5. Porwana Miłość

225 18 0
                                    

    Miłość

     Jęknęłam zwijając się w kłębek na twardawym materacu. Chwyciłam dłonią pulsującą bólem potylicę. Zacisnęłam powieki, czując się jeszcze gorzej nawet przez tak lekkie muśnięcie palcami. Gdzie podziała się ta przeklęta służąca?! Powinna od rana do nocy siedzieć ze mną i coś zrobić z tym nieznośnym bólem! To takie trudne? Od tego w końcu jest, będę zmuszona powiadomić ciocię o jej niesubordynacji.

    Zaraz... Przecież mój pokój nie powinien się kołysać, tym bardziej materac nie był twardy... Powoli z wahaniem otworzyłam oczy i wrzasnęłam zapominając o potylicy. Wpatrywała się we mnie para oczu: zielonych, hipnotyzujących, drapieżnych i niebezpiecznych oczu przypominających do złudzenia ślepia węża gotowego zwieść mnie na manowce. Skrzyły się wewnętrzną radością (co było sprzecznością z moim stwierdzeniem). A ich właściciel uśmiechnął się rozradowany z jakiegoś nieznanego mi powodu. Może mojego wrzasku? Czyżby był piękny? O czym ja myślę!

  Kolejnym wrodzonym instynktem samozachowawczym było błyskawiczne cofnięcie aż pod ścianę i kolejne uderzenie w głowę (Auć!). Syknęłam, pare łez pociekło mi z oczu. Skrzywiłam się bardziej z powodu wpatrzonych we mnie współczujących oczu i twardego materacu niż z zadanego przez sobie samą bólu. Jednakże młodzieniec poznany wcześniej na korytarzu mojego piętra dalej klęczał przed moim posłaniem z wyszczerzonymi zębami.

  Do głowy wpadła mi straszna myśl, wprost skandaliczna: Czy aby na pewno mam na sobie sukienkę? Dla pewności przyciągnęłam do siebie nogi przykryte miękkim, ciepłym, wełnianym, pomarańczowym kocem. Objęłam je drżącymi ze zdenerwowania ramionami czekając na kolejny ruch mężczyzny o kasztanowych włosach, które już od dawna nie widziały grzebienia albo czegokolwiek czym mógłby je rozczesać.

- Gdzie moi wujowie? - wykrztusiłam cicho patrząc na niego przerażona. Zbeształam się za drżący głos, ale cóż mogłam poradzić?

- Jedynie ty jesteś naszą zakładniczką - odparł wzruszając skromnie ramionami i przybliżając się jeszcze bardziej z ciekawością dziecka w oczach. Jego pogodny ton głosu przyprawiał mnie o dreszcze, ponieważ czego mogłabym się spodziewać od wesołego pirata, który siedzi sam na sam ze mną? Tylko jednego, nie przyprawiającego mnie o zachwyt.

  Przegryzłam wargę nim mój niewyparzony język powiedział: "pocieszające". Wciśnięta w kąt, drżąca skupiłam się na znalezieniu wyjścia. Pomieszczenie, a raczej kajuta była drewniana, mała - w niej jedynie żelazna prycza przymocowana do podłoża, stoliczek tuż przy łóżku i jakaś szafka ze źle przymocowanymi drzwiczkami, które ruszały się w rytm bujania statku. Prócz tego drzwi naprzeciwko pryczy, nad nią zaś zamknięte na klucz okienko. No, musiałam przyznać - mam od groma możliwości ucieczek.

  Mój wzrok powrócił do ciemno ubranego kasztanowłosego mężczyzny. Mógł mieć jakieś dwadzieścia osiem lat. Ubrany tym razem jedynie w obcisłą, łataną, białą koszule i spodnie do kolan w tym samym stanie o barwie przypominającej zabłocone gluty (nie żebym sama sprawdzała kiedykolwiek jak prezentują się gluty w błocie). Jego ubiór przeczył czystym włosom oraz twarzy więc albo niedawno się mył albo wskoczył jak ten idiota do morza, żeby się wykąpać - przynajmniej pozbył się odoru spoconego ciała i psiej śliny. Jest również trzecia opcja - umył się będąc w rezydencji mojego wuja.

- Jak zapewne zauważyłaś nie wydostaniesz się stąd - powiedział opierając łokieć o materac, a na dłoni podbródek. Następnie ciężko usiadł na brudnej ziemi - wyjaśniła się tajemnica koloru spodni. - Jeśli nam się przysłużysz bezpiecznie, nietknięta wrócisz do domu.

- "Nam"? Jakim "nam"? Czego chcecie? - obrzuciłam go pytaniami, pocierając lewą dłonią głowę - I kto mnie uderzył?

   Mężczyzna zarumienił się jakby zdając sobie sprawę, że powiedział za dużo. Albo zestresował się doskonale wiedząc kto mi przyłożył i nie chciał - po przyjacielsku - zdradzić kto to zrobił.

Miłość i SofiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz