Życzę miłego czytania i zapraszam do komentowania, pytań i innych aktywności.
Rozdział 12
Chlast... Głośne uderzenie w twarz Harrego sprawiło, że jeden z jego policzków oblał się w całości czerwienią, za to z drugiego odpłynęła niemal cała krew, czyniąc go trupio bladym. Nie przestał się jednak uśmiechać. Co najdziwniejsze, z ucha po stronie, którą uderzyła, zaczęła lecieć krew. Potter przyłożył tam rękę i uzdrowił rozcięcie, zaraz też przywołał z ziemi, dziwny kolczyk, z kilkoma niewielkimi kryształami. Spojrzał na nią mniej przyjaźnie, ale bez słowa założył biżuterię na powrót w uchu i rzucił zaklęcia maskujące.
- Tylko nie zrób z tego bicia, posiłkowej tradycji, Hermiono. - Powiedział rozbrajającą.
Dziewczyna pochyliła się do niego i wyszeptała tak, by nie słyszał tego nikt z uczniów, którzy im się przyglądali. A szczerze powiedziawszy, przyglądali im się, teraz wszyscy uczniowie i większość nauczycieli.
- Powinnam na ciebie donieść, za to co wczoraj zrobiłeś. - Jej wściekła mina, mówiła, że brakuje jej tylko kawałeczka do prawdziwego wybuchu.
- Usiądziesz? - Zapytał wskazując jej miejsce. Zawahała się na chwilę, ale usiadła. - A co takiego zrobiłem? Wiesz dobrze, że mogłem poczekać pięć minut. Byłabyś wtedy naga pod prysznicem. Mogłem odrobinę bardziej wykorzystać pozycje, w jakiej się ustawiłaś. Mogłem zrobić wszystko, Hermiono, ale zapiąłem ci stanik, powiedziałem komplement na temat twojej pupę i okryłem szlafrokiem, żebyś nie zmarzła. Która z tych rzeczy, zasłużyła na ten policzek? Postaram się w przyszłości zachowywać bardziej z twoimi oczekiwaniami. -
Już w połowie wypowiedzi dziewczyna się rumieniła. Rozumiała, że technicznie miał racje, ale nadal czuła się zdradzona i wykorzystana.
- Mówiłeś o mnie jak o kawałku mięsa. - Powiedziała po chwili, nie patrząc na niego. - Poczułam się zdradzona i wykorzystana. To nie było miłe Harry. -
- Nie jestem już miłym gościem. Jestem dziki, robię to, co chcę. - Odpowiedział. Pochylił się do niej ponownie, tak jak w pociągu i jak zrozumiała interpretując swoje uczucia, tak samo jak na Grimmaud, przeraził ją. - Powiedz słowo, a zniknę z twojego życia. Mam jednak wrażenie, że tobie podoba się moja zmiana. Podnieca cię to, że jestem zły, nieokrzesany, że biorę, co chcę. - Mówił szeptem. - To dobrze, uwierz mi, że czułem to samo, gdy podjąłem decyzję o tej zmianie. Pierwsze złe odzywki, były po prostu żałosne. Mimo zmian wyglądu pierwsze dziewczyny, po prostu wyśmiewały mnie, bo nie wiedziałem jak całować, jak dotykać. Ale tego można się nauczyć, Hermiono. Można z tego czerpać olbrzymia przyjemność. - Mimo, że sprawiał, iż miała ochotę uciec, albo ponownie uderzyć go w twarz, to musiała przyznać mu rację. Pociągało ją to. Nawet, gdy tylko mówił, czuła ciepło w podbrzuszu. Czuła też złość, na wspomnienie innych dziewczyn. Czy ona właśnie jest zazdrosna?
Gdy zielonooki się odsunął poczuła prawdziwy zawód. Jego bliskość, mimo iż czasem przerażająca, podobała się jej. Miał cholerną rację, gdy jej to mówił.
***
- Chciałabym z panem porozmawiać, panie Potter. Proszę przyjść dziesięć minut wcześniej, przed naszą pierwszą lekcją, do mojej sali. - Powiedział McGonagall wręczając plany lekcyjne.
- Nie wybierałem Eliksirów. - Odpowiedział patrząc na swój plan. - Rozumiem, że profesor Sloughorn ma mniejsze wymagania niż profesor Snape? -
- Zgadza się, proszę sobie zamówić książki pocztą, a do tego czasu profesor da panu coś, z podręczników szkolnych. - Powiedziała zirytowanym głosem. - Czy słyszał pan, o co pytałam na początku? -
- Nie pytała pani. - Odpowiedział nie patrząc na nią, tylko przyglądając się planowi. - Stwierdziła pani fakt, albo wydała polecenie, nie było w nim pytania o potwierdzenie. -
- Kultura wymaga jednak odpowiedzi. - Zganiła go.
- Oraz szacunku wobec czasu wolnego innej osoby. - Odciął się. - Będę w sali transmutacji, ale proszę się nie spodziewać, że zawsze będę wypełniał polecenia bez mrugnięcia okiem. Tamten ja już nie istnieje. A teraz proszę mi wybaczyć, ale musze udać się na eliksiry. - Zakończył, po czym machnął różdżką, a jego ciało wzniosło się i ruszyło powoli w stronę drzwi, a potem lochów.
***
- Witaj, Harry, Hermiono. Wchodźcie, wchodźcie. - Powitał ich energicznie Sloughorn. - O Blaise, również kontynuujesz eliksiry? - Odwrócił się do ślizgona, gdy ten pojawił się z Malfoyem. Zabini pozbył się już blizn z twarzy, a jego oblicze ponownie wydawało się nieskazitelne.
- Potrzebuję podręcznika i składników. - Powiedział po chwili Harry. - Nie wiedziałem, że będę mógł kontynuować eliksiry. -
- Tak, tak, profesor McGonagall mnie uprzedziła, że ty i pan Weathelby nie jesteście gotowi. W tamtej szafce są podręczniki, a składniki możecie brać z mojej gabloty, aż nie dotrą do was własne. -
Ron ruszył po podręcznik, a Harry zawołał za nim.
- Weźmiesz mi też jeden? - Rudzielec popatrzył na niego z niechętną miną, ale skinął głową.
Tak przed Harrym wylądował najbrzydszy i najbardziej popisany podręcznik jaki widział. Szybko przekartkował go, ale nie było miejsca, w którym ktoś nie pisał. Próba odczytania kilku z dopisanych zdań, powiedziała zielonookiemu, że nie są to bazgroły, ale dopiski i poprawki do oficjalnych przepisów.
- Dzięki Ron. - Powiedział z autentycznym uśmiechem. - Dokładnie taki chciałem. - Przewertował podręcznik do końca, aż trafił na podpis. Książę Pół-Krwi. Ciekawe.
***
- A więc Harry, ta fiolka Felix Felicis trafia o ciebie, użyj jej mądrze. - Powiedział Sloughorn, gdy na koniec zajęć wręczał mu flakonik z złotym płynem.
- Tak zamierzam profesorze, tak zamierzam. - Powiedział i odsunął się na bok.
***
++
- Chciałeś o coś, zapytać Harry? - Spytał nauczyciel eliksirów, gdy okrył, że Potter czeka obok jego biurka, kiedy reszta uczniów już wyszła.
- Zna pan profesorze, kogoś o pseudonimie, Książę Pół-Krwi? - Zapytał bez owijania w bawełnę.
- Gdy jesteśmy sami, lub w klubie, możesz mi mówić po imieniu, Harry. - Zaproponował. - A odpowiadając na twoje pytanie. Szczerze powiedziawszy nie. Zamierzasz przyjąć taki tytuł? Ładnie by kontrastował z pewnym mało popularnym Lordem. - Zachichotał Horacy.
- W takim razie potrafisz poznać pismo tego ucznia? Domyślam się, po dacie podręcznika, że był twoim uczniem. Sądząc po geniuszu jego notatek, musiał się wyróżniać. - Powiedział kładąc podręcznik na biurku.
Sloughorn przejrzał, tylko kilka stron, gdy uśmiech wykwitnął na jego twarz.
- Teraz mnie nie dziwi, dlaczego miał takie wyniki. - Powiedział. - To podręcznik Severusa. Zawsze mówił mi, że przestrzega, tylko oryginalnych instrukcji, tyle, że bardzo dokładnie. Muszę z nim porozmawiać. -
- Proszę nie. Zamierzam zachować ten podręcznik, bo pewnie nauczy mnie niejednego. - Harry przywołał zaklęciem książkę. - A twierdziłeś, że informacje w twojej głowie to wątpliwe źródło. -
- No cóż, chciałem cię odrobinkę zniechęcić. - Powiedział niespeszony. - Zamierzam niedługo wydać małe przyjęcie, dla uczniów i byłbym zaszczycony gdybyś się pojawił. - Zapytał z nadzieją.
- Chętnie, ale mogę je zepsuć. Rozumiesz, muszę dbać o reputacje, a to idealna okazja do małego skandalu. - Ostrzegł.
- Zaryzykuję. Jak twoje relacje z przyjaciółmi? Panna Granger, wydaje się przyjazna, a przy tym ciągle cię bije. - Mówił z uśmiechem nauczyciel ruszając w stronę wyjścia. - Będąc, bardziej niż bym chciał doświadczony w tej materii, musze powiedzieć, że ona nie hamuje się ani odrobinę. Wkłada w to taką pasję. Zupełnie jak Lilii policzkująca Jamesa. Zaufaj mi, że taka pasja oznacza, że jesteś dla niej ważny. -
- Dziękuję, to miło wiedzieć, że kroczę dobrą drogą. - Odpowiedział z radością, że jego rodzice zachowywali się podobnie. Ciekawe, co robił jego tata, że zasłużył na policzek pełen pasji. - Poza tym ona świetnie całuje. - Dodał odlatują i śmiejąc się, z pantomimy zawału jaki udawał Sloughorn.
***
- Dziękuję, że pan przyszedł. - Powiedziała oficjalnie, McGonagall, gdy pojawił się w jej klasie. - Chciałabym porozmawiać, o pańskim nastawieniu. Nie ma pan tu wrogów. - Zaczęła, ale musiała przerwać, bo jej podopieczny uśmiechał się kpiąco. - Powiedziałam coś zabawnego? -
- Nie mam wrogów? - Zapytał retorycznie, bo nie czekając na odpowiedź podjął. - Dyrektor trzymający Syriusza pod Imperiusem przez rok. Dyrektor wmawiający mi, że Syriusz był obłąkany po Azkabanie i rzucający Imperio na Lupina, by mnie na ten temat okłamał. Dyrektor kłamiący na temat przepowiedni, wedle, której ja mam zabić Voldemorta, bo żaden z nas nie może żyć, gdy drugi przeżyje, ale jednocześnie zabraniający mi dostępu do informacji o metodach walki. Wie pani, że on twierdzi, że pokonam go miłością, że sam fakt tego, że potrafię kochać, zapewni mi bezpieczeństwo i zwycięstwo? -
- Wie pani, co ja myślę? - Powiedział po chwili, spokojniejszym głosem. - Że przepowiednia Dumbledora jest fałszywa, bo niby skąd jakaś nieokreślona moc, ma wiedzieć, kiedy nas zabić? Przepowiednia mówi, że żaden z nas nie może żyć, gdy drugi przeżyje. Więc jakim cudem teraz oboje żyjemy. Powinniśmy być oboje martwi, od momentu śmierci Syriusza, bo wtedy stałem się pełnoprawnym czarodziejem, wedle prawa. - Zamyślił się. - Bądźmy szczerzy, ta wersja przepowiedni to brednia. Podejrzewam, a pewności mieć nie będę, że w prawdziwej wersji są słowa, które mówią, że życie jednego, nie może istnieć bez drugiego. Dlatego Voldemort nie umarł. Co znaczy, że jestem owcą hodowaną na rzeź. - Poczekał, aż nauczycielka to przetrawi.
- Pogodziłem się z tym. - Kontynuował. - Tak, czy tak zamierzam zabić Voldemorta. Ale nie będę już słuchał nikogo poza sobą. Nikt nie narzuci mi swoich prawd, ani praw. Rozumie mnie pani? - Zakończył.
- Rozumiem i nie wiem, co powiedzieć. - Opowiedziała po dłuższej chwili.
- Nic. To moja decyzja, a teraz proszę mi dać jakiś bzdurny szlaban, albo odjąć punkty. - Stwierdził beznamiętnie.
- Dlaczego? - Zapytała.
- Bo zamierzam rzucić na panią Obliviate. Te informacje nie mogą dotrzeć o dyrektora. - Wyjaśnił.
- Gwarantuje, że nie zamierzam zdradzić tych informacji komukolwiek. - Powiedziała nauczycielka.
- To nie była prośba, pani profesor. - Dodał prostując się w krześle. - Ale mogę zrobić coś, co zrobiłem dla Hermiony. Założę blokadę na pani wspomnienia. Po pierwszej próbie ataku na pani umysł, wspomnienia powrócą. Założymy się o dobre wino, że do końca miesiąca, będzie pani pamiętała, o czym rozmawialiśmy? -
- Potter! - Zaczęła ostrzej. - Nie będziesz mi groził Obliviate. -
Jej różdżka wyleciała z pokrowca i wpadła do jego reki, jednocześnie nauczycielka poczuła zaklęcie paraliżujące.
- Teraz ja coś powiem. - Powiedział wznosząc się na krześle. - Zmieniłem się. Cholernie się zmieniłem. Od wakacji zrobiłem rzeczy, które zamroziłyby pani serce, ale to było konieczne. Voldemort musi być powstrzymany, nie podoba mi się, że prawdopodobnie przy tym zginę, ale nie powstrzyma mnie to. Zrobię wszystko co konieczne, by go powstrzymać. Łącznie z zaklęciami niewybaczalnymi. - Ponownie opadł na krzesło.
- Cofnę odrobinę zaklęcia, by mogła pani dać mi szlaban, a potem zajmiemy się modyfikowaniem tych wspomnień. W razie jakiegokolwiek słowa poza nałożeniem kary, skasuje pani głowę, będzie pani warzywem, a mi nic nie udowodnią, bo nie używam różdżki. Veritaserum także na mnie nie działa, bo proste zaklęcie bezróżdzkowe je zneutralizuje. Czy to jasne? Proszę pokiwać oczami. - Gdy dostał potwierdzenie, cofnął zaklęcie.
- Minus dwadzieścia punktów dla Gryfindoru, panie Potter, za niestosowne zachowanie i czary poza lekcjami. - Powiedziała smutnym głosem, a Harry wzniósł jej różdżkę.
- Tak, jak panu powiedziałam, wybraniec czy nie, Ja nie będę tolerowała łamania regulaminu szkolnego. Możesz być opryskliwy i robić, co uważasz, ale nadal spotka się to z taką samą reakcją, jak wobec każdego innego ucznia. - Kontynuowała nauczycielka już z większa pasją, gdy otworzyły się drzwi do Sali i zaczęli wchodzić uczniowie. - Proszę usiąść na miejscu i przemyśleć zachowanie, albo straci pan więcej punktów dla swojego domu. - Zakończyła.
***
Hermiona obserwowała Harrego przez cały dzień, zastanawiała się, jak porozmawiać, z nim o jego planach i jak przekazać mu, że dyrektor nie wszedł do jej głowy, bo ocalił ją Severus. Nie było jednak okazji, bo zielonookiego, albo otaczali ludzie, albo trwały lekcje.
Zabezpieczyła się przed czyszczeniem pamięci, sporządzając notatki i wysyłając je sową, tak by docierały do niej losowo, w ciągu następnego dnia.
Zaczęła się obrona, a wykład wstępny Snapa, zrobił na niej nie małe wrażenie. Od dawna wiadomym było, że były nauczyciel eliksirów ma ciągotę do czarnej magii, ale to było powiedziane z taka pasją, tak osobiste doświadczenie. Zupełnie jak Harry, gdy przemawiał do nich na AD.
- Potter skoro masz tak rozległą wiedzę, że możesz sobie czytać, zamiast uważać. Może odpowiesz na pytanie Finingana. - Warknął nauczyciel.
- Duch, to projekcja duszy zmarłego posiadająca część jego wspomnień, oraz osobowości. Inferius to ożywione zwłoki. Nie do pokonania większością klątw, ale działa na nie ogień i światło, co czyni je praktycznie bezużytecznymi, poza jakimś zasadzkami, czy rolą strażników. - Odpowiedział Harry nie odrywając wzroku, od książki.
- Brawo, w końcu się czegoś nauczyłeś. - Powiedział Snape. - Dziesięć punktów dla Gryfinoru. - Dodał, z grymasem na twarzy, ale z mniejsza niechęcią niż zazwyczaj.
- Mamy przecież tak dobre książki, że nawet taki ignorant jak ja, czasem po nie sięga. - Głos Harrego, aż kipiał od sarkastycznego tonu. - Choćby ten podręcznik do eliksirów, zawierający bazgroły jakiegoś poprzedniego ucznia. Fascynująca lektura. -
Ku zaskoczeniu Hermiony, Harry rozparł się wygodnie wyciągając podręcznik w stronę profesora. Ten podszedł powoli, jakby się wahał. Odebrał podręcznik przekartkował go i zajrzał na ostatnia stronę.
- To kopia. - Stwierdził.
- Oczywiście, oryginał jest zbyt cenny, by używać go, na codzień. - Powiedział uśmiechnięty Potter. - Zechciałby pan może dodać jakieś komentarze, do tej kopii? Ostrzeżenia lub zmiany, wydaje się dość stary i pomyślałem, że może nauczyciel obrony, zechce mnie ostrzec, przed niektórą wiedzą, gdyby miała być niebezpieczna. -
- Skoro możesz się pozbyć tej kopii, chętnie przejrzę. Polecam jednak nie dzielić się nim z innymi, cześć rzeczy jak widzę, nie jest dla dzieci. - Powiedział nauczyciel z lekkim szacunkiem.
To najwyraźniej przelało czarę u Rona.
- Dlaczego zostawia pan w takim razie, w rękach Harrego podręcznik, który jest niebezpieczny? - Zapytał głośno.
- Najwyraźniej, nie uważam go za dziecko, w przeciwieństwie do pana, panie Weasley. A jeśli odezwie się, pan jeszcze raz w podobnym stylu, dam panu szlaban. - Odpowiedział nauczyciel, swoim normalnym tonem.
- Pan Potter ma przed sobą specyficzne zadanie, z tego powodu musi opanować rzeczy, które was przerastają tak bardzo, że prawdopodobnie nie opanujecie ich do śmierci. - Tłumaczył chodząc po klasie. - Ilu z was potrafi wyczarować cielesnego patronusa? - Zapytał, a ku jego zdziwieniu zrobiło to kilka osób, w tym dumny z siebie Ron.
- A ilu z was opanowało to w wieku trzynastu lat? Ilu z was nauczył tego chłopak, który nie powinien mieć o tym pojęcia. Kto potrafi rzucić dwa zaklęcia na raz? - Tym razem nikt nie podniósł ręki, a Snape mówił coraz głośniej rozglądając się po klasie i zamiatając swoja peleryną. - Kto z was potrafi uwolnić się z Imperio, kto zna ból Crucio? Nikt? -
- Tak myślałem. Dlatego właśnie panie Weasley, pan Potter może uczyć się rzeczy, które dla was będą niedostępne. - Uśmiechną się podle. - Panie Weasley chyba czas, by pan i panu podobni zrozumieli, czym jest czarna magia, wobec której próbuję nauczyć was obrony. Zapraszam na środek, każdego kto odważy się podjąć wyzwanie. -
Zapanowała cisza, ale po dłuższej chwili podniosła się ręka Harrego.
- A kto będzie przeciwnikiem? - Spytał poważnie.
- Czy to nie oczywiste? Pan, panie Potter. - Snape uśmiechał się niemiło.
- Nie mając wyjścia i nie chcąc wyjść na tchórza, muszę stanąć do walki. Ciekawy sposób, żeby zebrać o mnie informacje. - Powiedział unosząc swoje ciało. - Ciekawe ile z pana słów było szczerych? -
- Przekonamy się. - Powiedział nauczyciel, gdy Harry zajął już miejsce na środku sali. - Nie ma chętnych? Może pan Malfoy? - Zaproponował patrząc na blondyna.
Draco wstał wolno, niezadowolony z wytypowania i ruszył by zająć miejsce naprzeciw kruczowłosego.
- Zasady? - Spytał Harry.
- Bez niewybaczalnych. - Odpowiedział Snape, z którego twarzy nie schodził ironiczny uśmiech. - Ukłońcie się sobie. Zaczynacie na trzy. - Polecił.
Potter skłonił się, czekając, aż Draco zrobił to samo. Zanim jednak profesor zaczął odliczać, Harry wzniósł różdżkę i nadal będąc w skłonie zaatakował.
Blondyn przeleciał kilka metrów rozbijając się na ławce Seamusa i Deana. Nie był to jednak koniec, bo Potter rzucił następne dwa zaklęcia. Jedno podpaliło na ślizgonie szatę, a drugie ponownie poderwało go w powietrze i rzuciło tym razem na ścianę. Dociskając do niej tak, jak wcześniej Blaisa, w przedziale Sloughorna.
Hermiona dostrzegła czerwony błysk przy jego uchu, a Harry błyskawicznie odwrócił sie, zablokował zaklęcie drętwoty, rzucone przez nauczyciela i zaatakował transmutując biurko w coś, na kształt byka, który zaszarżował, na nowego przeciwnika.
- Myślę, że wystarczy. - Usłyszeli głos Snapa. Nauczyciel rozproszył czar rzucony na biurko, więc sam Harry machną różdżką, z której wyleciał strumień wody, gasząc szaty Malfoya. Zaraz też siła trzymająca blondyna pod ścianą puściła, bo zwalił się na podłogę.
- Crabe, Goyle, zabierzcie Draco do skrzydła szpitalnego. - Polecił opiekun ślizgonów. - Aha. Minus dziesięć punktów, panie Potter, za spowodowanie poważnych obrażeń u innego ucznia. Proszę usiąść. - Powiedział, odwracając się do klasy.
- Czy ktoś powie mi, co tu było, nie tak? - Zapytał nauczyciel, gdy trójka ślizgonów, była już poza salą.
Nikt z uczniów nie odpowiedział, trwała pełna napięcia cisza, podczas której gryfoni i ślizgoni zgodnie zerkali na Pottera.
- Zaatakował za szybko, nieuczciwie. - Powiedział w końcu Ron.
- Źle. - Odciął natychmiast nauczyciel. - Błędem było to, że zgodził się na pojedynek. Reszta była wzorcowym pokazem walki z czarnym magiem. Natychmiastowe zwycięstwo i walka z następnym przeciwnikiem. Nie było tu miejsca na finezję, czy półśrodki. Dlatego gryfindor dostaje czterdzieści punktów, za choć jedną osobę w Hogwarcie, która rozumie co czeka was poza murami. -
W klasie trwała całkowita cisza, po części spowodowana tym, co ich nauczyciel powiedział o wojnie poza murami, a po części tym, że przyznał punkty gryfonom.
- Taka postawa nie zmieni mojego nastawienia, profesorze. - Powiedział nagle Harry, akcentując ostatnie słowo.
- Dobrze. Widzę w tobie więcej twojego ojca i wierz mi, pierwszy raz uznaję to za plus. - Odpowiedział Snape, a do klasy dodał. - Na następne zajęcie chcę od was stopę pergaminu, na temat walki z kilkoma czarnoksiężnikami. Możecie się rozejść, na dziś starczy -
***
++
- Widziałaś Harrego? - Spytała Hermiona, w wspólnej sali, ale pytanie najwyraźniej nie należało do najprzyjemniejszych dla Ginny. - Dalej się złościsz? - Dodała widząc minę dziewczyny.
- Twój Harry, przed pół godziny zabrał gdzieś Romildę i ciągnąc ją za rękę rozchichotaną, zniknęli poza pokój wspólny. - Wyjaśniła nieprzyjemnym tonem. - Ron chciał z tobą pomówić, ale chyba poszedł do dormitorium. - Dodała otwierając wydanie proroka wieczornego i chowając się za nim.
Starsza gryfonka stwierdziła, że sprawę z Ginny można zostawić. Najwyraźniej Weasley potrzebowała więcej czasu. Wchodząc po schodach zastanawiała się, o co może chodzić Ronowi, bo widzieli się na kolacji, gdzie Hermiona bezskutecznie wypatrywała Harrego, ale rozmawiała też z innymi, na temat dnia. Czyli głównie o pokazowej walce na obronie. Po lekcji Harry jakby specjalnie ociągał się, a potem mieli inne zajęcia i zniknął jej. Nie pojawił się też na kolacji, a teraz zniknął z tą Romildą. Ciekawiło ją co planuje Potter, ale też, czego może chcieć Ron.
- Jestem, chciałeś podobno ze mną rozmawiać. - Powiedział wchodząc do dormitorium chłopaków, z jej roku.
- Patrz. - Powiedział, rzucając jej pergamin. Jak się okazało, była to Mapa Huncwotów. - Nie ma go. Niby nie może chodzić, a zniknął z zamku. - Stwierdził, po czym wrócił do przekopywania kufra Harrego.
- Co ty robisz? - Krzyknęła Hermiona.
- Szukam informacji. Rozmawiałem z dyrektorem, który boi się, że Harry został opętany, przez Sama-wiesz-kogo. Lekcja Snapa tylko go w tym utwierdziła. Dyrektor twierdzi, że nie jest możliwym tak wielki przeskok w umiejętnościach, w tak krótkim czasie. - Wyjaśniał, jakby szpiegowanie najlepszego przyjaciela było czymś normalnym.
- Ron, ty chyba nie mówisz poważnie. Dyrektor chciał włamać się do mojej głowy, by wyciągnąć informacje. Nie zapytał nawet o nie, tylko od razu wszedł do mojej głowy. Tak nie robi ktoś, kto się martwi o inną osobę. - Próbowała mu przemówić do rozumu, ale nic to nie dało.
- Czułem, że wybierzesz jego. - Odpowiedział, a ona pomyślała, że może Weasley jest pod Imperio.
- Nikogo nie wybieram, ciebie też bym nie szpiegowała. - Powiedziała, by przekonać go do swojego pomysłu.
- Jasne, ale jak nie zamierzasz pilnować mapy, to oddaj, muszę wiedzieć, kiedy będzie się zbliżał. -
Hermiona prychnęła i spojrzała na mapę. Faktycznie nie znalazła Harrego, ale to nie musiało znaczyć, że jest poza szkołą. Mógł być, w Pokoju Życzeń, albo Komnacie Tajemnic, a sądząc po tym, że zabrał Romildę pewnie są w Pokoju, bo po co miałby ją zabierać do Komnaty. Pora sprawdzić, co on robił z tą dziewczyną. Ruszyła do wyjścia, zabierając mimo protestów Rona mapę.
***
++
Całą drogę na siódme piętro starała się intensywnie wymyślić, co też Harry miał do powiedzenia Pannie Vane i usilnie nie dopuszczała do siebie myśli, że chodzi o coś innego.
Gdy weszła na właściwy korytarz, odkryła, że drzwi do pokoju są na miejscu, a powinny być niewidoczne.
Ostrożnie chwyciła za klamkę i otworzyła je.
Pokój, który jej się ukazał, był luksusowo urządzonym salonem, z wielką kanapą, barkiem na kółkach i kominkiem. Okna pokazywały wspaniały widok na góry. Ściany i podłoga z ciemnego drewna, uzupełniane meblami z czarnego drewna, polerowanego na wysoki połysk i okutego patynowanym złotem tworzyły w jej głowie obraz domku w górach.
Już miała zrobić krok na przód, gdy z kanapy usłyszała przeciągły jęk Romildy. Zadziałała instynktownie dobywając różdżkę i ruszając do przodu.
Po kilku krokach była w stanie zajrzeć na kanapę, gdzie rozebrany do pasa leżał Harry i znacznie bardziej rozebrana Romilda.
Dziewczyna miała na sobie, tylko czarne majtki z błyszczącego materiału. Jedna z rąk Harrego dociskała ją do siebie w dość zaborczy sposób, a druga wędrowała po pośladkach młodej gryfonki.
Hermiona stała jak sparaliżowana, patrząc jak Zielonooki całuje szyję Romildy, a ta wygina szyję i ponownie jęczy, bynajmniej nie z bólu, jak założyła pierwotnie. Już chciała uciec, kiedy dziewczyna otworzyła oczy, pisnęła i porwała zza głowy Harrego poduszkę, siadając i zasłaniając nią swoje piersi.
- Hermiono chcesz dołączyć, czy wolisz popatrzeć? - Spytał rozbawionym głosem Potter, a ona oblała się rumieńcem. Szybko jednak jej twarz przybrała wściekły wyraz.
- Czy ty... Co zami... - Zaczęła, ale nie wiedziała jak zacząć wyrażać to co czuła. W końcu wzięła głęboki oddech i spytała. - Naprawdę? Ona? -
- No cóż, była pod ręką, a nie chciało mi się szukać nikogo innego. - Odpowiedział beztrosko.
- Ejj, ja tu jestem. - Powiedziała z oburzeniem Romilda.
- Jesteś, ale powiedziałem ci uczciwie, że nie zależy mi na niczym więcej, niż na zabawie. Ty za to możesz się chwalić, że wybraniec się z Toba zabawia, jakkolwiek sobie to nazwiesz. Pamiętaj, że trwa do tego czasu, aż robisz co każę, albo mi się nie znudzisz, więc dla twojego dobra, radzę wybrać kłamstwo, które da ci możliwość ucieczki. Nie dbam o swoją reputację, więc możesz powiedzieć cokolwiek. - Odwrócił ponownie twarz do Hermiony i podczas gdy Vane zrobiła nie do końca udaną zranioną dumę, dodał. - Więc jak? Dołączasz, patrzysz, czy wychodzisz? -
- Wychodzę. - Powiedziała krótko i ruszyła do drzwi. Nie wiedziała czemu, ale gdy usłyszała rozchichotany pisk dziewczyny, poczuła pieczenie w oczach, a na korytarzu z jej twarzy pociekły autentyczne łzy.
CZYTASZ
Mr. Harry Potter is a D.I.C.K
Fanfiction"Zaklęcie monitorujące ustawione przez madame Pomfrey zawyło i szybko ucichło, jednoznacznie potwierdzając zgon. Potter puścił sztylet i podniósł ręce w geście poddania się. - Naprawdę chciałem być tym, który go zabije. - Wyznał z mrocznym uśmiechem...