|13|

459 31 1
                                    


Ashton's pov
Michael i Luke cały czas wypytywali się mnie co mi się stało. Starałem się ich ignorować ale po paru dniach to już stawało się trudne do zniesienia.
- Ashton. Proszę powiedz nam co ci się stało - ugh. Luke znowu stał przedemną.
- Naprawdę nam możesz powiedzieć - Michael zaszedł mnie od tyłu kładąc tym samym rękę na moim ramieniu. Dziwiłem się że po tym co mu zrobiłem jeszcze jest w stanie być miłym.  Plan B czyli ucieczka został udaremniony. Mogłem im jeszcze przywalić ale coś mnie blokowało.
- Wywróciłem się - szybko wyminąłem ich aby uniknąć kolejnych pytań. Zadzwonił dzwonek. Mieliśmy mieć jeszcze Angielski ale jak to w Australii było meeeeeeega gorąco. Jeden angielski w tą czy w drugą. 
Mama, mam nadzieję, się o tym nie dowie i tak już się dla nas wystarczająco poświęca.
Kończyłem robić obiad i właśnie siadałem do stołu kiedy zadzwonił dzwonek. Powoli wstałem. Cały czas byłem przekonany że to Lauren się dobija bo znowu zapomniała klucza. Mieszkamy tutaj od niedawna ale czuję się tu jakbyśmy mieszkali tu latami. Rany na moich plecach jeszcze się nie zagoiły ale już zaczęły się zabliźniać. Takie myśli zaprzątały moją głowę kiedy zbliżałem się w kierunku drzwi. Otworzyłem je. Ogromnie się zdziwiłem kiedy zauważyłem tam Michaela.
- Co.. Co ty tu robisz?
- Przyszedłem sprawdzić co u ciebie i wkońcu dowiedzieć się co ci się stało.
- I tak nie zrozumiesz. Przecież masz normalną kochającą rodzinę! -wykrzyczałem w jego stronę.
W jego oczach pojawiły się łzy.
- Mylisz się. Jak bardzo się mylisz - kręcąc głową zaczął podwijać rękawy. Wyciągnął recę w moją stronę. Mimowolnie spojrzałem w to miejsce.
Przedramiona były pokryte mnóstwem blizn. Prawie wszystkie nachodziły na siebie.
- Nie mam rodziny - wyszeptał łamiącym się głosem.  Jeszcze raz spojrzałem na jego przedramienia. Mogłem być powodem tych blizn. Czemu to robiłem?
- Przepraszam. Tak bardzo tego żałuję - rozpłakałem się na jego oczach. Przytulił mnie. Staliśmy tam w otwartych drzwiach, przytulając się i razem płakaliśmy.
- Żałuję każdego słowa które się do tego przyczyniły. Jestem potworem. Nie zasługuję na nic - łkałem.
- Cicho. No już. Będzie dobrze - uciszał mnie Michael. Byłem mu wdzięczny że nie zadawał żadnych pytań.

Kiedy udało mi się choć trochę uspokoić podeszliśmy żeby usiąść na kanapie.
- Dlaczego powiedziałeś że nie masz rodziny? -zapytałem.
-Wszyscy nie żyją - odpowiedział łamiącym się głosem.
- Przykro mi - odpowiedziałem.
- Nie musisz się wysilać. Nienawidzę jak ktoś tak mówi mimo że nie wie jak to naprawdę boli.
- Ja jednak trochę wiem o bólu. Kiedy miałem 5 lat straciłem ojca. Nadal żyje ale wtedy uzależnił się od narkotyków, alkocholu i znęcania się nademną i moim rodzeństwem.
- To on ci to zrobił? -zapytał a ja w odpowiedzi tylko delikatnie pokiwałem głową -Dlaczego wcześniej nam nie powiedziałeś? Pomoglibyśmy ci. Jak chcesz mogę pomóc od niego uciec.
- Już to zrobiliśmy. Razem z Lauren, Harry'm i mamą wyprowadziliśmy się. Mieszkamy tutaj prawie od miesiąca.
- Pamiętaj. Zawsze będę chciał ci pomóc.
- Nawet po tym co ci zrobiłem - wskazałem na jego nadgarstki.
- Nawet...

Kiedy tylko Michael wyszedł w domu pojawiła się Lauren.
- No nareszcie znalazłeś sobie kogoś! Gratuluje! Wiesz jest całkiem przystojny.
- Kogo? - byłem zbity z tropu.
- To ten chłopak który wychodził z domu... wy nie jesteście razem?
- Nie nie jesteśmy - roześmiałem się. Naprawdę, to że jestem bi nie znaczy że odrazu będę sprowadzać do domu chłopaków.

Luke's pov
Naprawdę zaczynałem się martwić. Michaela nie było na ostatniej lekcji, a kiedy poszedłem do jego mieszkania Calum powiedział że nie było go tam od rana. Dzwoniłem do niego parę razy ale nie odbierał. Pozostało mi modlić się żeby nic sobie nie zrobił i żeby nikt go nie zaatakował.

Po raz kolejny próbowałem się dodzwonić do przyjaciela. Tym razem w końcu odebrał.
- Gdzie jesteś? Nic ci nie jest? - niemalże odrazu zasypałem go pytaniami.
- Nie, nie nic mi nie jest. Właśnie wracam od Ashtona.
- Co ty u niego robiłeś?
- Za 10 minut u mnie to ci wszystko wytłumaczę.

- Nareszcie jesteś. Mów co tam robiłeś?!
-Te rany. To przez jego ojca. Niewiem jak mu to zrobił. - szybko odpowiedział. Zamurowało mnie.
- Czyli te wasze dziwne przypuszczenia o samookaleczaniu się w taki sposób były błędne? -czasami zastanawiałem się czy wtajemniczanie Caluma w całą sprawę był dobrym pomysłem.
- Tak te i wszystkie inne przypuszczenia były złe - Michael nie tracił cierpliwości.- Dobra Calum. Poradzisz sobie? Idę na jakąś godzinę na spacer.
-Ok to pa.
Michael wyszedł z mieszkania a ja za nim.
-Słuchaj mam ci coś do powiedzenia -zwrócił się do mnie kiedy już byliśmy w parku.
- Tak? -chłopak wyglądał jakby się zastanawiał czy to powiedzieć.
- Pomożemu mu? - zapytał.
- Jeśli tego chcesz - objąłem go ramieniem. Wtulił się w moją klatkę piersiową.
- A zgodzisz się?
- Tak.
- To naprawdę chcę mu pomóc.
Potem już tylko spacerowaliśmy.

Calum's pov
- Wróciłem! - Michael wydarł się na całe mieszkanie.
- I co powiedziałeś mu tak jak było w planach? -odkrzyknąlem mu.
W drzwiach do salonu pojawił się właściciel czerwonych włosów.
- Nie - w jego głosie słuszałem coś na kształt smutku. - ale zgodził się pomóc Ashtonowi - na jego twarzy momentalnie pojawił się uśmiech.
- Ty naprawdę chcesz mu pomóc?
Po tym wszystkim co ci zrobił? Po tym jak przez niego zacząłeś się ciąć? Jesteś pewien że nie chcesz pójść do jakiegoś psychologa?
- Nie, dlaczego miałbym tam iść?
- Bo raczej nikt sprawny na umyśle nie chce pomóc swojemu największemu prześladowcy przez którego zaczął sobie robić krzywdę?
- Calum. Ja już chyba wiem co mi jest. Po prostu mam zbyt duże serce.
- Tak. Zaraz się o tym przekonamy. Dzwoniłem do mojej mamy i zgodziła się żebym tu został na stałe ale obecnie nie mam gdzie mieszkać.
- Yay! To świetnie! Możesz mieszkać u mnie! Nie będzie z tym żadnego problemu! - praktycznie wypiszczał chłopak.
- Faktycznie nadal masz ogromne serducho. A ja myślałem że jakkolwiek się zmieniłeś.
- To się myliłeś - prychnął Michael.

Michael's pov
Mimo że Calum wkurzył mnie swoim zachowaniem, strasznie się cieszyłem że zostanie. Nareszcie będę miał z kim pogadać po szkole. Teraz jeszcze tylko do roboty i może poproszę żeby Cal przed moim powrotem zamówił pizzę. Ostatnim razem jak miał upiec babeczki mało nie spalił mieszkania. Czasami dobrze mieć go przy sobie ale nie można pozwalać mu zbliżać się do gorących przedmiotów. Raz przejechał sobie żelazkiem po rękach, następnym wylał na siebie wrzątek a na plastyce w gimnazjum poparzył się gorącym klejem. Więc jeśli Luke mówi że to ja jestem niezdarą to jeszcze nigdy nie widział Caluma w akcji.

Wracając wieczorem z pracy założyłem słuchawki na uszy i włączyłem MKTO - American Dream (na górze). Ta piosenka zawsze dawała mi nadzieję i promyk szczęście w ciężkie i męczące dni. Taki jak ten. Powietrze było ciężkie i zanosiło się na deszcz więc starałem się jak najszybciej wrócić. Naglę na moją głowę spadło parę kropel. Potem było ich już tylko więcej. Deszcz spływał po moim ciele a ja rozkoszowałem się tą chwilą. W sumie lubiłem deszcz. Szczególnie w takich chwilach. Wtedy czułem że wraz ze smutkiem spływają ze mnie wszystkie kłopoty i ciężar życia. Kiedy byłem już cały mokry powoli znów zacząłem wracać w stronę mojego mieszkania. Teraz tak dokładniej mieszkania mojego i Caluma.

Trzasnąłem z impetem drzwiami Calum odrazu wychylił się z salonu.
- Nareszcie jesteś. Zastanawiałem się właśnie czy nie zgłosić twojego zaginięcia. Ale się znalazłeś więc nie ma tematu. To co jemy tą pizzę?
- Tak tylko się przebiorę bo zimno mi - wszedłem do mojego pokoju i zacząłem ściągać moje czarne jeansy. Szło to dosyć opornie bo były mokre ale udało się. Założyłem jakieś dresy a mokre ubrania zostawiłem w łazience. Wróciłem do szczerzącego się Caluma.
- To co oglądamy? -zapytał otwierając swoje pudełko.
I tak jakoś zleciał nam cały wieczór.

Rano
Wstałem z łóżka a raczej się z niego sturlalem. Podnioslem się do pionu. Okropnie kręciło mi się w głowie ale zmósiłem się do pójścia do kuchni. Calum już tam był.
- Cześć - powiedziałem cicho.
- Hej. Jesteś bardzo blady. Dobrze się czujesz ? -zapytał
- Nie za bardzo - odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Calum westchnął.
- I po co ty wczoraj po tym deszczu łaziłeś? Wychodzi na to że dzisiaj zostajesz w domu. Uśmiechnąłem się na tą myśli i wróciłem do łóżka jeszcze pospać.

Wiec wracam po tej dłuższej przerwie. Była ona poczęści spowodowana też brakiem weny i checi. Ale oto jestem. Mam nadzieję że was nie zawiodłam. Teraz posaram się wstawiać w jakić regularnych odstępach (np. W piątki i niedziele) Przesyłam przytulaski. Dzięki że jest was tak dużo i chce wam się czytać moje wypociny.

Penguin "MUKE"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz