Ron biegł przed siebie ile sił w nogach, ale nie udało mu się odbiec zbyt daleko, kiedy drogę zagrodził mu Sebastian Michaelis. Ronald przystanął. Tak dać się podejść. Wszystkiego by się spodziewał, ale nie tego, że demon sam będzie go ścigał. Michaelis trzymał w ręku kosę Grella Sutcliffa. Ron nie czuł strachu, raczej wściekłość. Głownie na siebie i swoją głupotę. Już wiedział, co miał na myśli Adrian mówiąc, że muszą go chronić. Niemal zastygł bez ruchu, podczas gdy Sebastian zbliżał się do niego niespiesznie.
- Cóż mój młody shinigami, chciałeś nas opuścić? Nieładnie! To bardzo niegrzeczne z twojej strony!
Ronald milczał, nie chcąc prowokować demona. Ten zaś był coraz bliżej niego.
- Nie uważasz, ze to niezbyt ładnie z twojej strony zostawiać swego senpaia w tak opłakanej sytuacji? Nie sądziłem, że bogowie śmierci to tacy tchórze.
Wtem obaj usłyszeli zbliżające się kroki.
- I mówi to demon, który nie ma odwagi stanąć ze mną do walki twarzą w twarz, tylko ucieka się podstępów, by zwabić mnie tutaj. Czego się spodziewałeś Sebastianie Michaelisie? Że dam się wciągnąć w twoją pułapkę!?
- Adrian! – krzyknął z niemałą ulgą Ron.
Sebastian odwrócił się także. Jego oczy zapłonęły czerwienią.
- No proszę! Sam Adrian Crevan! Legendarny shinigami we własnej osobie! Twoja obecność tutaj świadczy jednak o tym, że dałeś się wciągnąć w jak to nazwałeś ? A – w moją pułapkę. Przybyłeś tu dokładnie tak, jak się tego spodziewałem.
Adrian powoli podszedł do nich. Był sam, bo William pospieszył szukać Grella. Był wprawdzie Ron, ale nie na wiele mu się zda jego obecność. Trzeba zachować ostrożność. Michaelis aż kipiał z wściekłości i Crevan wiedział, że demon ledwie się powstrzymuje. Adrian jednak był jak zawsze opanowany. Trzymał tylko w dłoniach swoja kosę, by nie musieć w razie czego tracić czasu na jej wydobycie spod płaszcza. Ronald zrobił kilka kroków w tył. Crevan znalazł się teraz miedzy młodym kolegą, a swym odwiecznym wrogiem. Cisza jak nagle zaległa, aż dzwoniła w uszach. Wszyscy trzej stali niemal bez ruchu, mierząc się nawzajem wzrokiem.
- Ronald, wracaj do Willa! Ja tu sobie pogadam ze starym znajomym jak trzeba!
Sebastian Michaelis roześmiał się.
- Nie tak szybko! Myślisz, że dam mu odejść? By sprowadził tu kolejnych shinigami? Mowy nie ma!
Adrian nadal stał spokojnie.
- Nie masz już na to wpływu Michaelis! Ronald odchodzi, ja za to zostaję! Nie zamierzam już dłużej tolerować twojej obecności na tym świecie! Odeślę cię do piekła tam gdzie twoje miejsce!
Demon tylko się znów roześmiał.
- Tak ci się tylko zdaje, shinigami! Nie dam się tak łatwo! Zamierzam unicestwić ciebie i twoich towarzyszy. A potem nasycę się waszymi duszami!
Adrian zrobił kilka kroków w stronę przeciwnika, jednocześnie nakazując Knoxowi by odszedł!
- No, dalej! Ronald, to nie jest prośba! Spadaj stąd, ale już!
- Zostaję! – krzyknął Ron – pomogę ci pozbyć się tego szkodnika.
- Na nic mi twoja pomoc, bo nie masz czym walczyć! – Adrian z lekka objawił swe zniecierpliwienie. Jaki ten kohai nieusłuchliwy. Jakby mu życie nie było miłe! A miał przecież tak wiele do stracenia. Crevan doceniał jego odwagę, ale na nic mu ona bez jego kosy śmierci. Po co narażać dwa istnienia? Zupełnie bez sensu!
CZYTASZ
SERCE SHINIGAMI
FanfictionKontynuacja OKULARÓW SHINIGAMI i ŚLADAMI SHINIGAMI FF - Kuroshitsuji - Yana Toboso