11. "You're...different"

702 79 37
                                    

Każdego dnia budziłam się w tym samym łóżku, każdego dnia schodziłam na dół, jadłam śniadanie z grupą istot o których istnieniu nawet nigdy bym nie pomyślała i każdego dnia czułam się coraz bardziej, a zarazem coraz mniej pewnie.

Patrzyłam na ich twarze i potrafiłam się uśmiechać, ale za chwile znów przypominałam sobie że uśmiecham się do osób, które zniszczyły moje życie i po prostu szlam na górę. Bardzo lubiłam wyglądać przez okno z pokoju Jack'a. Ten rozciągający się kilometrami las nadal robił na mnie wrażenie. Mogłam godzinami stać i delektować się delikatnym powiewem wiatru na mojej skórze.

Mijały miesiące a ja wciąż czułam się tak samo. Wciąż czułam pewnego rodzaju lęk do nich wszystkich. Nie okazywałam tego ale gdzieś w głębi się ich brzydziłam.

To nadal było tak samo nienormalne, nadal nie czułam się tu zbyt pewnie. Ja po prostu nie potrafiłam zabić, nie mogłam podnieść ręki na drugiego człowieka zwłaszcza jeśli ten nic mi nie zrobił. Na szczęście nikt nas do niczego nie zmuszał. Mieszkałam po prostu w pokoju Jack'a, który każdego wieczora znikał, a rano spotykałam go dopiero na dole. Zawsze zastanawiałam się, czy w nocy przychodzi i śpi obok mnie.

Jeff wraz z Jackiem czasami przyprowadzali ofiary do domu. Wtedy siedziałam w tym samym ciemnym pokoju co one i wraz z Nicolę słuchałam jak płaczą i błagają o litość. Ale żadna z nich nie miała tyle szczęścia co my. Każda ginęła. Niektóre od razu, niektóre po dwóch dniach. Ale w ich przypadku nikt nie okazywał litości.

Z czasem przestał robić na mnie wrażenie nawet ich błagalny wzrok, zeszklone oczy patrzące na mnie. Siedziałam, opierając twarz na dłoni i w głowie obstawiałam jak długo przeżyją. Nigdy nie zagadywałam. Nie było żadnego schematu, żadnej zasady, według której można by zgadnąć, kto i jak długo będzie cierpiał. Nic nie zmieniał fakt, czy ofiara była dzieckiem, czy dorosłym. Każdy umierał w cierpieniu. Na tym to polegało. Tylko na tym.

Zawsze najbardziej robiło na mnie wrażenie to, jak bardzo różni się od siebie Jack, który bezlitośnie morduje osoby w każdym wieku, od Jack'a, który chwilkę później przytula mnie, czesze moje włosy gdy leżę i czytam książkę, żartuje ze mną i biega codziennie po lesie. Były to dwie zupełnie inne osoby. Obie mnie odpychały ale jednocześnie do obu czułam swojego rodzaju pociąg.
Bardzo nie lubiłam w sobie tego niezdecydowania. Przecież byłam tu już tak długo a nadal nie wiedziałam, czy się ich boje czy nie.

Wieczorem, gdy siedziałam na górze i, dajmy na to, rysowałam, Jack często siadał obok mnie i po krótkiej rozmowie pytał, czy się go boje. Nie podnosiłem nawet na niego wzroku, a wtedy on zagarniał moje włosy za ucho i uśmiechał się, patrząc na moja twarz.
Wiedział, że się boje. Wiedział i był na to gotowy od samego początku.

Siedziałam akurat na parapecie po zewnętrznej stronie, kiedy poczułam uderzenie w plecy w dwóch miejscach i upadłam na ziemie kilka metrów niżej.
Ułamek sekundy później obok mnie pojawiła się Nicole, szczerząc się do mnie jak nigdy.
Spojrzałam na nią pytająco, a ona tylko uśmiechnęła się szeroko i zaczęła biec. Westchnęłam i zaczęłam ją gonić, nie rozumiejąc o co jej chodzi i dlaczego przed chwila zepchnęła mnie z okna. Biegłyśmy dość długo ale w końcu złapałam ja za rękę i zatrzymałam.

- O co Ci chodzi?! - zapytałam opierając dłonie na kolanach.

- A czy zawsze musi o coś chodzić? - dziewczyna usiadła na ziemi uśmiechając się nieustannie. Już od dawna widziałam że czuje się tu lepiej ode mnie, ale tak radosna dawno nie była.

- No już, co się wydarzyło? - dopytywałam.

- Nic specjalnego, naprawdę. - zapewniła mnie na co wzruszyłam ramionami.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 21, 2017 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Now Close Your Eyes || Eyeless JackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz