7.

66 8 1
                                    


... że obserwuje go, gdy ten nie patrzy.



Kyuhyun kątem oka obserwował skradającego się hyunga, który najwyraźniej nie chciał być zauważony, czego Kyu zupełnie nie pojmował. Jego oczom nie umknął również fakt, iż Hee trzymał coś w rękach i to coś wyglądało zupełnie jak pudełka z jedzeniem.
Maknae zatarł ręce, chichocząc pod nosem. Powinien to wszystko zjeść sam, zanim ktokolwiek się o tym dowie?
Odczekał moment i tuż po tym, jak jego starszy kolega zamknął za sobą drzwi, czym prędzej pomknął do kuchni i jednym, szybkim ruchem otworzył lodówkę.
— Czeka mnie uczta — jego oczy stały się ogromne, a wypełniony jeszcze przed momentem przekąskami żołądek, nagle zupełnie pusty.
Nie zastanawiając się zbyt długo, wyciągnął pierwsze pudełko. Już miał je otworzyć, kiedy zauważył przyklejoną do niego karteczkę.
„Ani mi się waż, Cho!"
Westchnął. Dlaczego go to spotyka...?
Sięgnął po drugie pudełko, w nadziei, że niczego tam nie znajdzie i będzie mógł się wykręcić krótkim „ale tam nie było napisane, że nie mogę"...
„Zjedz choć odrobinę, a zginiesz!"
Kyuhyun zmarszczył brwi. Czy to takie oczywiste, że będzie tego próbował?
Wciąż się nie poddając, sięgnął po ostatnie, największe pudełko. I po raz kolejny na wierzchu znalazła się karteczka.
„Głupi maknae."
Tego było za wiele. Nie dość, że zabrania mu się jedzenia, to jeszcze się obraża. On tego tak nie zostawi. Bogłodny Kyu to wrednyKyu.

— Heechul, co to ma znaczyć? — Cho wszedł do pokoju hyunga bez pukania, rozglądając się dookoła w poszukiwaniu znajomej sylwetki. Dostrzegł go, leżącego na łóżku, z ulubioną manhwą w ręce i kotem na brzuchu.
— Coś nie tak, człowieku bez manier? — starszy mężczyzna nie zaszczycił go nawet spojrzeniem — Czyżbyś próbował zjeść nie swoją własność?
— W takim razie czyje to jest?
— Na pewno nie twoje.
— Ej, no! — Kyuhyun podszedł bliżej i nie myśląc nad konsekwencjami swoich działań, wyrwał komiks z rąk Heechula.
— Oddaj mi to — usłyszał jego opanowany głos — albo nie, wszystko mi jedno — Hee zmienił po chwili zdanie i przewrócił się na bok. — Idź już, jestem zmęczony. Jedz sobie co chcesz, nie moja sprawa.
— Hyung...? — Kyu zamarł z książką w uniesionej ręce — nie wkurzasz się? Jesteś chory czy co?
— Spieprzaj — odpowiedział mu cichy, pozbawiony emocji głos, stłumiony przez poduszkę.
— Nie — nie zgodził się młodszy, pochylając się nad Heechulem — nie zamierzam nigdzie sobie iść.
— Rób, co chcesz, wisi mi to.
Obojętność trzydziestolatka zbiła z tropu młodszego mężczyznę. Nie tak zachowywał się na co dzień Kim Heechul. Tamten był nieco bardziej... żywiołowy. Troszkę bardziej niespokojny, jak rzeka, która zerwała tamę. Ten człowiek, który leżał odwrócony do niego plecami, skulony jak embrion, był zbyt opanowany jak na swoje standardy. To było dziwne, ale Kyuhyun miał wrażenie, że jest mu to zachowanie dziwnie znajome...
Nie zmieniało to jednak faktu, że nie miał pojęcia, jak powinien się zachować.
— Hyung... zagrasz ze mną w coś?
— Kij ci w oko. Nie potrzebujesz mnie — mruknął w odpowiedzi.
— Do gry?
Nie otrzymał odpowiedzi.
— Głupi hyung — Kyuhyun wyszedł, kręcąc głową.
— Wiem... — wyszeptał Hee, gdy Kyu znalazł się za drzwiami.



Mężczyzna, który ma dość bezczynności.



Najgorzej mu było z myślą, że nie ma powodów do złego nastroju. A już na pewno nie do aż tak złego. I czuł się z tym tak głupio, że niezwykle trudne stawały się jego spotkania z ludźmi, który byli świadkami jego zachowań. Widział w ich oczach różne rzeczy — od zupełnej dezorientacji aż po troskę. I nie wiedział, co ma z tym zainteresowaniem wokół niego samego zrobić. Zdążył się już od tego odzwyczaić. Od tego, że ciągle jest w centrum czyjejś uwagi.
Odnosił także wrażenie, że to nie jemu powinno się teraz poświęcać czas. A na pewno nie powinni tego robić jego przyjaciele z zespołu, którzy nagle, nie wiedzieć czemu, zwalili mu się na głowę, oczekując jakiejkolwiek interakcji z jego strony.
A przecież z nich wszystkich to nie on potrzebował tego wsparcia najbardziej. Nie on. Tylko Kangin, który wciąż nie może się oswoić z nową sytuacją i Leeteuk, który z dnia na dzień chodził coraz bardziej pochmurny. To im należała się uwaga.
— Manager hyung? Na ten twój ślub... tak, na ten, na którym mam być MC, a bierzesz jeszcze jakieś inne śluby...? No właśnie... wezmę ze sobą Kangina, dobra? Jak to nie wiesz, czy będzie mógł, będzie, mówił, że jest wtedy wolny... no, to w porządku. Do zobaczenia za parę dni.
Heechul potarł twarz dłońmi. To był prawdopodobnie dobry pomysł. Będą mieli okazję, żeby zjeść coś dobrego i pogadać, jak kiedyś. Może to Youngwoona otworzy. Może będzie mógł mu pomóc i przy okazji pomoże samemu sobie.
Został jeszcze Jungsu... lider był ostatnio tak zabiegany, że niełatwo było gdziekolwiek go dorwać. Jeśli nie był w pracy, to... na siłowni. A siłownia to ostatnie miejsce, w którym Hee chciałby się kiedykolwiek znaleźć.
„Hyung, znajdź dla mnie czas niedługo."
„Coś się stało, Heechul-ah? Dzisiaj powinienem być wolny po 22. Chcesz gdzieś wyjść czy zostajemy w mieszkaniu?"
Heechul przez moment rozważał obie opcje.
„Będę u siebie."
Postanowił, że rozwiązywanie własnych problemów zacznie od rozmowy. I być może od pomagania. Bo nie mógł zająć się sobą, kiedy wiedział, że trzeba zająć się przyjaciółmi. Bo jeśli on teraz pomoże im, to potem oni pomogą jemu. Na pewno. Bo przyjaźń to nie byle co. Przynajmniej dla niego.



Płaczący mężczyznaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz