7. Przytulanie wroga?

167 17 0
                                    

      Miłość

        Wszystko jestem w stanie zrozumieć, ale na pewno nie to. Mogłabym nawet wybaczyć jeśli byłoby trzeba. Właśnie "mogłabym", jednak żebym to zrobiła muszę w pierw zrozumieć i tak ciągnie się to w kółko. Wybaczyć... zrozumieć... zrozumieć... wybaczyć...

   Może to przez ten przeklęty statek, który pojawił się na horyzoncie o brzasku? Myślę, że to właśnie to. No, bo gdyby się nie przypałętał nie zaczęłaby się ta cała szarpanina, pod tytułem: "kto wykona dwa razy szybciej swoje zadanie", a wszystko po to, aby zostać nowym lizusem kapitana. W tle pozostaje oczywiście łup, ten który będzie skuteczniejszy dostanie więcej.

Pozostaje jedno pytanie: czy ci piraci są na tyle głupi? Przecież w każdej książce jaką czytałam była wymieniona zasada ciężkości. Czyli ile uniesiesz tyle weźmiesz, ale widocznie się mylę skoro doszło do całowania ziemi, po której stąpa Tom. Nawet, gdy oznajmił, że mam prawo chodzić po całym statku (lecz nie wolno mnie dotykać), oni zachowywali się dziwnie, na przykład przytakiwali, bili brawo czy wiwatowali. Mimo to w ich oczach była oraz jest wyraźną niechęć do obcej. Nie buntowali się jedynie, dlatego że ogłosił to właśnie kapitan - ich chodzący szanowany człowiek, zmora morza.

  W związku z tym wolałam siedzieć w otrzymanej kajucie i w samotności znosić mdłości przez nieustanne bujanie się statku. W końcu jednak znudziło mi się czekanie na cokolwiek (mogło to być również zesztywnienie nóg oraz pupy) więc ciężko ze strudzonym westchnieniem wstałam. Przyciskając dłoń do ust powoli ruszyłam w stronę drzwi trzymając się blisko ściany.
Postanowiłam zdecydowanie otworzyć drzwi, by piraci poustawiani na korytarzu widzieli jak pewnie działam. Z rozmachem otworzyłam drzwi i naparłam na nie kiedy stawiły opór. Nawet z wątłymi mięśniami zdołałam powiększyć otwór o kilkanaście centymetrów.

Z drugiej strony usłyszałam łoskot, siarczyste przekleństwa i po naprawdę długiej ciszy, gdy zamarłam w bezruchu, złorzeczenia pod moim adresem. Z wahaniem - zapominając o swoim postanowieniu - wychyliłam głowę przez wąską szparę. Na wąskim, ciemnawym korytarzu leżał rozłożony, trzymając się za nos Ron. Nogami przytrzymywał drzwi w odwecie za niespodziewany atak.

   Zapewne chciał wyglądać na wściekłego, ale w jego oczach czaiło się rozbawienie widoczne na twarzach stojących nieopodal starszych piratów. Wyglądali jakby starali się nie upodobnić koloru twarzy do rudych włosów.

Łał moimi nowymi strażnikami stali się bracia rudzielce.

- Och! - powróciłam spojrzeniem do pasierba Toma, który wyraźnie czekał na wyjaśnienie. Zamknęłam usta dłonią, by powstrzymać się od przeprosin. - Och, to tylko ty. Zasłużyłeś sobie, trzeba było nie przechodzić tędy.

- Chciałem jedynie przekazać tobie, żebyś uważała, bo będzie zamieszanie - uniósł brew. - Będziemy atakować statek widoczny na horyzoncie.

   Mimo to wydawał się skwaszony tą perspektywą. Nie tak jak ożywienie braci, ci z kolei czekali aż się ruszę. Wyglądali jakby mieli zamiar zaraz wywlec mnie na pokład tylko po to, by się przygotować na łupy. A dostaną je choćby za to, że mnie pilnują.

  Przegryzłam wargę oglądając się w lewo, gdzie były schody prowadzące w górę na pokład. Czy powinnam wychodzić? Może w radości, któryś z majtków postanowi złamać rozkazy Toma?

  Spojrzałam w oczy Rona. Przy pierwszym naszym spotkaniu wydawały mi się oczami węża - hipnotyzującymi, drapieżnymi i kuszącymi, koloru wiosennej, odradzającej się trawy. Ktoś mylnie mógł zinterpretować te radosne iskierki w oczach, zamiast zwykłego dziecinnego szczęścia z każdej drobnej rzeczy, mógłby uważać, że to radość z powodu pogromu innego statku.

Miłość i SofiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz