Wybaczcie opóźnienia i błędy, tak to jest z małym dzieckiem i wizyta szwagra (+3 jego dzieci).
Rozkręcamy akcje.Miłego czytania i zachęcam do pisania komentarzy.
Rozdział 23
- Co z nimi? - Spytała zaszokowana McGonagall, gdy do Sali Szpitalnej wniesiono nieprzytomnych Harrego i Hermionę, oraz Ginny z zbolałą miną.
- Nic poważnego - odpowiedział mistrz obrony. - Hermiona jest ogłuszona, najprawdopodobniej poza drętwotą dołożono do tego jakiś eliksir, ale nic poważnego. Harry natomiast wykorzystał za dużo magii. Z tego co zrozumiałem z relacji, wyrwał dziurę w ścianie zamku poniżej lochów, a potem utrzymał ją przez jakąś minutę, żeby panna Chang, mogła wejść i wynieś twoją podopieczną - powiedział z niezadowoleniem. - Głupi bohaterski gryfon. Ktoś zaatakował go w trakcie, gdy dziewczyny były wewnątrz. Idiota mógł poczekać kilka minut, aż zrobimy co zasugerował.
- A panna Weasley, zamiast osłaniać tyły dała się podejść napastnikowi, ma złamane dwa żebra i pewnie większość swojej dumy - dodał Lupin.
- Rozumiem, że stało się to podczas ratowania panny Granger - odezwał się Dumbledore. - Skąd pan Potter wiedział, gdzie się udać? Czy ktoś z was wie gdzie przebywał tego popołudnia.
- Jeśli sugeruje pan Dyrektorze, że to on zaatakował pana Weasleya i pannę Granger, a potem upozorował ten atak na siebie, to przydałyby się dowody - wtrącił Lupin.
- Właśnie zamierzam je zdobyć - odpowiedział dyrektor dobywając różdżki. - Proszę cię, dla twojego dobra, byś nie przeszkadzał.
- Nie zamierzam. Jego skrzat wyciągnie go z zamku, gdy tylko rzucisz zaklęcie. Z tym, że on już nie wróci. Jakiś czas temu rozmawiał ze mną, o metodach na zabezpieczenie się przed tobą - wyjaśnił. - Także śmiało. Zastanawiam się, jak zamierzasz się wytłumaczyć przed opinią publiczną, z faktu, że Harry Potter, porzuca szkołę, po tym jak dyrektor, próbował się wedrzeć do jego umysłu, gdy był nieprzytomny, po bohaterski ratunku porwanej koleżanki.
- Musimy dowiedzieć się, co zaszło - nie poddawał się dyrektor. - Harry jest jednym z podejrzanych.
- Przekop wspomnienia Rona - zasugerował Snape. - Hermiony nie polecam ruszać, bo raz, że nawet nieprzytomna ma dość mocy, by wciągnąć cię w tę ich pustkę. Poza tym Potter mógłby się wkurzyć, gdyby się dowiedział, że grzebałeś w jej głowie.
- Nie boję się Pottera, Severusie - stwierdził Dumbledore, przyglądając się podejrzliwie nauczycielowi obrony.
- A powinieneś. On zburzył ścianę Hogwartu i utrzymał wyrwę. Ja bałbym się szesnastolatka, który potrafi tego dokonać. -
Zapadła cisza podczas, której mężczyźni mierzyli się wzrokiem.
- Nie zagraża im niebezpieczeństwo - odezwała się, przerywając ciężką ciszę madame Pomfrey, gdy skończyła badania i nastawienie żeber Ginny. - Kto leczył rany Pottera?
- Ja - odezwała się milcząca do tej pory Cho.
- Doskonała robota. Dwadzieścia punktów dla Ravenclowu - powiedziała pielęgniarka. - Widząc styl, musze pogratulować panu Potterowi talentu nauczycielskiego. Mogłaś spokojnie zająć się także panną Weasley, masz dość umiejętności. -
- Wiem, mogłam. - odpowiedziała krótko, szokując uzdrowicielkę.
***
Dick
***
- Co ty robisz? - Krzyknęła madame Pomfrey niecałą godzinę później.
- Wychodzę - usłyszała w odpowiedzi. - Jestem zdrowy, sprawdziłem. Hermiona jak rozumiem, czeka na uwarzenie eliksiru, a Ron jest pod wpływem środka usypiającego, aż jego krew się w pełni oczyści. Nie jestem tu potrzebny.
- Nie zgadzam się, jesteś osłabiony i musisz odpoczywać.
- A jaka armia wesprze panią w staraniach, by mnie tu zatrzymać? - Odpowiedział rozbawiony. - A poważnie mówiąc. Nie może mnie pani zatrzymać, bo poza zużyciem mocy magicznej, nic mi nie jest, więc nie jestem pacjentem.
- Ale ktoś próbował cię zabić, a w sytuacji, w której musiałbyś się bronić, nie masz wielkich szans - oznajmiła, jakby wygrywała dyskusję ostatecznym argumentem.
- Wtedy zabiję go bez użycia magii - powiedział poważnie. - Proszę się przesunąć, nie chciałbym zrobić pani krzywdy, a mam mniej niż pół godziny, by zdążyć się przebrać. Chyba, że woli pani bym transmutował swoje ubranie.
Uzdrowicielka niechętnie odsunęła się na bok.
- Zamierzam powiadomić o tym dyrektora - oznajmiła.
- A on tylko ucieszy się, bo będzie miał kolejny argument, gdyby doszło do mojej śmierci, albo wyrzucenia ze szkoły. Ale spokojnie, nie zamierzam się zabić, ani przeforsować. Obiecałem, że będę na balu, a obietnic trzeba dotrzymywać, tak zrobiłby każdy złoty rycerzyk - wyznał mijając ją i wychodząc.
***
Dick
***
- Miałeś leżeć - zganiła go Cho.
- Ślicznie wyglądasz - powiedział, nie zważając na jej ton. - Poza tym, jak jesteś tak przekonana, że powinienem leżeć, to czemu jesteś tu wyglądając jak bogini seksu?
- Bo wiem jak uparty jesteś - odpowiedziała uśmiechając się. - Żadnej magii - dodała ostrzejszym tonem.
- Tylko niewielka - powiedział wyciągając dłoń i podając jej czerwoną różę. - Nie jest tak źle. Poza tym pamiętaj. Dym i lustra. Ludzie muszą widzieć, że nic mi nie jest, odpowiednie osoby powinny zrozumieć, jak trudno było zrobić to co zrobiłem.
- O mało się nie zabiłeś - powiedziała poważnym tonem, gdy szli już spod wieży krukonów do komnat Slughorna, w których miał się odbywać bal.
- Fakt, ale nie wiedziałem w jakim jest stanie. Każda minuta była cenna, a mogło być tak, że mi się nie uda, więc Severus miałby wtedy dobre szanse ująć Marcusa.
- Jalin? - Spytała zaszokowana. - Widziałeś go na mapie? - Harry kiwnął głową. - Czemu go nie... - zaczęła, ale zaraz przyszło zrozumienie.
- Bo nie miałbym dowodów, a wedle Remusa, nie ma mrocznego znaku. Większe szanse były na to, że widząc mnie osłabionego zaatakuje, a wtedy ty i Ginny, mogłybyście go zdjąć i przesłuchać - wyjaśnił i zaraz poczuł uderzenie.
Cho zatrzymała się i raz po raz okładała go pięściami.
- Jeszcze jeden raz, zrobisz coś takiego, a ja będę twoim największym problem, nie Voldemort - krzyczała pomiędzy ciosami.
- Skończyłaś? - Zapytał, gdy uwięził jej nadgarstki w swoich dłoniach.
- Tak. Ale mówiłam poważnie. -
- Ok. Rozumiem. -
- Mógł rzucić Avadę. -
- Musiałem zaryzykować. Wiesz przecież. -
Dziewczyna przez chwilę milczała.
- Wiem - odpowiedziała. - Wystraszyłeś mnie. Kto pilnuje jej teraz?
- Skrzaty Wiki. Jest bezpieczna, a my mamy obowiązki. Pamiętaj, że jestem wszechpotężnym czarnoksiężnikiem, któremu nic nie jest w stanie zaszkodzić - zakończył tym samym dyskusję, o wcześniejszych wydarzeniach.
***
Dick
***
- Harry, panna Chang! - Zawołał radośnie Horacy, gdy dostrzegł ich obok stołu z alkoholem. - Harry, czy ty powinieneś pić, słyszałem, że miałeś dość intensywny dzień. Może dobrze byłoby zwolnić? Zapewniłem dyrektora, że zadbam byś się nie przemęczał podczas przyjęcia i że osobiście odprowadzę, cię do wierzy gryfindoru. -
- Kto waży eliksir dla Hermiony? -
- Oczywiście, że ja. Nie martw się, jest już gotowy i dostarczony, byłem tam kilka minut po twoim wyjściu. Panna Granger czuje się dobrze i nawet zamierzała ruszyć cię odnaleźć, ale, cóż. Poppy nie rozumie, że są lepsze rzeczy niż skrzydło szpitalne, by odzyskać zdrowie - mówił prowadząc ich by przedstawić ich kolejnym gościom.
***
Dick
***
- To fascynujące, panno Chang - mówił niewysoki człowiek, z jak przedstawił go Slughorn, koncernu zajmującego się handlem magicznymi eliksirami. - Do tej pory sądziłem, że niemożliwe jest niszczenie ścian zamku. Jego magia, odnawia go za szybko, by czyjakolwiek magia mogła się przez to przebić.
- Sama do końca nie rozumiem co tam zaszło. Wiem tylko tyle, że dostałam patronusa od Harrego, w którym informuje, że odkrył obecność Hermiony Granger. Było to niedługo po naszym powrocie z wioski. - paplała Cho odgrywając rolę, zaaferowanej nastolatki. - Harry wyjaśnisz co zrobiłeś?
- Nie specjalnie. Straciłem już dawno chęć do dzielenia się wiedzą, z ludźmi, którzy nie potrafią jej zrozumieć - zaczął ale widząc jej minę, westchną i dodał. - No dobrze. W uproszczeniu, otoczyłem kamień barierą z mojej magii, potem zmiażdżyłem go, przejmując obciążenie wagi i magii naprawiającej zamek na swoją tarczę. Tak postępując kamień po kamieniu stworzyłem przejście. Trudność polega na tym, że bariera, którą wypełniałem dziury po kamieniach, musiała zatrzymać magię zamku. Tyle filozofii, całość sprowadza się do mocy.
- Mimo to, jest to fascynujące i nie sądzę, żeby ktokolwiek na to wcześniej wpadł - mężczyzna był pełen zachwytu, prawdopodobnie autentycznego, ale skoro pracował w handlu, mógł być dobrym aktorem. - Ciekawi mnie, czy nie odkrył pan innych magicznych wytrychów, że tak powiem.
- Setki, ale nie są na sprzedaż, może jak zabiję już Voldemorta, to porozmawiamy - zaśmiał się Harry.
- Harry jest skromny, ale mogę powiedzieć, że do czasu, aż Dyrektor nie zniszczył Pokoju Życzeń, legendarnej komnaty w zamku, która mogła przybierać kształt, wyposażenie i właściwości takie, jak chciała tego osoba wchodząca. Harry poczynił z nią olbrzymie postępy, od czasu jak odkrył ją w zeszłym roku - paplała krukonka, gdy Potter odszedł by przynieś coś do picia. - Jako jedyna osoba mógł sterować tym magicznym Artefaktem będąc w środku. Nie potrafił tego nawet dyrektor i z tego co mówi się w szkole, to było powodem zapieczętowania pokoju.
- Chwileczkę. Mówisz, że dyrektor zniszczył pokój, a potem, że go zapieczętował - do rozmowy wtrąciła się Natasza, niewysoka dziewczyna z jej domu. - I skończ z tym radosnym paplaniem, jesteś krukonką, on także nim był. Wie dobrze, że nie możesz być taka durna, jaką udajesz.
- Spokojnie. Ja to wiem, panna Chang to wie. Dorośli czasem muszą udawać, by coś przekazać. Nie przeszkadza mi to, bo czytam między wierszami - wtrącił handlowiec.
- Z tego co zrozumiałam, to blokada nałożona przez dyrektora, uszkodziła mechanizm działania Pokoju - wyjaśniła Cho. - Pokój działał na takiej samej zasadzie jak Tiara przydziału. To była zaawansowana magia, potrafiąca rozpoznać myśli i pragnienia osoby, która go używała. Obecnie blokada tłumi ten efekt, ale moment wpłynięcia na blokadę, zaburzył magię stojącą za Pokojem. Teraz gdy tam pójdziesz, znajdziesz stale dostępną salę, niczym nie różniącą się od innych. -
- Nie do końca - wtrącił Harry. - Blokada może nie uszkodziła magii Pokoju na stałe. Z czasem Hogwart powinien ją naprawić.
- Mówisz o Hogwarcie, jakby był żywą istotą - powiedział podchodzący Horacy. - Pamiętam innego ucznia w twoim wieku, który tak samo zachwycał się tą szkołą.
- Niech zgadnę. Tom Marvolo Riedel, znany szerzej jako Voldemort - stwierdził Harry rozbawiony. - Ja nie mam w planach podboju czarodziejów i eksterminacji mugoli - upił łyk, z swojej szklanki. - Wierzę, że czarodzieje, pójdą za mną dobrowolnie.
- Wszyscy? - Zapytała Natasza, która od pewnego czasu przyglądała się bez słowa Harremu. - Liczysz, że ślizgoni pójdą za tobą. Że byli śmierciożercy dołączą do ciebie, albo gryfoni, po tym jak ich traktujesz?
- Też jestem tego ciekaw. W mojej firmie są takie skrajności osobowe, że nie wyobrażam sobie, by ktokolwiek mógł zjednoczyć ich w jakiejkolwiek sprawie. -
- Bill, nie wiesz co mówisz - wtrącił Horacy, wyciągając różdżkę i otaczając ich sferą ciszy. - Harry to człowiek o wielkich możliwościach, tak wielkich, że zdołał przekonać mnie do oddania mu moich najgłębszych sekretów i zakamarków wiedzy.
- A poza tym, po tym jak skończy z Voldemortem - dodała Cho. - Nie będzie ani jednego śmierciożercy. Żadnego.
- Cho chce powiedzieć, że zabiję każdego, kto popiera ideały Voldemorta - odezwał się Harry zawieszając w powietrzu swoją szklankę z alkoholem. - Musicie zrozumieć, że ja nie poprzestanę na zwycięstwie. Zamierzam powstrzymać każdego następnego Czarnego Pana, jaki mógłby się pojawić, a jedyną metodą na to jest ujawnienie się przed mugolami. Tylko wtedy możemy zawrzeć pokój, nie bać się siebie nawzajem. Do tej pory każdy Grindelwald, Voldemort i cała reszta przed nimi, żerowali na strachu przed nieznanym. Może będę tym, który sprowadzi na nasz świat zagładę, ale nie zaryzykuję tego, że po Voldemorcie pojawi się następny, który podaży jego ścieżką. Ta droga zakończy się niebawem. Pytanie, po której stronie chce stać.
W czasie tej przemowy, Cho i Horacy przesunęli się, by stać za Harrym, a po drugiej stronie pozostała Natasza de Foix, oraz Bill Hoovers, który kiwał powoli głową.
- Nie wiem czy jestem na to gotów. Co ze mną zrobisz? - zapytał.
- To zależy od odpowiedzi naszej krukonki - powiedziała Cho.
- Jestem z wami - odpowiedziała natychmiast Natasza, z ogniem w oczach.
- W takim razie, wystarczy czyszczenie pamięci - Harry uśmiechną się wznosząc dłoń.
- Zaczekaj - Hoovers zamyślił się przez chwilę. - Dlaczego ja?
- Bo obecnie potrzebuję pomocy na wielu frontach, a Horacy powiedział, że jesteś odpowiednią osobą.
- Rozumiem. Jestem z wami - powtórzył słowa Nataszy.
- Nie będę od was wymagał żadnej przysięgi. Tą składa się u nas dobrowolnie i tylko na zachowanie milczenia. Nikt nie jest od nikogo zależny, bo każdy jest wolny. Każdy musi liczyć się z konsekwencjami swojej wolności, ale ponoć nie ma takiej ceny, jakiej nie warto zapłacić za wolność - mówił. - Nataszo będziesz miała ciekawe zadanie, Cho wyjaśni ci o co chodzi - zarządził, a starsza krukonka odeszła poza krąg, ciągnąc za rękę młodszą. - Teraz ty. Zmienisz pracę, zostaniesz redaktorem Proroka, bo Horacy ręczy, że będziesz rzetelny i uczciwie wymusisz na swoich ludziach obiektywizm i przedstawianie wszystkich punktów widzenia. Mówiąc wszystkich mam na myśli, wszystkich, nawet Voldemorta. -
- Jak, zamierzasz tego dokonać? - Zapytał zaskoczony.
- Harry jest właścicielem pakietu kontrolnego Proroka - wyjaśnił Sloughorn. - Czy jesteś gotowy zrobić to co chciałeś w szkole? - Horacy uśmiechną się. - Tak, pamiętam o czym mówiłeś.
- To było dziesięć lat temu. Może moje pragnienia się zmieniły?
- Nie sądzę byś był takim człowiekiem. A ja dobrze oceniam ludzi - kontynuował Horacy. - Dla przykładu Harry teraz patrzy na Ciebie z zainteresowaniem, bo w dużej mierze od ciebie będzie zależało zrealizowanie jego planów i to nie jest nacisk na to byś mu sprzyjał. On zastanawia się, czy będziesz potrafił być wolny, pomimo nacisków jakiejkolwiek strony. -
Przez kilka minut trwała cisza, aż Hoover pokiwał głową, na znak zrozumienia.
- Będę wolny. Dlatego nie mogę związać się przysięgą z tobą, ale wiedz, że poprę twoje działania. Ja, nie Prorok, on pozostanie obiektywny, dopóki będę miał coś do powiedzenia na ten temat - wyznał.
- Przeprowadzisz wywiad z Voldemortem, to mój jedyny wymóg byś dostał tą posadę - powiedział i odszedł.
- Jak on może oczekiwać, że zrobię wywiad z Czarnym Panem.
- A to już twój problem - uśmiechnął się mistrz eliksirów. - Może wyślij mu sowę z propozycją. Polecam zagrać szczerością i przyznać się do zadania, które w proroku zlecił ci Harry.
Bill pozostał w tym miejscu jeszcze długi czas, po tym jak Sloughorn go zostawił.
***
Dick
***
- To dla ciebie - powiedział Harry podczas śniadania, rzucając przed Marcusem Jalinem sakiewkę. - Okrągły tysiąc. Swoją drogą stawiałem na jakiegoś gryfa, ale cios w plecy bardziej pasuje do węża. Doskonała robota - dodał odchodząc z uśmiechem.
Marcus z niezrozumieniem otworzył sakiewkę, z której niczym z Fontany wytrysnęły złote monety. Melody, która siedziała niedaleko popatrzyła na sakiewkę, Marcusa i Harrego, po czym demonstracyjnie zabrała talerz i usiadła dalej. Tak samo postąpiło kilka kolejnych osób, aż wokół Jalina powstał pusty krąg. Nikt nie sięgnął po wciąż rozsypujące się pieniądze, nikt nie patrzył na niego, ale cisza przy stole Ślizgonów, jasno mówiła wszystkim, że coś zaszło.
***
Dick
***
- To było podłe - stwierdziła Cho. - Mogłeś zemścić się inaczej. Marcus pewnie wolałby tortury.
- Te też go nie miną - odpowiedział Potter, nakładając sobie kilka pasztecików. - Na wszystko jest czas, a chciałem sprawdzić, dla ilu ślizgonów lojalność i duma jest ważniejsza niż czysta krew.
- Harry? - Usłyszał za sobą głos Hermiony.
- Słyszę cię - powiedział bez odwracania się.
- Możemy porozmawiać na osobności? - Zapytała.
Harry machnął krótko różdżką.
- Jesteśmy sami. -
- Chciałam ci podziękować, madame Pomfrey powiedziała mi co zrobiłeś - zaczęła, ale przerwała ze względu na jego śmiech.
Zielonooki odwrócił się do niej.
- Ona? Nikt inny? - Zapytał, żądając niemal odpowiedzi. Hermiona pokręciła głową, zastanawiając się co miał na myśli. - Dobrze. Chciałaś powiedzieć coś więcej?
- Chciałabym mieć z tobą znowu normalne relacje? -
- Chyba to nie będzie już możliwe. Za bardzo się zmieniłem. Jestem mordercą, Hermiono. Zabiłem i zabiję jeszcze wiele osób. Ostatnio pojawiło się, też kilka nowych informacji, a cześć z nich diametralnie zmieni przebieg wojny i tego, co nastąpi po niej - mówił spokojniej. - Śmierć Voldemorta, nawet bez Horkrusków, nie będzie końcem wojny. Będzie pierwszym aktem, otwarciem do czegoś większego, czegoś tak olbrzymiego, że nie ma nic co można by do tego porównać. Obecnie nie pragnę niczego więcej, niż w tym uczestniczyć - zakończył odwracając się do swojego talerza. Cho położyła dłoń na jego ramieniu i wyszeptała coś do jego ucha.
- Nie. Nie zamierzam - odpowiedział głośniej. - Każdy wybiera, a dopóki nie znajdziemy rozwiązania, przyjmuje, że jestem już trupem. Pozwoli mi to działać śmielej.
- Powtórz to jeszcze jeden pieprzony raz, a zakończę twoje życie tu i teraz. - warknęła Cho policzkując go.
- Mam ochotę to sprawdzić - zaśmiał się, ale zaraz jego mina wróciła do normalnego poważnego wyglądu. - Idź już, Hermiono. Pozdrów Ginny i Rona.
***
Dick
***
- Dziś pobawimy się inaczej - zarządził Harry stając przed swoimi uczniami. - W kopercie przed wami są imienne pozwolenia od Ministra Magii i Szefowej Departamentu Przestrzegania Prawa, na używanie czarno magicznych klątw, w tym niewybaczalnych, na treningu i podczas obrony zamku. Zasadność uznawana Post Factum, na podstawie wspomnienia.
- Chcesz ich uczyć niewybaczalnych? - Zapytała zaszokowana profesor Sprout.
- A ma pani lepszy pomysł, na to jak przygotować ich na spotkanie z śmierciożercami? - odpowiedział z kpiną. - Nadal podtrzymuję moją filozofię Wolności. Nikt nie musi, ani ćwiczyć rzucania, ani być celem zaklęć, ale z drugiej strony, jaki z was będzie pożytek - oznajmił.
Uczniowie i nauczyciele otworzyli koperty i przez chwilę trwała cisza.
- Teraz, ci, którzy są zainteresowani jak czuje się człowiek rzucający Crucio, proszę za mną, reszta kontynuuje standardowe ćwiczenia - powiedział odwracając się i odchodząc.
Kilkanaście minut później zatrzymał się na znacznie mniejszej polance i przyjrzał tym, który poszli za nim. Nie było ich wielu, Hermiona, Nevill, Lavender, Olivier, Melody, właściwie tylko te osoby, które wskazał Kevin. Reszta z ich grupy będzie doskonała do ewakuacji i osłony, ale ci wedle Kevina mogą walczyć.
- Nie spodziewałem się tutaj ciebie, Hermiono - stwierdził. - Znacie zaklęcie. Ktoś na ochotnika rzuci je na mnie?
Czekał jakąś minutę, podczas której uczniowie patrzyli się po sobie.
- No dobrze, pomogę wam. - powiedział wreszcie. - Za trzydzieści sekund rzucę to zaklęcie na Melody. Chyba, że ktoś rzuci je wcześniej na mnie. Czas start.
Wszystkim zdawało się, że otacza ich cisza, tak głęboka, że słyszeli pulsowanie własnej krwi.
- Crucio - dobiegł ich głos Nevilla. Harry zgiął się w pół i widać było, że ból na jego twarzy jest autentyczny, nie krzyknął jednak. Trwało to kilkanaście sekund, aż Potter poruszył dłonią zrzucając z siebie czar Longbottoma.
- Dobrze, choć musisz to dopracować - powiedział, z poważnym wyrazem twarzy. - Pomyśl o Belatrix i zrób to ponownie.
Twarz Nevilla wykrzywił wyraz wstrętu, choć w opinii Cho nie był to wstręt do Belatrix, ale raczej do tego co ma zrobić. Mimo to wzniósł dłoń i wypowiedział zaklęcie.
Tym razem Harry został odrzucony na jakieś dwa metry i z wrzaskiem zwinął się z bólu. Po kilku sekundach Longbottom opuścił różdżkę, ale gdy tylko to zrobił, sam został trafiony zaklęciem tnącym.
- Możesz go wyleczyć - powiedział Potter do Cho, gdy już podniósł się z ziemi. - Wiesz dlaczego, Nevill? -
- Bo cofnąłem zaklęcie, gdy byłeś przytomny - odpowiedział.
- Dokładnie. Mimo to, jestem pełen podziwu. Wątpię, by któremukolwiek z nich poszło to tak dobrze. Przynajmniej za pierwszym razem - tłumaczył. - Nadal nie musicie się tego uczyć. To magia, która działa intensywnie w dwie strony, zmienia was równie mocno, co wy zmieniacie świat za jej pomocą. -
- Avada Kedavra, to czar który dla przykładu rozrywa waszą duszę. Dusza w kawałkach może ograniczyć pewne zaklęcia z dziedzin białej magii. Taką duszę można poskładać, zazwyczaj wystarcza czas i żal, ale są też inne metody - mówił dalej krążąc po polanie. - Teraz próbuję was zniechęcić, bo następny krok musi być waszą decyzją, nie ma nic złego w decyzji, by nie używać takiej magii. Z drugiej strony, stoicie w miejscu, że odmowa waży losy czarodziejskiego świata. Może okazać się, że nikt nie podejmie decyzji, a wtedy śmierciożercy już wygrali. -
- Załóżcie maski i płaszcze - powiedział, a przed nimi pojawiło się kilka skrzatów, z ubraniami.
Harry gestem dłoni sprawił, że czarny płaszcz przeleciał mu na ramiona, a maska zatrzymała się przed twarzą.
- To strój śmierciożercy? Oryginał? - Zapytała Melody zaszokowana.
- Tak, kapitanie Oczywistość - odpowiedział, ale po samym głosie zniekształconym przez maskę, ciężko było rozpoznać, czy mówi sarkastycznie. - Ubierzcie się.
- Skąd je masz? - Darbin była nieugięta.
- To powinno być dość jasne - wtrąciła Lavender. - Od dłuższego czasu w ministerstwie pojawiając się martwi śmierciożercy, z kompletem wspomnień, w których przyznają się do swoich zbrodni i dają dużo informacji - Uśmiechnęła się do Harrego. - Od dłuższego czasu chciałam ci za to podziękować.
Maska śmierciożercy odwróciła się powoli patrząc wprost na nią, co samo w sobie było dość przerażające.
- Więc pomóż mi. Załóż maskę - zarządził beznamiętnym głosem.
Wyznanie Lavender dobrze na nich podziałało, bo kilka chwil później wszyscy byli ubrani w płaszcze i maski śmierciożerców.
- Vistenito - wypowiedział Harry pięć razy, celując w nich po kolei. - Zaraz okaże się ile jesteście warci w obronie zamku - powiedział i machnął różdżką ponownie.
***
Dick
***
Rozbłysło białe światło i każdy z uczniów, łącznie z Harrym został odrzucony w tył i powalony na ziemię. Zaklęcie, którego na każdym z nich użył Potter, było dość skomplikowaną iluzją, na tyle, że musiał posłużyć się różdżką swojej matki, by to wspomnienie Syriusza zrobiło za niego cały proces. W wielkim uproszczeniu, każdemu wydawało się, że jest ubrany normalnie, ale na reszcie widział szaty i maski śmierciożerców. W momencie rozbłysku światła, skrzaty Wiki, rzuciły na nich Obliviate, usuwając im ostatnie kilka minut. Ostatnim co pamiętali było to, że szli za Harrym w stronę odosobnienia, by ćwiczyć czarno magiczne zaklęcia.
- Crucio! - Wykrzyknął Potter celowo chybiając Nevilla. To wystarczyło, by walka rozgorzała na całego.
Sam Harry pozwolił trafić się jednemu z pierwszych zaklęć drętwoty, jakie poleciały w jego kierunku. Skrzaty czuwały, na tym, by nikt nie oberwał niczym naprawdę niebezpiecznym, miały w razie ryzyka zasłonić pechowca poderwanymi z ziemi kamieniami, których było tu pełno, albo wyrwać go teleportacją. Ćwiczyli taką ewakuację, walcząc na o wiele wyższym poziome, więc był pewny, że teraz uczniowie są bezpieczni.
Kilka minut później na polu walki leżało pięciu śmierciożerców. Zasadniczo wygrywała Hermiona, ale nie było się co dziwić. Zaskoczeniem sezonu okazał się Nevill, który pokonał Melody odważnie zmniejszając dystans i kończąc ją zaklęciem tnącym. Ostatecznie to Hermiona wygrała trafiając go reduto w udo, które niemal wyrwało mu nogę. On za to zdążył rzucić zaklęcie służące do wysadzania skał, którego wybuch na pobliskim drzewie znokautował Granger.
- Nieźle - powiedział wstając. - Możecie zdjąć maski - dodał, a gdy sam ją zaklęcie Vistonito przestało działać.
- Zaszokowani? - Zapytał, gdy pojawiły się skrzaty, cofając z nich zaklęcia zapomnienia i lecząc do końca. - Zanim zaczniecie narzekać, musiałem wiedzieć jak sobie poradzicie. Skrzaty pilnowały was cały czas i leczyły tych rannych, którzy mogli by nie doczekać do końca. Ostatecznie mogły przerwać walkę - wyjaśnił. - Mam dla was dobrą wiadomość - mówiąc to rozejrzał się po wszystkich. - Jestem zadowolony, z tego co zaprezentowaliście. Przejdziemy teraz do ćwiczeń. Każdy po kolei będzie rzucał na mnie Crucio, a potem Imperio. Będziecie to robić tak długo, aż uznam, że coś poczułem. -
- A jeśli nie chce używać Crucio? - Zapytała Melody.
- Wąż ma opory? - zakpił, ale szybko jego mina stałą się poważna. - Czym różni się rzucenie na mnie Crucio, od rzucenia Fulstivista na Oliviera? Gdybyś użyła dość mocy, albo trafiła w głowę, byłby martwy. Tak samo jak Recucto Hermiony, albo Diffindo Nevilla. Gdyby skrzaty nie leczyły Nevilla, albo ciebie Melody, bylibyście martwi, zanim walka by się skończyła. Używacie zaklęć, które mogą zabijać i to nie w wyjątkowych okolicznościach. Recucto rzucone na człowieka, zawsze skończy się jego śmiercią, jeśli nie otrzyma pomocy. Nevill, zaklęcie wysadzające, to było mistrzostwo, ale mając więcej niż jednego przeciwnika i brak wsparcia, które mógłbyś zranić, powinieneś od niego zaczynać, a nie używać jako metody na zabranie ostatniego wroga, za sobą do grobu.
- Crucio - powiedziała Lavender, a Harry skrzywił się.
- Tak z zaskoczenia? - Zapytał patrząc na nią. - Potrzebujesz czegoś co wzbudzi w tobie emocje, nie muszą być złe, to może być coś, co sprawia, że masz ochotę zabijać, ale nie musi to być jak w przypadku patronusa, nic osobistego. To zaklęcie potrzebuje siły płynącej z emocji - zawahał się, ale dodał. - Pomyśl o tym, kogo zabili ci śmierciożercy. Pomyśl, jak bardzo chciałabyś tam być. Jak bardzo to ty chciałaś ich dopaść. To co czujesz to moc, która może zatrzymać następnych, przed zrobieniem tego samego innym.
- Crucio! - wykrzyczała wściekłym głosem, gdy w jej oczach pojawiły się zły, a Harry upadł na kolana, krew trysnęła z jego nosa i ust, ale po sekundzie gestem strącił z siebie zaklęcie Lavender i wstał. Zaraz pojawił się obok niego skrzat, który zajął się leczeniem.
- Doskonale - powiedział do klęczącej Lavender. Mimo, że jej twarz była mokra od łez, mimo, że upadła na kolana, to nadal celowała różdżką w Harrego, a jej mina wskazywała na to, że może dalej walczyć. - Po treningu, chcę z tobą porozmawiać. - dodał podchodząc i wyciągając do niej dłoń, by pomóc jej wstać.
- Następny - zarządził.
- Czy to rozsądne, może nie zawsze ty musisz być celem - odezwała się Hermiona.
- Zgłaszasz się na ochotnika? - Zapytał, ale uśmiechnął się wrednie. - Nie robicie mi wielkiej krzywdy. Wiesz przecież jak wyglądał mój trening, a poza tym, są pewne zaklęcia i rytuały, które sprawiają, że nie odczuwam bólu tak jak wy.
- Bólu. Ale uszkodzenia twojego ciała są takie same. -
- Nie - oświadczył twardo. - Dowiedziałem się o czymś co sprawia, że jedynie Avada, jest w stanie mnie skrzywdzić na stałe, a może nawet ona nie. Nie mogę wam powiedzieć, ale gwarantuje, że to co robicie nie przysporzy mi trwałych obrażeń. -
***
Dick
***
- Zabrano dziś Marcusa na przesłuchanie - oświadczył rozbawiony Lupin. - Zeznał pod Veritaserum, że porwał Hermionę i zaatakował ciebie, gdy byłeś zajęty jej ratowaniem. Zaprzeczył jednak, żeby miał cokolwiek wspólnego z atakiem na Malfoya. Za to jego ucieczka z tymczasowego aresztu, nie pozostawia złudzeń, po czyjej stronie był.
- A co się stało? Zabił kogoś i zostawił mroczny znak? - Spytała Cho.
- Nie. Odbiła go dziesiątka Śmierciożerców. Na szczęście dla strażników, tylko ich ogłuszyli - mówił wilkołak z jawną kpiną. - Strażnikom udało się nawet jednego z nich zabić.
***
Dick
***
- Czemu tu jesteś? - Spytała Lavender, gdy Potter usiadł na blankach wierzy, za których podziwiała zachód słońca.
- Bo musimy porozmawiać -
- To wiem, Harry - odpowiedziała odwracając się i siadając obok niego. - Czemu na tej wierzy astronomicznej, czemu nie widziałam cię dawno wyglądającego za okno, czemu nie latasz na miotle, czemu teraz siedzisz plecami do tego wspaniałego widoku, czemu wydaje mi się, że jedyną twoją przyjemnością jest czas w którym ktoś ciska w ciebie klątwą?
- Kim byli ci, którzy zginęli? - zapytał, ignorując jej pytania.
- Mugole, mieszkali niedaleko mojego domu, znałam jedną z dziewczyn - powiedziała spokojnie, ale głos jej zadrżał.
- Kim ona była? - powtórzył.
- Nie chce o tym mówić -
- Kim była? -
- Harry, ja nie mówiłam o tym nikomu... - zaczęła, ale gdy spojrzała w jego twarz dostrzegła w jego oczach coś co zatrzymało następne słowa. - Moją przyjaciółką od dzieciństwa i ... ... moją dziewczyną. - zakończyła, czekając na krytykę, ale nie znalazła w nim potępienia.
- Jak miała na imię? -
- Maissie. - powiedziała z łzami w oczach. - Od jej śmierci minęło prawie pięć miesięcy, jej rodzina została napadnięta podczas ataków w Londynie.
- Wiesz dlaczego się tak zmieniłem? - zapytał, zamiast powiedzieć cokolwiek na jej temat.
- Nie, ale podejrzewam, że ma to związek z twoją zmianą stosunków z dyrektorem. - odpowiedziała, mając nadzieję, że to faktycznie zmiana tematu.
- Dlatego - powiedział podając jej list Syriusza. - Łapa to przezwisko mojego ojca chrzestnego. Wybrałem wolność, wybrałem życie w czasie którego mogę zginąć, ale wybrałem, że zginę wolny, bez zobowiązań, zawsze postępując tak jak czuję, czy uważam za słuszne. Stając się mordercą, sędzią, katem, kimkolwiek jeszcze będę musiał. Wybrałem, by być Aniołem Ciemności. -
Przez chwilę trwała cisza, aż Lavender oddała mu list.
- Czego ode mnie oczekujesz? - Zapytała.
- Niczego. Daję ci wolność, całkowitą. Każda decyzja niesie ze sobą konsekwencje, ale nawet śmierć, czy morderstwo może nieść dobre konsekwencje - odpowiedział przechylając się i wypadając za wierzę.
Lavender rzuciła się do niej, ale zobaczyła jak swobodnie opada i szybuje w stronę lasu.
***
Dick
***
Maska śmierciożercy leżała w kałuży krwi, deszcz zmył już większość z posoki, jaka wylała się w zaułku, ale pozostało jej jeszcze dość dla dwóch ulicznych kotów, które chłeptały ją uciekając dopiero, gdy obok aportowali się Aurorzy. Gdy tylko pojawili się na miejscu rzucili odpowiednie zaklęcia, wykrywające zamaskowanych, antymuolskie, antyaportacyjne, działali jak zgrany skład i dopiero, kiedy wszystko pokazało, że są sami zajęli się badaniem ciała i usuwaniem mrocznego znaku z nieba nad zaułkiem.
- Mark - odezwała się najmłodsza w zespole Manne. - On nie ma mrocznego znaku. Może to szpieg, którego wykryli. Ktoś, z ludzi Pottera.
Wszyscy spojrzeli na Tonks, ale ta pokiwała głową.
- Nie znam go. Nie znam wszystkich, ale patrząc na obrażenia, to ten sam styl, co u tych w Atrium - przyznała zastanawiając się ile może im powiedzieć. Po czystkach jakie w korpusie Aurorów przeprowadził Minister, większość była lojalna Ministerstwu, a pozostała cześć Potterowi, a raczej idei Wybrańca. Nie pozostał prawie nikt, kto przejawiał skłonności, do lojalności wobec Dumbledora. Teraz jednak, musiała zachowywać się jak profesjonalistka, inaczej mogła by bardzo zaszkodzić Harremu, gdyby próbowała go kryć, a wyszło by to na jaw.
- Dobra, zabieramy go do Ministerstwa, dowiemy się kim jest - zarządził Mark.
***
Dick
***
- Chcecie mi powiedzieć, że Harry, albo ktoś z jego ludzi torturował człowieka Dumbledora? - Zapytał minister. - No dobra. Przesłuchamy go przy najbliższej okazji, a na razie cisza na ten temat.
- Z całym szacunkiem, panie Ministrze - odezwał się zirytowanym głosem Mark. - Robił pan u nas czystkę, by pozbyć się faworyzowania i chronienia ludzi Dumbledora, oraz usunąć zwolenników Czarnego Pana. O ile ja jestem za Potterem, to prawo wymaga równego traktowania wszystkich i nie pomoże mu pan w żaden sposób tuszując jego potencjalne zbrodnie - mówił coraz spokojniej, a widząc, że nie rozwścieczył ministra tak, jak się obawiał kontynuował. - Wiemy dość dokładnie kiedy był torturowany i zabity, a w tych godzinach Potter na pewno miał jakieś zajęcia w szkole, więc pewnie ma dobre alibi. -
- Może masz rację - przyznał minister. - Poza tym tylko jednej grupie udało się sforsować nasze zabezpieczenia, a osoby torturujące tego, kimkolwiek jest, najwyraźniej tego nie potrafiły.
CZYTASZ
Mr. Harry Potter is a D.I.C.K
Fanfiction"Zaklęcie monitorujące ustawione przez madame Pomfrey zawyło i szybko ucichło, jednoznacznie potwierdzając zgon. Potter puścił sztylet i podniósł ręce w geście poddania się. - Naprawdę chciałem być tym, który go zabije. - Wyznał z mrocznym uśmiechem...