Rozdział 1 część 3

516 62 3
                                    



Adrian udał się do biblioteki. Chciał prosić Williama, by Alice mogła na czas nieobecności Rona zamieszkać z nimi w świecie shinigami. Ku ogromnemu zdziwieniu Crevana, Willu zgodził się bez większych oporów. Tak więc Alice zamieszkała u rodziców. Agnes targały sprzeczne uczucia. Jako matka bardzo się cieszyła mając swą córkę nareszcie dla siebie. Zwłaszcza, że nie dane im było cieszyć się sobą przez wiele długich lat. Lecz jako przyjaciółka miała ogromne wyrzuty sumienia. Barbara została bowiem całkiem sama. Nie byłaby jednak przyjaciółką, gdyby nie rozumiała uczuć jakimi kierowała się Agnes i gdyby nie była wyrozumiała. Rozumiała doskonale potrzebę bliskości matki i córki, zwłaszcza w trudnych dla tej drugiej chwilach. Wszyscy znaleźli się w tej pożałowania godnej i zagmatwanej sytuacji. Tak więc bez oporów, choć z ogromnym żalem Barbie została sama, bo cóż jej pozostało? Była też świadoma, że Alice jest jednak córką jej przyjaciółki i że w jej żyłach płynie krew shinigami, co pewnie pomogło podjąć Williamowi taką, a nie inna decyzję. Nie miała do niego żalu. Choć pozbawił ją towarzystwa zarówno Rona jak i Alice, która była dla niej jak córka. Pocieszała się myślą, że zarówno Alice jak i jej rodzice na pewno będą jak zwykle częstymi gośćmi w jej domu, który traktowali jak swój drugi dom. Ta myśl dodawała jej otuchy na nadchodzące samotne dni i noce. Ale było jej smutno. Zwłaszcza pierwszego wieczoru. Poszła więc spać bardzo wcześnie, o wiele wcześniej niż zazwyczaj. Lecz nie umiała zasnąć. Nic nie pomogły stosowane zwykle w takim przypadku domowe sposoby, czyli ciepłe kakao czy mleko z miodem. W samotności nie smakowały już tak dobrze, jak w obecności Alice i Rona. Przewracała się wiec z boku na bok, a sen nie przychodził. Barbara nie zdawała sobie sprawy z tego, iż nieopodal jej domu, tak blisko jak tylko mógł sobie na to pozwolić, był ktoś , komu bardzo zależało na jej bezpieczeństwie i spokojnym śnie. Akurat teraz właśnie, kiedy została zupełnie sama. William nie mogąc sprecyzować swoich uczuć i intencji, jak ćma przylatująca do ognia, wciąż powracał tu, przed jej dom, by chociaż raz ją zobaczyć, by być pewnym jej spokoju, a nawet jej istnienia. Jakby ciągle nie mógł uwierzyć w to, że ktoś taki jak ona może tak bardzo liczyć się w jego życiu. Tak zawładnąć jego umysłem, a nawet i sercem. Ale do tego bał się przyznać nawet sam przed sobą. Choć nie zdawał sobie sprawy, że już za późno na ucieczkę. Przecież shinigami, zwłaszcza taki jak on nie mógł kierować się sercem. Jego pozycja, stanowisko i odpowiedzialność jak na nim ciążyła, a także powierzone mu obwiązki były dla niego jednocześnie powołaniem jak i przekleństwem. Tak bardzo zintegrował się ze swoją pracą, że myślenie o samym sobie i swoich potrzebach było dla niego czymś niestosownym. Czymś czego jeszcze nigdy w życiu nie robił. Sprawy społeczności bogów śmierci zawsze były dla niego najważniejsze. I pewnie dlatego nie potrafił tak naprawdę się w tym odnaleźć. Sam nie zdawał sobie z tego sprawy, ale był zakochany jak wcześniej Adrian a potem i Ron. Takie wytłumaczenie, choć najprostsze, nawet nie przyszło mu do głowy. Być może nawet bał się dopuścić do siebie myśl jak mu się zdawało, tak absurdalną. Swoją obecność przed jej domem tłumaczył sobie wyrzutami sumienia, bo przecież to za sprawą jego decyzji Barbara została teraz całkiem sama. Ale nie odważył się ujawnić swojej obecności, jeszcze nie. Chyba w ogóle się na to nie zdecyduje. Raczej nie. Nigdy. Co by to dopiero było?

------------------------------------------------------------------------------------------

Adrian obudził się w środku nocy. Zupełnie sam w swoim wielkim łóżku. Nie była to rzecz rzadka, zwłaszcza ostatnio, od kiedy Alice zamieszkała z nimi. Agnes często do późna spędzała czas na rozmowach z ich córką, i niejednokrotnie spała w jej pokoju. Crevan też bardzo się martwił, nie tylko o swoje dorosłe już przecież dziecko, ale także o Ronalda. Wiedział, że Grellu będzie uważał na swego nowego kolegę, ale wiedział też jak roztrzepanym bywa rudzielec, zwłaszcza w najbardziej nieoczekiwanych momentach. I zawsze wtedy kiedy nie było trzeba. Jego wyczucie shinigami i tym razem go nie zawiodło, bo choć Sutcliff i Knox byli tak daleko, czuł, że dziej się coś niedobrego. Ciekawe czy William też ma takie przeczucia. Powinien udać się do biblioteki, ale przecież nie w środku nocy. Wstał, bo sen zupełnie już go opuścił. Dobrze, że Agnes spała u Alice, bo pewnie zdenerwowałaby się od razu i zasypała go pytaniami, a sam jeszcze nie był pewien, co takiego mogło go aż tak zaniepokoić. Żałował jednak, że nie ma jej przy nim. Chciał się do niej przytulić, bo jej bliskość dawała mu poczucie bezpieczeństwa i spokoju. Samym swym istnieniem odsuwała od niego wszelkie smutki. Kochał ją nad życie i nie wyobrażał sobie, by móc ją czymś niepotrzebnie martwić. Ogień na kominku dawno wygasł, ale żar dawał jeszcze nikłe uczucie ciepła. Sam nie wiedząc co począć, siedział chwilę wpatrując się w ciemność. Taka niepewność rzadko ostatnio go nawiedzała, a to tym bardziej dawało powód do niepokoju. Odkąd odzyskał Agnes i Alice jego życie stało się pełniejsze i był naprawdę szczęśliwy. Spokój jaki dzięki temu zyskał i stabilizacja uczuć pozwoliły mu znów obudzić w sobie najlepsze cechy shinigami. Dlatego też czuł, że coś się stało, pytanie tylko co? Powinien jak najszybciej porozmawiać z Willem. Po cichu, by nie zbudzić swoich ukochanych kobiet, ubrał się i wyszedł na zewnątrz, zaglądając po drodze do pokoju córki. Tak jak myślał, spały razem. Alice jak małe dziecko tuliła się do matki. Ten widok wywołał na jego twarzy mimowolny uśmiech. Nikomu nigdy nie pozwoli na zburzenie tego spokoju, ani by odebrano mu kiedykolwiek, tego co było dla niego tak drogie. Na zewnątrz była ciemna i chłodna noc, ale Adrian jako bóg śmierci nie czuł chłodu. Takie uczucie nawiedzało go tylko w stanach zagrożenia. Chciał udać się od razu do biblioteki, bo był pewien, że William nie śpi, ale nie zrobił tego. Wiedział, że kiedy Agnes się obudzi i go nie zastanie, domyśli się, że coś się stało. Przespacerował się trochę, by ukoić niepokój i pomyśleć. Willu też miał sporo zmartwień na głowie. Do służbowych problemów doszły jego osobiste. Adrian nie był ślepy i widział co się dzieje. Wiedział też, że to było dla Williama coś nowego i na pewno niełatwego. Żal mu było przyjaciela. Lecz był pewien, że Spears dopóki sam się nie połapie w tych zagmatwanych uczuciach, nikt i nic nie będzie w stanie mu w tym pomóc. Nawet on. Wrócił więc do swojej wieży. Agnes już wstała. Czekała na niego. Kiedy wszedł do pokoju, stała tam taka piękna jak zawsze i chyba zdzwiona jego nieobecnością.

- Gdzie byłeś?

- Na małym spacerku – uśmiechnął się do niej.

- Coś się stało?

- Nie, nic takiego, nic czym mogłabyś się martwić. Alice śpi? – umyślnie skierował jej myśli na inne tory.

- Tak, jak kamień. Do późna rozmawiałyśmy. Ona stara się być dzielna, ale i tak widzę ile ją to kosztuje nerwów. Niech śpi.

Adrian podszedł do niej zdecydowanym krokiem. Po czym ujął jej twarz w swoje dłonie i mocno ją pocałował. Oddała pocałunek prawie natychmiast, z tą sobie tylko właściwą namiętnością. Przez chwilę zapomniał o wszystkim, o niepokoju, niepewności i wątpliwościach jakie go ogarnęły tej nocy. To było odpowiednie lekarstwo na jego troski.

- Kocham Cię – wyszeptał.

- Kochanie, czy coś się stało?

Przytulił ją mocno. Tęsknił za nią nawet teraz, kiedy trzymał ją w ramionach, kiedy była tak blisko niego. Zwłaszcza wtedy. Już nigdy nie uwolni się od tej tęsknoty. Całował czule jej jedwabistą skórę, z coraz większym zatraceniem. Ona podniosła delikatnie jego twarz i spojrzał mu w oczy. Adrian wyszeptał prosto w jej słodkie usta.

- Pragnę cię i chce się z tobą teraz kochać.

I nie czekając na odpowiedź wziął ją na ręce i zaniósł do łóżka. Nie przestając całować ani przez chwilę. A ona oddała mu całą siebie, jak zawsze zresztą, z miłością.

SERCE SHINIGAMIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz