Na twarzy maluje sobie uroczy substytut szczęścia.
Przez cały tydzień nie zamykał się w ciemnym pokoju, nie zostawał wyłącznie sam ze sobą i swoimi myślami.
Tego dnia uśmiechał się do słońca jak do najlepszego przyjaciela i wesoło spacerował po sklepowych alejkach. Minęło już trochę czasu, odkąd wybrał się na spontaniczne zakupy, tchnięty jakimś kaprysem i dziką chęcią wydania kilku wonów na rzeczy, które nie są mu szczególnie potrzebne.
Pragnął kupić coś, co zamaskuje jego podejrzaną bladość i zmęczenie. I co sprawi, że poczuje się lepiej.— W czym mogę pomóc? — usłyszał za sobą przyjazny głos ekspedientki. Westchnął. Zazwyczaj pracownice tego typu niewielkich butików nie narzucały klientom swojej obecności. Za to ta kobieta albo była tutaj nowa... albo liczyła na to, że on, idol, poświęci jej odrobinę uwagi.
Nabrał powietrza do płuc i uśmiechnął się najdelikatniej i najprzyjaźniej, jak tylko potrafił.
— Potrzebuję jakiejś marynarki na lato... — spojrzał na siebie w lustrze — może w jakimś pastelowym odcieniu...?
Kobieta kiwała głową tak ochoczo, jakby od tego zależało jej życie.
— Oczywiście, oczywiście! Co pan powie na pudrowy róż? — podsunęła mu delikatny materiał, który natychmiast od niej odebrał, muskając jej dłoń opuszkami palców. Uniósł lekko prawy kącik ust, z satysfakcją przyglądając się, jak na twarz kobiety wpływa delikatny rumieniec.
A więc jej się podobał...! Nie stracił typowego dla siebie uroku, który przyciągał do niego kobiety; dotychczas był przekonany, że zniknął wraz z jego pewnością siebie.
— Nie będę w tym wyglądał jak nieboszczyk? — przyłożył marynarkę do ciała.
— Pan, jak nieboszczyk? Ależ skądże! — ekspedientka zaprzeczyła z całą mocą.
— Hm, jakoś nie widzi mi się ten różowy. Może słomkowo żółty? — zaproponował, szukając wzrokiem odpowiedniego odcienia.
— Jak pan sobie życzy — podała mu garnitur w tym kolorze, ukrywając swoje niezadowolenie. Ale on i tak je zauważył.
— Uważa pani, że nie będę w tym dobrze wyglądał? — postanowił się z nią odrobinę podroczyć.
— Ależ skądże, na pewno będzie panu pasować... z nieco jaskrawszą koszulą.
Mógł się tego spodziewać. Niezależnie od tego, kim jest, wciąż należy do jej klienteli i jej zadaniem jest wcisnąć mu jak najwięcej rzeczy.
Normalnie zbyłby ją kilkoma słowami i sam wybierałby stroje, ale tego dnia stwierdził, że dlaczego miałby nie posłuchać czyjejś sugestii... raz na jakiś czas można się poświęcić. Szczególnie, kiedy człowiek za wszelką cenę stara się nie myśleć o niczym szczególnym.
Przebierał się i przyglądał się swoim kolejnym odsłonom w ogromnym lustrze. I pozwalał, by tamta kobieta decydowała za niego.Czuł się jak dziecko wybierające się na zakupy z mamą, ciche i posłuszne jej wyborom. Niecodziennie, ale dość przyjemnie.
— Wezmę ten zestaw — oznajmił po godzinie, stwierdziwszy uprzednio, że wystarczy siedzenia w jednym sklepie. Pożegnał się i posyłając ekspedientce całusa, ruszył przed siebie.
„Udawanie szczęścia też jest całkiem niezłe" — pomyślał.
Tylko po to, by po chwili pomylić go z tym prawdziwym.
— Ahjumma! — wykrzyknął, po czym mocniej ściskając torby z zakupami, podbiegł do małego, ulicznego stoiska z ddeokbokki, oblizując usta na widok smacznego jedzenia.
— Aigoo! — starsza pani dotknęła swoich policzków, wyraźnie zaskoczona wizytą mężczyzny. — Chłopcze, gdzieś ty się podziewał! Ile to już lat minęło, odkąd byłeś tu ostatnio? — zastanawiała się, gestem nakazując, by usiadł.
— Co najmniej pięć, ahjumma.
Kobiecina uśmiechnęła się delikatnie.
— Wciąż mówisz do mnie ahjumma, a ja spokojnie mogłabym być twoją babcią, dzieciaku — pogroziła mu palcem, śmiejąc się pod nosem i podając mu porcję jedzenia. — Wciąż nie jesz gorących rzeczy, prawda?
Kiwnął głową, wpatrując się w starszą panią z podziwem. Pomimo upływu lat, wciąż o tym pamiętała...
— Nieprawda! Jak tak piękna i młoda kobieta miałaby być w takim wieku, żeby być moją babcią? — prawił jej komplementy, nawet tego nie zauważając.
Rozejrzał się dookoła; okolica nie zmieniła się ani trochę, odkąd przyszedł tu po raz pierwszy, tuż po przesłuchaniu do SM... każdy jej metr był wypełniony wspomnieniami... Znów wydawało mu się, że ma kilkanaście lat i jest tym samym zadziornym, radosnym Heechulem, co wtedy...
— Nie gadaj głupot, mnie nie nabierzesz na takie gadki, ja wiem, jakie z ciebie jest ziółko, widziałam cię kilka razy w telewizji — starsza pani żartowała sobie z niego w najlepsze, ciesząc się z ponownego spotkania.
— Przyłapałaś mnie, ahjumma... — zrobił smutną minę — i co teraz?
— Dzieciaku... — uśmiechnęła się — zjesz jeszcze jedną porcję mojego ddeokbokki, bo widzę, żeś jakiś taki mizerny... jesteś chory?
Zmartwienie w jej głosie sprawiło, że w sercu mężczyzny coś drgnęło.
Ale co miał jej odpowiedzieć? Że sam nie wie, jaki jest powód tego wszystkiego?
— Nie, z moim zdrowiem wszystko w porządku. Tylko tak jakoś... chyba jestem zmęczony.
— No jak to? — nie dowierzała. — Ludzie mówią, że ostatnio jak odbywasz tę służbę publiczną, to masz mniej zajęć...
Wzruszył ramionami.
— Może ty się zwyczajnie nudzisz? Powiedz mi dzieciaku, masz ty kogoś?
Nie od razu zrozumiał, co kobieta miała na myśli i początkowo chciał powiedzieć, że oczywiście ma wielu przyjaciół, z którymi spędza czas, ale kiedy pojął sens jej słów nie mógł zrobić nic innego, jak tylko zaprzeczyć.
— Aj, dzieciaku, baby ci trzeba, swoje lata już masz... dzieciaki mojego najmłodszego syna są w przedszkolu, a ty wciąż się obijasz... — mimo, iż ahjumma podtrzymywała radosny ton i uśmiechała się pogodnie, on nie mógł odebrać tego jako przyjazny, nic nie znaczący przytyk.
Skrzywił się, ale nie chcąc zniszczyć tej atmosfery, mruknął coś niewyraźnie pod nosem i dokończył jedzenie. Myślał, że gdy tutaj przyjdzie, tego typu komentarze nie będą miały miejsca, nawet w żartach. I pomylił się, po raz kolejny.
CZYTASZ
Płaczący mężczyzna
Fanfiction"Każdy odchodzi. Każdy w końcu zostawia go samego. I to była wyłącznie jego wina. Wina jego trudnego charakteru. Charakteru, nad którym pracował już od wielu lat, a który wciąż był nie taki, jak trzeba. I właśnie dlatego wszyscy go zostawiali. N...