzając zgon. Potter puścił sztylet i podniósł ręce w geście poddania się. - Naprawdę chciałem być tym, który go zabije. - Wyznał z mrocznym uśmiechem...