|17|

282 20 2
                                    

Michael's pov
Minął miesiąc od kiedy nareszcie wróciłem do domu. Jeszcze nie nauczyłem się jak poruszać się na wózku tak aby nie przewrócić czegoś. Jednak Luke jest cudowny i nie chce mnie odstępować o krok. Zawsze podnosi mnie na duchu kiedy wpadam w dół przez to wszystko. Przecież mógł mieć każdą osobę na świecie a został ze mną, zepsutym przez świat chłopcem.
Kocham go całym sercem i staram się mu to okazywać jak najczęściej. Jeden z niewielu plusów tego wózka, Luke może przysiąść mi na nogach żeby dać mi całusa. Takie okoliczności sprawiają że jest to jeszcze słodsze.

-Mikeeeeee -wydarł się Luke wchodząc do mieszkania - mam coś dla ciebie.
- Mam się bać?
- Nie - powiedział podając mi bukiet polnych kwiatów. Dawno nie byłem na dworze więc z chęcią przyjąłem jakąś namiastkę natury - a teraz druga niespodzianka. Idziemy na dwór chcę ci coś pokazać- strasznie się ucieszyłem - ale ubierz się bo jeszcze mi się przeziębisz - roześmiałem się
- A nie dasz mi swojej bluzy? - zrobiłem zawiedzioną minę.
- Gdyby nie to że jesteś moim promyczkiem to bym ci jej nie dał. Ale to też ma swoją cenę- uśmiechnął się przebiegle - żądam pocałunku - powiedział takim śmiesznym tonem.
- Jak zechcesz mój panie - teatralnie skłoniłem się.
Luke przysiadł na moich kolanach i daliśmy ponieść się chwili. Po dłuższej chwili gdy w końcu oderwaliśmy się od siebie zapytałem :
- To dostanę tą bluzę czy nie?- Luke roześmiał się wstając. Podał mi najcieplejszą i największą bluzę jaką chyba miał. Szybko ją założyłem. Kochałem pożyczać jego ubrania, zawsze były przesiąknięte przyjemnym zapachem. Po chwili znaleźliśmy się na dworze. W myślach dziękowałem Luke'owi że dał mi tę bluzę bo było naprawdę zimno mimo że wciąż byliśmy w Australii. W powietrzu roznosił się przyjemny zapach ciasta. Podążyliśmy w stronę parku. Byłby to zwykły spacer gdyby nie jakiś pies który nie chciał odstąpić od nas. Najlepsze było to iż cały czas domagał się rzucenia jakiegoś patyka. Oczywiście nie mogłem odmówić dużym ciemnym oczom. Jednak kiedy musieliśmy już iść jakaś kobieta zawołała czworonoga więc raczej nie mogłem go wziąć do domu. Spacerem udaliśmy się do kolejnego przystanku. Luke nie chciał mi powiedzieć gdzie idziemy. Nic nie pomagało. Nawet błagalny wzrok. Po chwili się poddałem i skupiłem na otoczeniu. Po paru minutach byliśmy na miejscu. Lodziarnia do której zazwyczaj chodziliśmy. Prawie zapomniałem o jej istnieniu! Było zimno dlatego weszliśmy do środka. Było tam jakoś inaczej. Ucieszyłem się kiedy zauważyłem że to już nie tylko lodziarnia ale cała cukiernia. Zamówiliśmy kawę oraz szarlotkę. Taką na ciepło z lodami. Byłem w niebo wzięty. Uwielbiałem to ciasto.
- Wiesz co? Wyglądasz cudownie - powiedział Luke odgarniając moje już przydługie włosy z czoła. Zarumieniłem się. Luke nadal wpatrywał się w moją twarz. - mam coś dla ciebie -zdziwiony popatrzyłem na chłopaka - w końcu jutro obchodzimy twoje urodziny - zupełnie przez to wszystko zapomniałem !!! Chłopak położył na stół paczkę
- Dziękuję - powiedziałem i dałem buziaka chłopakowi. Otworzyłem paczkę i znieruchomiałem. Był to pluszowy pingwin którego dałem Luke'owi 2 lata temu na walentynki. Popatrzył głęboko w moje oczy:
- Już jakiś czas temu zorientowałem się że to od ciebie dostałem moją tajemniczą walentynkę. Kocham cię i mam jeszcze jedną niespodziankę. Ale już nie dzisiaj.  - przez cały czas miałem zeszklone oczy.
- Luke, też cię kocham. Jesteś najlepszą osobą jaką spotkałem w moim życiu.
Resztę dnia spędziliśmy u mnie. Co prawda Calum się dołączył ale mimo tego był to jeden z lepszych wieczorów w moim życiu.

I oto powracam do żywych. Możecie mnie zabić za tą prawie ośmiomiesięczną przerwę. Jeden z słodkich i baaaardzo tęczowych rozdziałów. Niestety musi być krótki i tylko z jednej perspektywy bo inaczej zdradzę niespodziankę :) ale nadal zachęcam do zgadywania co to będzie. Postaram się napisać coś jeszcze na dniach ale narazie to musi wam wystarczyć :)

Penguin "MUKE"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz