3. Samotność

242 27 2
                                    

   Sofia

    Następną noc postanowiłam spędzić na pokładzie zastanawiając się jak to będzie kiedy ożyję. Bałam się samotności, a zostanę sama jak palec próbując znaleźć sobie miejsce na świecie. Nie będę mogła zostać na wycieczkowcu, gdyż byłoby to niestosowne i w sumie za długo  na nim mieszkałam. Teoretycznie bezprawnie.

    Podejrzewam, że siedziałam na zewnątrz, sama do ranka. Nie ja jedna. Około północy przysiadł się na tej samej ławce jakiś staruszek wzdychając. Patrzył nieprzytomnie w przestrzeń i raz po raz klepał miejsce koło siebie. Przypominał mi dziewczynę sprzedającą przed laty na landzie, gdzie mieszkałam, zapałki. Ojciec przewidział jej straszną przyszłość, dlatego też postanowiłam zaprzyjaźnić się z nią, aby wywiedzieć się z jakiego powodu zarabia w ten sposób. Z początku nieufna, zagubiona pod wpływem mojej obecności otworzyła się, tym bardziej kiedy w pobliżu zjawiał się jakiś wysoki, patykowaty chłopak o wyglądzie chochlika. Jako że miałam problemy ze znalezieniem przyjaciółek, spróbowałam ją przekonać do siebie. Przychodziłam codziennie, kupowałam kilka zapałek, rozmawiałam i razem kłóciłyśmy się z chochlikiem. W ten sposób dowiedziałam się że jest sierotą, która musiała znaleźć jakąś pracę, by dyrektor chciał ją utrzymywać. Wiele razy powtarzała, iż to jeszcze jeden rok i będzie pełnoletnia, ucieknie tamtemu, przystojnemu (czego nie chciała przyznać) chłopcu i będzie szczęśliwa. Najzabawniejsze było jej imię - Zofia oraz szkodnik jak nazywała swojego cienia- chochlika. Nigdy nie powiedziała jak mu na imię.

   Pewnego razu, w zimę zostałam zatrzymana przez babcię, która cieszyła się z wyjazdu na wiosnę. Niecierpliwie przybierałam nogami, spoglądałam w okno, gotowałam się w ciepłym kożuszku i miętoliłam paczuszkę dla Zofii. Bałam się że w takim zimnie stoi gdzieś czekając na klienta gotowego kupić od niej zapałki po kilka groszy sztuka. Jednak babcia gadała, gadała. Zniecierpliwiona rzuciłam mimochodem, że na stole są ciasteczka, które sama ugotowałam, wiedziałam aż za dobrze co nastąpi potem - poczłapała skosztować. Po części czułam wyrzuty sumienia z takiego przekrętu, ale bałam się o swoją jedyną przyjaciółkę. Wybiegłam na łeb na szyję na podwórko. Służąca krzyknęła, bym wracała, bo robi się coraz zimniej i ciemnej.

  Biegałam po znajomych ulicach, gdzie się spotykałyśmy, ale nigdzie jej nie widziałam. W końcu - wiedziałam, że dzień bez wpadnięcia na kogoś jest po prostu świętem - wpadłam na jakiegoś chudzielca. Ze zdziwieniem zauważyłam, iż to chochlik, błędnym wzrokiem rozglądał się wokoło. Miał na sobie kurtkę z lepszego materiału niż sukienki Zosi. Rozdziawiłam buzię zauważywszy jego herb, błyskawicznie przyjrzałam się jego twarzy. No tak!

- Czerwiec - jęknęłam.

- Co? - kasztanowo włosy spojrzał na mnie marszcząc brwi - A tak, mnie też miło.

- Czemu ty ją prześladujesz? - warknęłam również się rozglądając - Mało narobiłeś? - podniósł moją paczuszkę otrzepując czuprynę. - Gdzie ona jest? - zabrałam prezent z jego rąk.

- Wiesz co to końskie zaloty? - zapytał z błyskiem w oku. - Chłopak denerwuje dziewczynę, by zwrócić jej uwagę na siebie. Uwierz mi Zofia to uparta dziewuch, która nie zauważa moich prób i do tego bije! - rozmasował ramię. Poniekąd to także moja wina, ale nikt mu nie kazał stać za nami kiedy majstrowałyśmy przy starej szopie, a że trafiła go jedna z łat, to nie moja wina - Niestety podoba mi się ta wariatka - pochylił się z uroczym uśmiechem - będę tylko musiał rozbroić ją szybciej niż ona mnie. To istna bomba.

- Chciałeś powiedzieć diament - sprostowałam. Spojrzał wtedy na mnie po raz pierwszy jak na idiotkę.

- Ty też nie masz czym się pochwalić.

Miłość i SofiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz